Rozdział 10

9.3K 566 92
                                    

Siedziałam w pudle już dobry miesiąc. Od tamtego czasu praktycznie nic się nie zmieniło. Codzienna rutyna. Dogryzki ze strony współwięźniów, moje chamskie odpowiedzi i zirytowani strażnicy. Od pamiętnego przesłuchania, John po mnie nie przyszedł. Nie zawitał ani razu. Jedyna zmiana jaka zaszła w tym miejscu, była na początku mojego siedzenia tu. Przez pierwszy tydzień było w miarę spokojnie. Gdy wróciłam z przesłuchania, wieść o tym, że zgon Benjamina Berry'ego to mija zasługa rozeszła się błyskawicznie. Każdy patrzył na mnie z podziwem i lękiem. Niektórzy nawet gratulowali mi mojego wyczynu. Inni natomiast woleli się nie odzywać. Po tygodniu czar prysł i powróciło normalne życie więzienne. Jednak po tamtym wydarzeniu, zaskarbiłam sobie u wszystkich szacunek co dawało mi przewagę nad nimi w następnych tygodniach. Gruby znowu zaczął proponować mi szybki numerek, a ja co rusz ostrzegałam, że jeśli nie skończy, wyląduje tam gdzie Berry - trzy metry pod ziemią. Skubany, niestety, zawsze kładł się na końcu celi, tam gdzie nijak nie miałam dostępu. Gliny mieli już tego wszystkiego po dziurki w nosie, bo niejednokrotnie proponowali nam udostępnienie jakiegoś małego pomieszczenia, abyśmy się zamknęli i mogli spokojnie wyruchać. Policjanci to jednak chuje. Gdyby ruszyli raz tym swoim tępym mózgiem, poszli by mu znaleźć jakieś dziwki spod latarni. Mogę się założyć, że ucieszyłaby je perspektywa przespania się z "niebezpiecznym mężczyzną".

Byłam właśnie w trakcie wykłócania się z którymś więźniem o jakieś głupstwo. Właściwie nasze "wykłócanie się" można raczej nazwać kursem poznawania nowych przekleństw, bo bardziej podchodziło pod to co robimy. Wkurzeni strażnicy już dawno zainwestowali w zatyczki do uszu, więc mieli teraz na nas po prostu wyjebane. Jedli sobie w spokoju kanapkę lub czytali książkę.

- Nadęta suka! - Krzyczał facet.

- Niedojebany skurwiel! - krzyczałam mu prosto w twarz.

- Pierdolona dziwka!

- Zjebany chuj!

- Zasrany karaluch!

- Plugawy robal!

Oczy wszystkich co chwilę były skierowane to na mnie to na jego. Jak na meczu tenisa.

Do aresztu wszedł właśnie jakiś nowy strażnik, a gdy usłyszał nasze wrzaski, spojrzał najpierw na nas, a potem na ludzi, którzy mieli nas pilnować. Ci tylko wzruszyli ramionami i powrócili do gry w karty.

- Skretyniały szczur! - krzyknął facet z którym się kłuciłam tak głośno, że Nowy aż podskoczył.

- Walnięty kutas! - odkrzyknęłam.

Policjant jak na szpilkach podszedł do dowódcy strażników którzy nas pilnowali i powiedział coś do niego. W tym czasie cały czas ciskałam obelgami w mojego "kolegę".

Chwilę potem Nowy wyszedł i wrócił z ośmioma wyrostkami. Dwóch z nich podeszło do mnie.

- Odwróć się tyłem do wejścia i ręce za głowę. - Rozkazał jeden.

- A dlaczego miałabym to robić? - zapytałam, a po usłyszeniu kolejnej obelgi na swój temat ("- zjebana pizda!")odkrzyknęłam. - niedojebana krowa!

- Dyrektor Dymberly wzywa cię i jeszcze dwóch innych więźniów. - Odpowiedział drugi.

- O, w końcu sobie przypomniał o mnie. - Parskmęłam, ale wykonałam wcześniejsze polecenie.

Parę minut później szłam korytarzem pod eskortą ośmiu facetów-szaf i jednego małego policjanta, który po nas przyszedł. Nas, czyli niestety Grubego i Zesta. Jak się przed chwilą dowiedziałam, Zest to ten gość z którym się kłócił. Co chwila ciskaliśmy w siebie przekleństwami.

Alley ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz