Rozdział 14

7.3K 464 29
                                    


Następnego dnia dosłownie rzygałam wszystkimi rodzajami gier karcianych. Całą noc grałam albo sama, albo z moimi sąsiadami. Pasjans, makao, wojna. Te trzy gry młóciłam przez ostatnie dwanaście godzin i szczerze mogę powiedzieć, że mam już dość.

Dziś miałam się spotkać z Markiem. Nie pałam miłością do osób strzegących prawa, jednak bardzo polubiłam tego gościa. Z niecierpliwością siedziałam w celi i patrzyłam się na zegar, tak jakbym chciała telepatią przestawić wskazówki na dwunastą. O tej właśnie godzinie trzy osoby miały się spotkać ze swoimi prawnikami.

Gdy w końcu wybiła dwunasta, do aresztu weszło sześcioro policjantów, pod których eskortą zostaliśmy, Gruby, Zest i ja, odprowadzeni do osobnych pomieszczeń, w których czekali na nas prawnicy.

Gdy zostałam rozkuta i wprowadzona do takiego pomieszczenia, odwróciłam się w stronę stolika, na którym, dosłownie, siedział Owen. Siedział i jadł, lasagne.

- Podziel się – mruknęłam i przysunęłam się do niego.

- Trzymaj. – podał mi plastikowy widelec i razem zaczęliśmy jeść ogromną porcję tego dania.

Jedliśmy w ciszy. Może to dlatego przyszedł do nas strażnik uznawszy, że jest za cicho. Kiedy nas zobaczył, jego mina była bezcenna. Potem z podniesionymi z bezradności rękoma wycofał się pod naszym czujnym spojrzeniem. Kiedy zniknął z pola widzenia, wybuchliśmy śmiechem.

- Jaką on miał minę... – wyjęczał Mark pomiędzy napadami śmiechu.

- Była bezcenna – dopowiedziałam.

Śmialiśmy się jeszcze długo i głośno, ale tym razem strażnik do nas nie wszedł, zapewne obawiając się, co tym razem zastanie.

- Dobra, śmiechu, śmiech, ale przejdźmy teraz do rzeczy – spoważniał Mark.

- Masz coś? – zapytałam autentycznie zaciekawiona.

- Mam – odpowiedział. – Nawet dużo. Dlatego usiądź, bo muszę rozłożyć kartki.

Zeszłam ze stołu i usiadłam na krześle. Mark wyciągnął swój neseser i zaczął wyjmować z niego pełno kartek.

- Dużo tego – skwitowałam, patrząc na piętrzący się przede mną wielki stos.

- Jest sporo, ale nie wszystkie nam się przydadzą – powiedział i cały czas skupiony grzebał w kartkach. - Mam – wyciągnął jedną i przejrzał ją dokładnie.

- Więc tak – zaczął. – Musisz udowodnić swoją niewinność przy ponad siedemdziesięciu morderstwach, licznych kradzieżach i nielegalnych powiązaniach. Na początku zajmiemy się przedstawieniem ogólny argumentów na twoją obronę. – Patrząc na to, że nie wiemy o tobie praktycznie nic, masz większe szanse dostać dobry wyrok. Wiemy, że masz siedemnaście lat, jesteś nieletnia, więc nie będziesz tak ostro sądzona. Sama przyznałaś się do winy i uzupełniłaś swoją kartotekę. Nie wiemy z jakiego stanu pochodzisz, co jest na twoją korzyść. Od paru tygodni zachowujesz się w miarę przyzwoicie. To są plusy.

- Niestety te wszystkie argumenty mogą zrównoważyć jedynie to, że nie zostaniesz sądzona jak dorosła. Z takimi poważnymi zbrodniami możesz albo być sądzona jak osoba pełnoletnia, wtedy będziesz bardzo surowo oceniana, albo jako osoba nieletnia, która będzie lekko oceniana. Myślę, że to drugie, ale wtedy te wszystkie argumenty w to pójdą i nie zostanie nam nic, aby skrócić twój wyrok.

- Przyjmijmy więc, że siedzisz dwadzieścia pięć lat, w normalnym więzieniu. Jeżeli będziesz się tam dobrze zachowywać, skrócisz swój wyrok lub dostaniesz wypustkę za dobre sprawowanie. Z dalszą częścią, jak już mówiłem będzie problem, bo nie mam nic na dalszą obronę. Pogarsza jeszcze sprawę fakt, że gdy uzyskasz pełnoletność, będziesz mogła zostać postawiona przed sądem drugi raz. Wtedy nie będziesz mieć taryfy ulgowej. Zrozumiałaś chociaż coś z tego, co powiedziałem? – zapytał widząc moją nietęgą minę.

- Umm... Nie – odpowiedziałam szczerze.

Westchnął.

- W skrócie: dostaniesz ćwierć wieku, a gdy status niepełnoletniej przestanie działać, możesz zostać wystawiona przed sąd po raz drugi i gnić do końca życia w więzieniu. Teraz rozumiesz?

- Mam przejebane – podsumowałam.

- Uznam to za odpowiedź twierdzącą – zaśmiał się Mark. – Gdy szedłem tu, zaczepiłem o kiosk i spójrz co znalazłem. – podał mi jakąś gazetę.

- Co to? – zapytałam.

- Czytaj. – otworzył na odpowiedniej stronie i wskazał mi konkretny tekst.

- Jutro w Waszyngtońskim Sądzie Federalnym w godzinach popołudniowych odbędzie się rozprawa trzech przestępców: osławionego złodzieja, który notorycznie okradał jubilera w różnych stanach, gangstera, należącego do jednego z niebezpieczniejszych gangów w Dystrykcie Kolumbii i owianej złą sławą, seryjnej zabójczyni Alley – przerwałam czytanie widząc wzmiankę o mnie. – Aż taka seryjna to ja nie jestem. Ów Alley, która została złapana na gorącym uczynku trzy tygodnie temu, przez grupę policjantów pod przywództwem komisarza Barty'ego Hindenburga. Nie znam gościa. Przyznała się do wskazanych jej zarzutów uzupełniając swoją kartotekę. Czy Waszyngtońska policja jest na tyle słaba, aby nie wykryć wszystkich wybryków przestępców? Zdecydowanie. Według naszych informatorów policja nie posiada żadnych wzmianek o danych kobiety przedstawiającej się pod pseudonimem Alley. Czemu nie uznają, że to moje imię? Jutro nasz specjalny wysłannik będzie na jej rozprawie i już za tydzień będziecie mogli przeczytać w naszym magazynie szczegółowy opis sytuacji sądowej, w której głównym bohaterem będzie kobieta, która zniszczyła życie wielu ludziom. I jeszcze czego? Reportaż wykonała Joanne Sheldon.

- Podkoloryzowali fakty – stwierdziłam. – I są wścibscy. Może zamiast dyktafonu od razu kamery wstawią?! – zapytałam sfrustrowana.

- Chcieli – odparł Owen. – Ale ich powstrzymałem, używając argumentu, że mój klient tego sobie nie życzy. Nie obyło się bez wrzasków. A najgłośniejsza była właśnie Sheldon.

- Wścibska baba – warknęła.

- Szczerze mówiąc dziwię się, że nie podała żadnej wzmianki o mnie. Ona słynie z tego, że z byle jakiej rzeczy potrafi zrobić prawdziwy skandal.

- Trochę jak Rita Skeeter z Harry'ego Potter'a? – zaśmiałam się.

- Dokładnie – parsknął śmiechem. Potem spojrzał na zegarek. – Muszę już lecieć. Może uda mi się znaleźć coś jeszcze na twoją obronę.

- Leć i mnie nie zawiedź.

- Zobaczymy się w sądzie – powiedział pakując papiery do torby.

- To źle brzmi – skrzywiłam się, a ten tylko wybuchnął śmiechem.

- Pa.

Alley ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz