Rozdział 54

4.5K 469 86
                                    

4/6

Wiecie co? Nie chcę mi się. Publikuję wszystkie rozdziały maratonu TERAZ.  Miło ny było gdybyście okazali swoją wdzięczność gwiazdkami i komami 😁

PS. Pozdrawiam Gang Suk z komentarzy pod poprzednim rozdziałem.

To był ułamek sekundy.

W pierwszej chwili patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Potem instynkt sam zadziałał.

Mężczyzna wyciągnął zza paska broń, a ja w odruchu odskoczyłam, o włos uciekając pędzącym prosto we mnie kulom, które wbiły się w ścianę za moimi plecami. Drzazgi i wióry posypały się na ziemię, a huk wystrzału na pewno słychać było w całej kamienicy. Dobrze, że nikt w niej nie mieszka.

Nie dałam się wyprowadzić z równowagi. Może od ostatnich tego typu akcji minęło kilkanaście miesięcy, ale nic nie przyćmi wieloletniego doświadczenia. Gdy cudem uniknęłam postrzału, szybko wymierzyłam naładowanego Glocka w napastnika i posłałam cztery strzały. Mam jeszcze dwanaście, on też.

Nie czekając na to, czy kule dosięgną celu, przeturlałam się w bok i przycupnęłam za starą wyspą kuchenna która, mam nadzieje, ochroni mnie przed pociskami Beretty.

Przeładowałam pistolet i mocno ścisnęłam go w dłoni. Zaczęłam nasłuchiwać. Adrenalina wyostrzyła moje zmysły, więc słyszałam najcichszy szmer.

Przez chwilę nic nie było słychać. Potem coś się jakby przesunęło, a następnie kliknęło. Wiedząc co zaraz nastąpi, zakryłam uszy dłońmi. Chwilę później mój przeciwnik posłał sześć strzałów, z czego dwa przebiły się przez wyspę dosłownie parę centymetrów od mojej głowy.

Zostało mu tylko sześć pocisków.

Ścisnęłam pistolet mocniej w dłoni i policzyłam w myślach do dziesięciu, potem wychyliłam się i znowu posłałam cztery strzały. Tym razem przynajmniej jeden trafił, bo usłyszałam jęk bólu mojego przeciwnika. Chwilę potem koło mnie powstały cztery dziury. Zostały mu jeszcze tylko dwa pociski. Ja mam osiem.

Nie czekając ani sekundy dłużej wstałam na nogi i odszukałam wzrokiem leżącego faceta. Wycelowałam w niego i posłałam kolejne cztery kule i znowu wędrowałam ku ziemi. Niemalże czułam jak jego ostatnie dwie kule śmigają parę centymetrów od mojej twarzy.

Szybko wyszłam zza wyspy i podbiegłam do leżącego, mając nadzieję, że nie ma przy sobie żadnego zapasowego pistoletu i do tego czasu nie zdąży załadować starego. Miałam szczęście, bo jedyne co teraz robił to przyciskanie rąk do krwawiącego ramienia. Gdy mnie zobaczył chciał stanąć na nogi, ale nim to zrobił, upadł z powrotem, bo jedna z moich kul, dosięgnęła również je. Kątem oka zobaczyłam jego pistolet leżący na podłodze i odtrąciłam go butem. Celowałam swoją bronią prosto w jego głowę i pobieżnie zeskanowałam go wzrokiem, czy przypadkiem nie posiada innego pistoletu.

- Cu jest, kurwa? – zapytał podnosząc ręce ku górze i krzywiąc się na ból ramienia. Mówił z ruskim akcentem. A może to białorusiński? – Kim jestuś i cu tu robisz, dziecioku?

Gdyby sobie podarował tego dzieciaka, może pogadalibyśmy w trochę przyjaźniejszych warunkach. Nie pohamowałam się i kopnęłam swoim buciorem prosto w jego nos. Ahhh... ile razy robiłam podobne rzeczy tym samym butem... Trudno zliczyć.

- Ała! – krzyknął i już chciał ręką rozmasować bolący nos, ale ostrzegłam go przed tym kiwnięciem broni. - Czego chcusz? Ni znam cie przeciuż.

- Zamknij ryj Barewicz – warknęłam. – Kładź się na brzuchu i ręce na kark, bo nie daruję. – nakazałam.

- Okej, okej – mruczał. – Ni spinaj się tuk młoda. – wykonał moje polecenie. – Tu czego chcusz? I skąd znusz moja imie?

Alley ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz