[23]

2.1K 118 20
                                    


[MARIE]

اوووه! هذه الصورة لا تتبع إرشادات المحتوى الخاصة بنا. لمتابعة النشر، يرجى إزالتها أو تحميل صورة أخرى.

[MARIE]

     Patrząc na to z perspektywy czasu, wszystko działo się zbyt szybko, a nie powinno się tak dziać. Ale czyż to nie zawsze jest tak, że wszystko co złe i dobre dzieje się tak szybko, iż nie jesteś w stanie zatrzymać tego, choćbyś nie wiadomo jak tego pragnął? Dopiero co znaleźliśmy się we względnie bezpiecznym miejscu, kiedy wszystko zapowiadało się co najmniej dobrze, doznaliśmy zdrady — najgorszej, jaka mogłaby być popełniona, bo od osoby, której się ufało; osoby, której, jak się spodziewaliśmy, tak samo zależało na naszej wolności. I nagle, właśnie ta sama osoba, postanowiła to zniszczyć; i nie chodzi tu już o nasze szczęście czy bezpieczeństwo, a nowe życie.

     Zaledwie kilka godzin po moim ferelnym cmoknięciu Newta w policzek, rozległy się pierwsze wystrzały i krzyki. Zaczęły palić się pierwsze namioty, pierwsi ludzie zostali schwytani i zabici, gdy potwory z DRESZCZ-u postanowiły dosłownie zejść na ziemię. Wszystko działo się zbyt szybko.

     W tamtej chwili zależało mi tylko i wyłącznie na tym, aby znaleźć przyjaciół. Nie liczyło się już nic więcej, bo jeśli miałabym zostać zabita w tej właśnie chwili, chciałabym zobaczyć ich po raz ostatni i powiedzieć dziękuję za wszystko co dla mnie zrobili. Kiedy jednak mój wzrok ich napotkał, czyjeś ręce brutalnie zaczęły mnie szarpać i ciągnąć w tylko sobie znane miejsce. Wyrywałam się i szarpałam, co i tak przynosiło marny skutek, bo do pierwszego osobnika doszło dwóch nowych i już po chwili klękałam tuż przy innych odpornych, którzy jak ja nie mieli dość siły. Rozglądałam się za przyjaciółmi, ale jak na razie, jedyną jaką zauważyłam, była Sonya. Teresy nie zaliczałam już do tego grona; starannie unikałam jej wzroku, który tak bardzo chciała złapać. W myślach błagałam Boga o to, aby reszta zdołała uciec z zachłannych łap DRESZCZ-u, jednak najwyraźniej tego dnia, skończył się limit moich próśb, które Bóg mógłby spełnić. Już kilka sekund później zauważyłam resztę przyjaciół, którzy kolejno popychani na kolana, rzucali Teresie pytające spojrzenia. Po mojej prawej stronie wylądował mój brat, na którego twarzy, mimo że starał się je ukryć, pojawiło się kilka łez bólu i upokorzenia.

     — Wszystko w porządku? — Nic nie jest w porządku, odpowiedziałam mu w myślach, jednak widząc to spojrzenie, jedyne co mogłam odeprzeć było tak.

     Chciałabym powiedzieć, że już wszystko się skończyło, ale było na odwrót — wszystko dopiero się rozpoczynało. Zabicie Mary i krzyk Vince'a to był początek kłopotów. Pojawił się Thomas i tyle wystarczyło, by doprowadzić Jansona do białej gorączki, nostalgiczne przemyślenia gównianej doktor Paige i fałszywe błagania Teresy. Razem z przyjaciółmi podniosłam się z kolan, podchodząc bliżej Tommy'ego. Wiedziałam, że to koniec, jednak chciałam pokazać DRESZCZ-owi, że nie posiada nade mną takiej władzy, jaką chciałby mieć.

     — Jesteśmy z tobą — zawtórowałam Arisowi, Newtowi, Minho i Patelniakowi. Wszyscy byliśmy gotowi umrzeć, byle tylko sprzeciwić się DRESZCZ-owi. Z trudem przęłknęłam gulę w gardle i chwyciłam Arisa za przegub, dodając tym samym otuchy nie tylko sobie, ale także jemu.

     — Nie rób tego, Tom — błagała Teresa, wtórując Paige. Janson uśmiechał się pogardliwie, patrząc na chłopaka. Podchwyciłam spojrzenie Newta, który zacisnął wargi i skinął głową, czekając na koniec tej katorgi. I wtedy usłyszeliśmy huk. Rozpędzony samochód wjechał w jakieś pudła, roztrzaskując wszystko wokół. Za kierownicą siedział zadowolony z siebie Jorge.

     Thomas korzystając z zamieszania, jakie wywołał Hiszpan, wyrzucił dynamit, krzycząc do nas "PADNIJ!".

     Jak jeden mąż rzuciliśmy się na ziemię, chroniąc głowę ramionami. Jakiś odłamek przeciął skórę na mojej nodze, powodując mocne krwawienie, ale byłam zbyt oszołomiona, żeby zwrócić na to uwagę.

     Z trudem podniosłam się, czując jakby głowa mi pękała, a w moich uszach huczało od wybuchu. Wszędzie unosił się kurz, więc nie widziałam moich przyjaciół. Czułam jak powoli dopada mnie znużenie i coraz bardziej powiększała się moja chęć poddania się. Po co ta cała walka?

     Ale właśnie wtedy ktoś szarpnął mnie mocno za ramiona, więc jedyne co mogłam zrobić, to obrócić się na pięcie i uderzyć śmiałka w twarz. Tylko, że on miał maskę.

     Wydałam z siebie okrzyk bólu, kiedy "hełm" spadł z głowy mężczyzny, który uśmiechał się ironicznie.

     — Coraz lepiej, Hazel — zmarszczyłam brwi i odsunęłam się kawałek, trzymając za dłoń, którą uderzyłam w maskę mężczyzny.

     Chyba złamałam nadgarstek.

     Nie znałam tego mężczyzny, choć wyglądał znajomo. Miał duże, niebieskie oczy i przydługie tłuste włosy. Zęby w jego uśmiechu też nie należały do najbielszych. Idealny przeciwnik.

     Wiedziałam jednak, że walka z nim jest bez sensu, kiedy ma się złamany nadgarstek i mocno krwawiące udo, którego ból zaczął powoli do mnie docierać. Co mogłam zrobić w takiej sytuacji?

     Uciekaj, dziewczyno, uciekaj!

     Zerwałam się do biegu w przeciwną stronę, spodziewając się, że mężczyzna pobiegnie za mną, ale ten zaczął się śmiać i powolnym krokiem ruszył, wyciągając broń. Instynktownie odskoczyłam w bok, a elektryczny pocisk grzmotnął w ziemię po mojej prawej stronie. Potknęłam się, ale w porę odzyskałam równowagę, jednak wystarczyło to, żeby mężczyzna zdążył naładować kolejny pocisk i wystrzelić go w moją stronę. Upadłam na ziemię rażona prądem, nie będąca w stanie poruszyć żadnym mięśniem z własnej woli. Pracownik DRESZCZ-u podszedł do mnie powolnym krokiem, odczekał, aż przestałam się rzucać, po czym pogłaskał mnie po policzku i uśmiechnął pobażliwie.

     — Zawsze byłaś kreatywna i silna, Hazel, ale w starciu ze mną nie masz żadnych szans — wyszeptał, schował broń i bezceremonialnie przerzucił mnie przez ramię. Jęknęłam coś niezrozumiałego, kiedy niósł mnie do samolotu. Kątem oka zauważyłam Arisa, który rzucił się, żeby mi pomóc, ale w tej samej chwili został porażony prądem, tak jak ja wcześniej. Chciałam krzyczeć, ale byłam zbyt słaba, a oczy mi się kleiły. Wiedziałam, że to koniec. Zobaczyłam jeszcze Thomasa, Newta i Minho, którzy starali się nas odbić, ale DRESZCZ-owcy skutecznie im to uniemożliwiali. Napotkałam jeszcze przed ciemnością, która nadeszła, spojrzenie miodowowłosego i mimo, że nie słyszałam jego głosu, idealnie wyczytałam słowa jakie padały z jego ust:

     — Nie! Marie! Marie!

•••

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

###

Chyba jestem winna wam przeprosiny. Nie tylko za to jak ten rozdział się skończył, ale też za to ile musieliście na niego czekać (prawie trzy miesiące, łał), więc no, przepraszam!

Nie będę was okłamywać — nie wiem kiedy będzie następny rozdział; mogę tylko obiecać, że na pewno się pojawi. Nie mam czasu na wattpada, nauczyciele nas cisną, bo w końcu rozszerzona biologia, chemia i fizyka zobowiązują. Więc no, jeszcze raz przepraszam.

((zna ktoś może dobry sposób na zasypianie? od dwóch dni mam z tym problem i nie śpię całe noce))

WHO IS MARIE? [NEWT TMR]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن