One-shot #2

6.2K 360 34
                                    

Wypadek

- Ash. Mów mi Ash. – Słowa nadal uderzały się o zakamarki mojego umysłu. W głowie mi się nie mieściło, że ta kobieta zaufała mi na tyle, aby powiedzieć jak się nazywa. Oczywiście, to nie musiało być jej prawdziwe imię, ale nie zmienia to faktu, że jako jedyny znam ten sekret. Trudno to wytłumaczyć...

Od razu po wyjściu z tego 'budynku piekieł' skierowałem się do samochodu. Dzięki rozprawie Alley i zadziwiająco dobremu wynikowi, zdobyłem całkiem niezłą sławę, a co za tym idzie: pieniądze i klientów. Nikogo więc nie powinien zdziwić fakt, że wsiadłem do dość drogiego, sportowego samochodu. Zamierzam udać się do nowego klienta, który zażyczył sobie jako prawnika akurat mnie. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie jeden szczegół: muszę jechać do Seattle w stanie Waszyngton, czyli miasta położonego na drugim końcu Stanów.

Oczywiście, mógłbym wziąć samolot, tyle, że akurat wszystkie miejsca w publicznym były zajęte, a firma nie ma swojego prywatnego. Wychodzi na to, że muszę tłuc się trzy lub nawet cztery dni w puszcze na kołach.

Jedyną dobrą stroną tej podróży jest fakt, iż będę mógł zajechać do chorej ciotki. Nie widziałem jej już dobry rok, a robi wyśmienite ciasto.

Moim zadaniem zostało bycie obrońcą Steve'a Klayton'a. Jest on świadkiem koronnym i zeznaje przeciw Maurycerry'emu Smith'owi. Groźny mafioz, który zarządza całym kartelem narkotykowym w pięciu stanach. Robota będzie trudna, bo sam świadek ma postawionych wiele poważnych zarzutów. Nie do końca jeszcze wiem, jak z tego wybrnąć, dlatego całą drogę myślałem nad paragrafami, aktami i wszelkiego rodzaju akapitami.

Cztery dni. Cztery pieprzone dni! Tyle zajęło mi dotarcie do tego zakichanego stanu. Wczoraj o drugiej nad ranem zameldowałem się w pięciogwiazdkowym hotelu o nazwie Fairmont Olympic Hotel. Trzeba korzystać z życia i z tego, że ma się kupę siana.

Od tamtego czasu odsypiałem, a obudziłem się dwanaście godzin później, idealnie na obiad.

Nie chcąc tracić czasu zabrałem do stołówki moją aktówkę, aby w czasie obiadu ulepszyć linię obrony. Tak więc zamiast dwudziestu minut, w pomieszczeniu spędziłem dwie godziny. Co gorsze - mój obiad zrobił się zimny. Ale co na to poradzić?

Jutro miała odbyć się rozprawa, dlatego musiałem jeszcze dziś pojechać do sądu i dostarczyć odpowiednie papiery. Wsiadłem w samochód i ruszyłem w drogę. Po drodze zahaczyłem o jakiś sklepik z pamiątkami i szybko, by nie tracić czasu kupiłem i wysłałem Ash obiecaną monetę.

Normalnie powinienem dotrzeć na miejsce w niecałe dwadzieścia minut. Nie uwzględniłem jednak korków, które są dość częstym zjawiskiem w tym rejonie.

Stałem właśnie na jednym z wielu skrzyżowań i szczerze mówiąc nawet nie dałbym rady powiedzieć na jakim, bo ja już nie ogarniam tych ulic. Stałem tak już od pół godziny i od tego czasu ruszyłem się tylko o parę metrów.

W końcu ruszyli. Yes! Jestem już i tak okropnie spóźniony. Przejeżdżałem właśnie przez ulicę, a kiedy byłem dokładnie na środku, nagle jeden samochód z naprzeciwka ruszył, tak, że wjechał na skrzyżowanie. Biały jeep pędził i chyba nie miał zamiaru się zatrzymać. Przerażony manewrowałem kierownicą, aby zejść mu z drogi. Niestety wydaje mi się, że jego celem byłem ja.

Parę sekund później usłyszałem wielki huk. Potem był już tylko ból. Ból, ból, ból. Przeszywający i okropny ból. Silny i bezlitosny. Dzwoniło mi w uszach. Jak przez mgłę docierały do mnie krzyki ludzi. Ból. Była tylko ciemność. Nieprzenikniona ciemność i trochę bólu. Potem ból ustał, a ja zagłębiłem się w nieskończoną otchłań.

Alley ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz