Epilog

8K 598 664
                                    

Siedziałem przy biurku pomimo późnej pory, pijąc whisky, które znalazłem w biurku. Nie miałem ochoty na kontakt z ludźmi. Po prostu dzisiaj stało się zbyt dużo. A w zasadzie to wczoraj, bo jest już grubo po północy. Po raz kolejny podniosłem lekko już zmiętą, poplamioną alkoholem od dotyku kartkę i zacząłem czytać ją kolejny raz.

 
STANY ZJEDNOCZONE AMERYKI

Urząd stanu cywilnego w Waszyngtonie, Dystrykt Kolumbii.

OPIS ZUPEŁNY AKTU ZGONU

I. Dane dotyczące osoby zmarłej:

1. Nazwisko: Alley.
2. Imię (imiona): Ashley.
3. Nazwisko rodowe: Nieznane.
4. Data urodzenia: Nieznane.
5. Miejsce urodzenia: Nieznane.
6. Ostatnie miejsce zamieszkania: Waszyngton.

II. Dane dotyczące zgonu 

1. Godzina zgonu: dwudziesta pierwsza /21/ osiem /08/.
2. Miejsce zgonu: Waszyngton.
3. Przyczyna zgonu: Śmierć przez wykrwawienie się.
4. Obrażenia: Strzał w brzuch z niewielkiej odległości.

III. Dane dotyczące osoby zmarłej:

Brak danych.

 

To była moja jebana wina. Tak, to przeze mnie ona nie żyła. Duże wyrzuty sumienia szarpały się w moim umyśle. Cholerne nagrania. Gdybym odsłuchał je chociaż godzinę wcześniej! Co ja pierdolę... Dwie minuty wcześniej! Odłożyłem kartkę na stół i pociągnąłem dużego łyka ze szklanki. Zabroniłem komukolwiek wchodzić do tego biura do odwołania, pod karą wywalenia z roboty, dlatego też w zasadzie na całym piętrze panował spokój. A ja siedziałem przy tym jebanym biurku, patrząc na te debilne modele statków i piłem. Jedyne na co miałem teraz ochotę to... No właśnie.

Kurwa, chciałbym po prostu cofnąć czas.

Kiedy tylko zobaczyłem przebieg akcji na dużym monitorze od razu wybiegłem z pomieszczenia operacyjnego. Nie zważając na nawoływania Hadriana zjechałem windą do garażu, biorąc pierwszy lepszy samochód i pojechałem pod klub „Night Time". Wysiadłem z pojazdu, nie zamykając nawet drzwi i pobiegłem tam, gdzie robiło się największe zbiegowisko. Przecisnąłem się przez uzbrojonych ludzi, patrząc na ziemię. Bezwładne ciało leżało patrząc na mnie pustym wzrokiem w ogromnej kałuży krwi. Cholerna osiemnastolatka pod moimi nogami mówiła mi, że to moja wina. Wpatrywałem się w jej czarne włosy i tego samego koloru skórzaną kurtkę, którą tak uwielbiała. To w niej była u mnie po raz pierwszy. Wtedy postrzelona, trzymała się przy życiu, twardo nie przyznając się do żadnego bólu. Czemu nie mogło tak być i tym razem? Czemu musiała umrzeć... Była taka silna, odważna, honorowa. Miała w sobie to coś, co nie pozwoliło jej przejść obojętnie obok śmierci prawnika-przyjaciela. Zgodziła się narażać swoje życie dla niego. I zginęła. Chociaż układ był prosty. A ja nie dopilnowałem jebanych nagrań... Ostatni raz uwieczniłem ten widok w pamięci i odwróciłem się na pięcie odchodząc. Ignorowałem wszystkich ludzi, którzy do mnie coś mówili. Miałem to teraz po prostu w dupie. Wszystko się zjebało, przeze mnie.

Teraz siedziałem patrząc na te kartki i ciągle powtarzałem sobie to samo. Najbardziej bolało mnie to, że oskarżyłem ją o zdradę, myśląc, że jest suką, że mnie wykorzystała.

I to nie ja jej zaufałem.

To ona zaufała mi.

Alley ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz