Rozdział 31

6.2K 346 52
                                    

Odprowadziłam wzrokiem Johna, który wyjeżdżał właśnie samochodem poza teren ośrodka. Gdy zniknął, postanowiłam w końcu otworzyć kopertę, którą mi dał. Tak jak powiedział Dixon, w środku był regulamin, kluczyki do pokoju i parę innych bezsensownych rzeczy w tym plan. Obróciłam się z zamiarem dojścia do mojego domku. Odskoczyłam w tył zaskoczona tym, że za mną stało dwóch pakerów, tych samych, którzy towarzyszyli mi przez cały dzień. Nie znałam ich imion, ale dla ułatwienia nazywałam ich Pierwszym i Drugim.

- A co wy tu robicie? – zapytałam zdziwiona.

- No chyba nie myślałaś, że szef zostawi cię samą bez żadnego nadzoru – odezwał się Pierwszy.

- Właśnie tak myślałam – odpowiedziałam szczerze.

- To źle myślałaś – powiedział Drugi.

- Em... a będziecie tu przez cały ten tydzień? – skrzywiłam się lekko.

- Dokładnie – potwierdził Pierwszy.

- Będziemy mieć cię na oku przez całe dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez najbliższe siedem dni – dodał Drugi.

- Będziemy za tobą wszędzie chodzić – powiedział Pierwszy.

- Nie zauważysz nas, a my będziemy donosić o każdym twoim postępie, potknięciu, czy wybryku szefowi. – Drugi mówił to mrużąc oczy.

Super. Lepiej być nie mogło. Jeszcze powiedzcie mi, że będą spać w tym samym domku, pokoju, albo nawet łóżku. Pieprzony John i jego pomysły.

- Gdzie będziecie pomieszkiwać? – spytałam siląc się na miły ton głosu.

- Dostałaś domek jednoosobowy. My będziemy mieszkać w podobnych, które są po obydwóch stronach twojego – odpowiedział mi na pytanie Pierwszy.

- To ja spadam – powiadomiłam ich, a następnie zaczęłam szukać budynku z numerem dwa.

Ściemniało się, więc nie mogłam zobaczyć wielu szczegółów ośrodka. Z resztą i tak dość sporo widziałam przez szybę samochodu. Jedyne co mogłam na razie dodać, to to, że ścieżka był żwirowa. No ale po co komu takie szczegóły?

W końcu udało mi się znaleźć ten przeklęty domek, o ile w ogóle można to tak nazwać. Gdy minęłam wielki biały namiot, który chyba był stołówką, moim oczom ukazały się trzy mikroskopijne, białe, jednopiętrowe domki. Nie tego się spodziewałam, ale to i tak dobre w porównaniu z tym, w czym mieszkałam przed moim złapaniem.

Podeszłam do tego, który oznaczony był moim numerem i przekręciłam klucz, który uprzednio włożyłam do zamka. Moim oczom ukazało się białe pomieszczenie trzy na trzy metry. W środku było jednoosobowe łóżko, które już zajmowało prawie jedną trzecią całego miejsca. Obok była mała szafka nocna, na której był ustawiony budzik i lampka. Wszystko to jak na razie było w kolorze białym. Potem niewielka szafa, również biała, która stała po prawej stronie od wejścia. W małej wolnej przestrzeni pomiędzy szafą, a szafką nocną były drzwi z białego drewna, a za nimi maciupeńka biała łazienka, po której ledwo można było się przemieszczać. Jedno jest pewne: na pewno nie będę spędzała tu zbyt dużo czasu. Mam naprawdę złe skojarzenia z małymi i białymi pomieszczeniami. Przynajmniej były okna. Dwa niewielkie okna z białą, plastikową obudową.

Jęknęłam przerażona, widząc to wszystko. Nie spodziewałam się luksusów, szczerze to nawet myślałam, że będę spać po namiotem. W sumie to wolałabym spać pod gwiazdami, na zimnej i twardej ziemi, niż w całkiem białym pomieszczeniu z miękkim łóżkiem i ogrzewaniem.

John mówił, że tu będą moje ubrania. Otworzyłam więc szafę i zobaczyłam niewielką, sportową torbę. Ta na szczęście nie była w kolorze białym, tylko czarnym. Wyjęłam torbę i rzuciłam ją na łóżko. Otworzyłam ją i wyrzuciłam całą jej zawartość na białą pościel.

Alley ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz