Rozdział 37

6.1K 412 260
                                    

Liczę na Wasze komentarze! Postaram się odpowiedzieć. A większość z nich :)

Od mojego przyjazdu do ośrodka minął już tydzień, a konkretnie to dziś jest siódmy dzień mojego pobytu. Mogę śmiało powiedzieć, że to był mój najlepszy i najdziwniejszy tydzień od roku. W ośrodku szkoleniowym Riggs, jako mój trener, przygotował mnie do obiecanego przez Johna testu sprawnościowego. W prawdzie od pamiętnej walki Elijah wolał się do mnie nie zbliżać (no i dobrze), ale nadal ze mną (na nieszczęście) przesiadywał. Razem jednak ustaliliśmy (wyjątkowo obyło się bez sprzeczek), że będę mogła ćwiczyć sama bez jego nadzoru. Warunek miał być jedynie taki, że pakerzy będą mnie cały czas obserwować. No i tym razem wywiązali się z powierzonego im obowiązku. Riggs podał mi tylko czego mniej więcej powinnam się spodziewać na tym sprawdzianie umiejętności. Ledwo udało mi się to od niego wyciągnąć, ale po bardzo inteligentnej rozmowie (czyli po nastraszeniu go łyżeczką) niechętnie powiedział.

Dlatego ostatnie pięć dni spędziłam głównie na bieganiu, biciu worka (nikt po akcji z Brandonem nie chciał zostać moją parą w walce, chociaż znalazłby się może jakiś jeden śmiałek), ćwiczeniu na przyrządach w siłowni, pływaniu w basenie, który swoją drogą odkryłam, że jest w hali obok. Ćwiczyłam też szybkość reakcji. Do tego zaangażowałam swoich dwóch ochroniarzy. Oni z bananem na twarzy się zgodzili, bo zadanie polegało na tym, że oni mają mnie uderzyć, a ja muszę się przed tym uchronić. Po prostu mogą mnie pobić, a ja nie mogę ich dotknąć. Robiłam takie ćwiczenia wcześniej, ale wyszłam z wprawy, dlatego też na moim ciele jest sporo siniaków. W ostatnim czasie jednak wracam do stanu z czasów przed moim złapaniem.

Dowiedziałam się, że w trzecim magazynie jest strzelnica. Z resztą nie trzeba tu eksperta, aby rozpoznać huki po wystrzale z pistoletu. Niestety usilnie nie pozwalano mi się tam dostać. Dlatego cały dzień (dosłownie) ćwiczyłam, aby odciągnąć swoją uwagę od kusząco wyglądającego hangaru, gdzie zapewne trzymają pełno gnatów. Automaty, pół automaty, nie automaty, rewolwery, strzelby... Nie, to zbyt kuszące.

Co do ludzi kręcących się tu... Przestałam ich widywać. Jedynie na stołówce podczas posiłków, ale ja zawsze na koniec przychodzę, więc jest mało osób. Nathana od zaproponowania mi wspólnego wyjścia nie spotkałam. Raz czy dwa mignął mi gdzieś na dworze. A co do Brandona... Po jego kilkudniowym pobycie w szpitalu wrócił na miesiąc do domu. Ze złamana ręką i tak nic za bardzo robić nie może, a dodatkowo on sam jest jeszcze mocno poobijany, więc o ćwiczeniach mowy nie ma, nie żeby mnie to obchodziło.

Wieczorem, gdy było już ciemno, a komary i inne robactwa gryzły niemiłosiernie, wkuwałam wiadomości z teczki, którą dał mi John. Nie ma tam nic ciekawego o czym warto wspominać. Jedynie informacje o nauczycielach i niektórych uczniach. No i plan szkoły. Nic na co warto teraz marnować czas.

Niedawno zjadłam śniadanie. Od razu po tym pobiegłam ćwiczyć, jak przez ostatnie parę dni. Aktualnie wyżywałam się na worku, który po moich kilkugodzinnych treningach jest już trochę naderwany w niektórych miejscach. Mężczyźnie mnie pilnujący też korzystają z nieograniczonego dostępu do siłowni i również robią jakieś ćwiczenia. Pot lał mi się po twarzy i włosach, a ja coraz bardzie byłam skłonna do natychmiastowego ścięcia ich.

Nagle panującą w pomieszczeniu ciszę przerwał trzask drzwi wejściowych i szybkie kroki. Nie zwróciłam na to specjalnej uwagi i nadal biłam worek. Poczułam jak ktoś trąca mnie, a ja zdenerwowana, że przerywa mi się trening odwróciłam się z zamiarem zapoznania jego twarzy z moją pięścią. Okazało się, że to był Riggs. Ten jednak przyzwyczaił się już do moich zachowań i po kilkukrotnym zderzeniu się z rękawicą bokserską odpuścił sobie zaczepianie mnie ręką gdy odkrył, że jego policzek jest cały fioletowy. Dlatego też wspaniałomyślnie używał kija, najczęściej szczotki.

Alley ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz