Rozdział 32

5.7K 409 61
                                    

Na dobry początek roku ;) wiem że mnie kochacie :D

Gdy byłam w pudle towarzyszyła mi codzienna rutyna. W pewnym momencie wszystko zlewało się w jedno i człowiek już nie miał pojęcia, który jest dzień, czy godzina. Dlatego łatwo było się przyzwyczaić do niektórych czynności. Tam zdobywało się pewne nawyki, od których potem trudno jest się odzwyczaić. Jeszcze na początku mojej odsiadki towarzyszyła mi nuda. Wiadomo, mieliśmy określony plan dnia, ale zawsze było też pełno czasu wolnego, który musieliśmy spędzać w celach. Różni ludzie różnie sobie radzili.

Włoch rysował projekty tatuaży. Kris pisała nudne wiersze. Pulok rysował kredą po ścianie podobnie jak Wentyl, choć ten drugi przerzucił się potem na więziennego rocka. Lemur starał się robić tunele, aby uciec, ale jakoś marnie mu to szło. Baron rysował Tex i wymyślał pierdylirad imion dla dzieci. W końcu stanęło na Tonny'm i Pepper. Trochę za dużo Iron Mana, bo gdy Tex była na pierwszym widzeniu ze swoim synkiem (tym razem podawała się jako kuzynka), Baron zaczął przezywać małego Tonny'ego, Tonny'm Starkiem. No, a Pepper naprawdę ma rude włoski. Po tatusiu.

A jak ja sobie radziła z doskwierającą mi na każdym kroku przez rok nudą? Podobnie jak Rosso. Ćwiczyłam. Ćwiczyłam, ćwiczyłam, ćwiczyłam i nie zgadniecie co jeszcze robiłam.

Ćwiczyłam!

W życiu się tak nie na ćwiczyłam. Nie miałam zbyt dużo sprzętów do wyboru, więc głównie robiłam takie rzeczy, do których nie potrzeba było jakiś urządzeń. Dopiero parę miesięcy temu Pulok odstąpił mi swój worek, mówiąc, że i tak jest dla niego za duży. W sumie co się dziwić, jak jest się karzełkiem.

Tak więc wbrew pozorom nawet się tam tak nie nudziłam. Teraz nawet się cieszyłam, że nadal dbałam o swoją aktywność fizyczną, bo gdyby całkiem zapuściła się w treningach, to nie dałabym rady przebiec tych morderczych okrążeń zadanych mi przez Elijaha.

Udało mi się zmieścić w godzinie. Ledwo, bo gdy dobiegłam do mety, Riggs z niezadowoleniem stwierdził, że do upłynięcia pełnej godziny została niecała minuta.

Ten jednak nie dał mi jeszcze odetchnąć. Potem kazał mi zrobić pełno pompek, przysiadów i kurwa sama się w pewnym momencie zgubiłam w tym całym rozgardiaszu.

Podsumowując – po całym tym treningu byłam padnięta. Dodatkowo mężczyzna zapewnił mnie, że to była dopiero rozgrzewka. Ja nie wiem co będziemy robić po obiedzie i wole się nie przekonywać.

- Idź się umyj bo śmierdzisz. – Tak zakończył nasz poranny trening. Nie no, super! Nie ma to jak od faceta usłyszeć, że śmierdzę.

Teraz czysta i pachnąca szłam w stronę stołówki, z której dochodził głośny gwar. Już podczas treningu widziałam jak niektórzy przyjeżdżają, dlatego też psychicznie przygotowałam się na spotkanie dużej grupy ludzi.

Ignorując ciekawskie spojrzenia, udałam się do szwedzkiego stołu, szybko nałożyłam co popadnie i podeszłam do oddalonego od większości osób, dwuosobowego stolik.

Zaczęłam grzebać widelcem w mojej porcji. Okazało się, że wzięłam owsiankopodobne coś. Kto daje takie rzeczy na obiad? Nienawidzę owsianki, a w szczególności czegoś, co miało ją przypominać. Chyba już to mówiłam, czyż nie?

Nagle krzesło przede mną odsunęło się z piskiem i ktoś na nim usiadł. Podniosłam wzrok i moje oczy napotkały blond czuprynę, której tak bardzo ostatnimi czasy nienawidzę.

- Co tu robisz? – wysyczałam.

- No chyba nie myślałaś, że dam ci spokój – prychnął, jakby to było oczywiste.

Alley ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz