Rozdział 14

1.6K 108 45
                                    

- Nareszcie są! - ucieszyła się pani Weasley i ruszyła ku drzwiom.

Zeszła po schodach, wciąż posiadając zdecydowanie zbyt dobry humor. Przekręciła klucz w drzwiach i następnie nacisnęła na klamkę.

- Dzień dobry, pani Weasley. - uśmiechnęła się ciepło Annabeth

Miała na sobie zwykły zielony t-shirt z jakimś niewyraźnym napisem oraz ciemne jeansowe spodenki. Na nogach miała zaś zwykle trampki, a włosy związała w luźnego kucyka.

- Dzień dobry... - mruknął cicho pod nosem Nico.

On zaś zbytnio nie odstawał od swojego codziennego stylu. Miał na sobie szaro - czarny podkoszulek oraz czarne jeansy, mimo dość ciepłej pogody. Na nogach miał pełne buty, a zaś jego szyję zdobił mało widoczny, srebrny naszyjnik.

- Miło was widzieć, dzieci. - otworzyła szerzej drzwi. - Wchodźcie już, za chwilę obiad.

Annabeth, a za nią Nico weszli do środka. Poszli do góry po schodach, lecz nagle usłyszeli donośny wybuch i niecenzuralne przekleństwa.

Annabeth miała nieodparte wrażenie, że te wulgaryzmy należą do pewnego Leona Valdeza, jej przyjaciela, który nie dawał znaku życia przez ponad pół roku.

- Myślałam, że zabrałam im wszystko! - krzyknęła ze złością Molly.

Poszła jednym w korytarzów, a za nią pospieszyła Annabeth, ciekawa tego co się wydarzyło. Nico został na swoim miejscu. Córka Ateny przyśpieszyła kroku, aż w końcu znajdowała się tusz za panią Wesley.

- CO WYŚCIE ZROBILI?! - krzyknęła z wściekłością Molly

Annabeth nie dziwiła się reakcji mamy Rona. Pokój, w którym niegdyś panował porządek, był teraz brudny w każdym miejscu. Na podłodze walały się podarte kawałki oraz co gorsza brokat. Do ścian było przelepione coś w rodzaju plasteliny, lecz córka Ateny nie była do końca pewna ich pochodzenia. Na dywanie były plamy po czymś zielonym, a na zasłonach były wyraźne ślady po farbie. Chcąc nie chcąc, trzeba było przyznać że jest źle i nie dziwić się słowom i krzyku pani Weasley. Mimo temu Annabeth trochę współczuła bliźniakom i Leo, którzy teraz mieli po prostu przechlapane.

- To nie tak... Mamo... - powiedział słabo Fred. - Posprzątamy to...

- Właśnie Fred - poparł go George. - Posprzątamy, prawda Leo?

Spojrzeli obydwoje na Valdeza.

- Aaa... Nie... Znaczy tak posprzątamy...

Pani Weasley otworzyła usta by coś powiedzieć, ale tym razem wyprzedziła ją Annabeth.

- Dopilnuję tego pani Weasley - obiecała.

- Jak wrócę ma być tu czysto - powiedziała na odchodne i wyszła.

Fred, George i Leo wypuścili głośno powietrze z ust. Annabeth spojrzała na nich ze złością.

- Cześć. - warknęła

- No błagam teraz ty Annabeth...

Spiorunowała ich wzrokiem.

- Sprzątajcie. - wycedziła ze złością.

- Zniknie to za jakieś pięć minut - przerwał jej Leo - Więc może przestaniesz cię zachowywać jak Festus podczas godów?

Annabeth prychnęła oburzona.

- Dobrze wiedzieć... - mruknęła w odpowiedzi.

- Czyli nie musimy sprzątać. - powiedział z radością Fred i zanim Annabeth mogła cokolwiek zrobić usiadł na kanapie, zajmując jedyne czyste miejsce. - Dziękuję Annabeth.

Córka Ateny spiorunowała go spojrzeniem.

- Kiedyś Lee mi mówił że blondynki są...

- Uwierz Stary, blondynki mogą być gorsze od szatynek, a to już szczyt! - przerwał Georg'owi Valdez.

Annabeth chrząknęła, chcąc zwrócić ich uwagę na siebie.

- Ja tu wciąż jestem. - starała się im przypomnieć.

Fred zmarszczył czoło

- A no faktycznie... - stwierdził. - Tam są drzwi!

Leo starał się zdusić śmiech, z kolei George przybił sobie piątkę z Fredem. Annabeth mruknęła coś pod nosem, po czym wyszła z pokoju, przysięgając ciekawy rok szkoły w Hogwarcie całej trójce.

W korytarzu spotkała Stworka, który wysłał jej dość krzywe spojrzenie.

- Szlamy, nędzne szumowiny, plugawią dom... - mówił pod nosem.

Annabeth minęła go i poszła w kierunku kuchni.

Wiedziała gdzie teraz przebywa Percy i Harry, więc nie zamartwiała sobie głowy nimi w tej chwili. Chciała porozmawiać z Hermioną, ale niestety chyba jej jeszcze nie było. Wątpiła w to, że Nico chciałby z nią porozmawiać, a tym bardziej wątpiła w spokojną rozmowę z Ronem.

Tego gościa szczególnie nie lubiła. Tak naprawdę nie wiele jej zrobił, ale Percy'emu już tak. Percy był jej chłopakiem, dlatego czuła się szczególniej zobowiązana do nie lubienia Rona. Poza tym rudowłosy nie raz udowodnił swą wartość wyzywając różne osoby na każdym kroku, tak naprawę za nic. Annabeth nie byłaby zdziwiona gdyby kiedyś go za coś naprawdę zamknęli.

Weszła do kuchni i opadła na krzesło. Pani Weasley mieszała coś w garnku, pewnie robiąc obiad.

Annabeth bardzo ceniła i lubiła panią Weasley. Uważała ją, podobnie jak Sally, za idealną mamę i przykład dla innych.

- Pewnie się stresujesz. - powiedziała Molly, widząc Annabeth. - Ale musimy wierzyć w to, że Harry'ego uniewinnią.

Nie o tym myślała córka Ateny, ale doskonale wiedząc, że tak czy siak nie podzieli się swoim problemem z panią Weasley, postanowiła utrzymać temat.

- Tak, proszę panią. - zgodziła się z rudowłosą blondynka - Ale sądzę, że raczej uda im się.

Molly uśmiechnęła się lekko.

- Skoro z Harrym i Percym jest profesor Dumbledore na pewno im się uda. - zapewniła ją.

- Profesor Dumbledore? - zdziwiła się Annabeth. - Profesor jest z nimi?

Molly spojrzała na dziewczynę.

- Tak, jest z nimi. - powiedziała, a następnie zmarszczyła czoło. - Tak, powiedział na spotkaniu, ale to już nie ważne!

Chase wyczuła napięcie w głowie pani Weasley. Coś było na rzeczy.

- Co dokładnie powiedział profesor Dumbledore, proszę pani? - spytała uprzejmie.

- Nie mogę ujawniać informacji. - powiedziała twardo Molly.

Annabeth z pewnością zadała by jeszcze więcej pytań, ale jej wypowiedź przerwało wejście Rona do kuchni.

_______________________________

905 słów

Chcecie bym pisała do końca tą rozprawę, czy żeby po prostu Harry i Percy wrócili z niej? Powiem szczerze, że pisanie do końca tej rozprawy zajęło by mi jakiś miesiąc

Do następnego!

Zostawcie ślad w postaci gwiazdki komentarza <3

𝐌𝐈𝐒𝐉𝐀 𝐇𝐎𝐆𝐖𝐀𝐑𝐓 [2] ● Percy Jackson, Harry PotterDonde viven las historias. Descúbrelo ahora