Rozdział 18

1.4K 119 79
                                    

Percy POV

Był to mój ojciec. Posejdon, jak nie wiecie. Ten bóg mórz i tym podobnych. 

Gdy na mnie spojrzał czas zwolnił. I to nie tak, że mówię to po to by nadać tej chwili jakiejkolwiek wyjątkowości czy o gorsza romantyczności. 

Ponieważ czas dosłownie zwolnił.

Poruszałem lekko ramieniem i z ulgą stwierdziłem, że mogę się normalnie ruszać. To był chyba jedyny plus tego wszystkiego. Spojrzałem na Harry'ego, mając nadzieję że na niego podobnie jak na mnie też to nie działa. Oczywiście, on podobnie jak reszta wszystkich śmiertelników wokoło, stał jak jakiś posąg, wpatrujący się w jeden stały punkt, w jego przypadku w chyba w cukiernię. W sumie to byłem głodny i raczej gdybym teraz kompletnie zignorował swojego ojca i poszedłbym po na przykład pączki, nic by się nie stało... Chyba naprawdę za dużo czasu przebywałem w te lato z dziećmi Hermesa.

Wracając do tematu, tylko ja i Posejdon nie byliśmy pozbawieni cudownej zdolności ruchu. 

Nie żebym był z tego niezadowolony, ale zdecydowanie wolałbym w tej chwili być w zupełnie innym miejscu z inną osobą. Lepiej nie mówić na głos...

Uśmiech mimo wszystko nie znikał z twarzy mojego ojca, choć możliwe że sam miałem teraz niezły grymas. 

- Co tu robisz? - chyba nie brzmiałem zbyt uprzejmie. 

Wyczułem, że początkowa radość powoli go opuszcza. 

- Percy... - zaczął, lecz oczywiście mu przerwałem. 

- Przyszedłeś znów namieszać w moim życiu? - warknąłem. 

Ciężko było zrozumieć moje uczucia w tej chwili.

Nie byłem w żadnym wypadku zadowolony z wizyty mojego ojca, ponieważ jak na razie każda jego wizyta niosła ze sobą jakieś złe czy bardzo złe wiadomości. Tak naprawdę to mój ojciec w większości odwiedza mnie tylko dlatego, że ma coś mi do powiedzenia, co ma niby zawsze mi pomóc. Okej był moim ojcem i nawet ostatnio go polubiłem, ale gdy myślałem, że będę miał święty spokój on razem z innymi olimpijczykami stwierdza, że fajnie byłoby utrudnić nam życie i wysłać nas do Hogwartu. Na początku nie było to ani trochę złe, ale z czasem nabrało coraz to gorszych rzeczy oraz nowych zagrożeń. Wtedy zawsze mieliśmy przepowiednię, co ułatwiało trochę sprawę, a jak na razie w sumie nie mamy nic. Praktycznie nic.

Percy. — powiedział Posejdon, patrząc na mnie z powagą i zanim mogłem mu przerwać, dodał: — Córka Ateny jest w niebezpieczeństwie.

Moje serce zabiło mocniej. Spojrzałem na mojego ojca mając nadzieję, że po prostu żartuje. Annabeth nie mogła być w niebezpieczeństwie. Nie teraz gdy jestem niewiadomo gdzie.

Nie wiedziałem co robić. Spojrzałem na wszystkich śmiertelników, którzy wciąż stali jak posągi.

— Co im zrobiłeś...? — spytałem cicho.

Zdawali się po prostu nie żyć. Było to straszne. Niektórzy ludzie zamarli w  dość nietypowych czy tam niezręcznych pozycjach, co było trochę ochydne. Co jeśli to samo stało się z Annabeth w tym przeciwieństwie, że jej zagrożeniu to się nie stało?

— Zatrzymałem czas. — odrzekł Posejdon. — Zatrzymywanie czasu to wspólna umiejętność odziedziczona po wiesz kim.

Oczywiście, że wiem. Wiem jakim draniem bym mój dziadek. 

  — Nie rozumiem jednego. - powiedziałem unikając jego wzroku. — Mówisz mi, że Annabeth jest w niebezpieczeństwie, ale...

   — Pomogę ci ją uratować.  — przerwał mi bóg mórz. 

Uniosłem wysoko brew. 

— Pomożesz mi?  — zdziwiłem się.  — Odkąd pamiętam to byłeś niezbyt za naszym związkiem. 

Wiem. Nie powinienem w takiej chwili kiedy moja dziewczyna jest w niebezpieczeństwie kwestionować pomoc boga, ale wydawało mi się to dziwne. 

— Nie ważne.  — rzucił Posejdon.  — Gdy pstryknę palcami wy znajdziecie się z powrotem na  Grimmnauld Place 12 i wtedy natychmiast pobiegniesz do góry i tym o to kluczykiem  — pokazał mi dość stary prawdopodobnie spiżowy klucz.  — otworzysz drzwi. Tam jest córka Ateny. 

Zanim mogłem zaprotestować mój ojciec pstryknął palcami i poczułem się dziwnie o ile mogę to tak nazwać. Unosiłem się to było pewne. Usłyszałem w uszach szum po czym moje nogi na czymś wylądowały. 

Rozejrzałem się wokoło. Obok mnie był Harry i Pan Wesley, oboje zdawali się być całkowicie spokojni. Nie rozumiałem tego w żadnym stopniu. 

   — Co się stało? — spytałem Harry'ego.

Ten spojrzał na mnie niezrozumiale po czym powiedział:

— Wróciliśmy z przesłuchania, przecież. 

____________________________________

3/4 Maratonu

Przepraszam, że tak późno, ale nauka życia nie ułatwia, a już szczególnie fizyka i baba która tego uczy... Serdecznie ją pozdrawiam!

Wracając do tematu macie trzecią z czterech części maratonu, postaram się napisać czwartą ostatnią jak najszybciej i mam nadzieję, że zdążę do niedzieli.

Ave czytelnicy!

Kto nie pamięta o śladzie to sobie... A w sumie... I tak go zostawiacie...

Zostawcie ślad!

𝐌𝐈𝐒𝐉𝐀 𝐇𝐎𝐆𝐖𝐀𝐑𝐓 [2] ● Percy Jackson, Harry PotterWhere stories live. Discover now