[16]

2.4K 134 20
                                    

[MARIE]

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

[MARIE]

     Następnego dnia tuż po wyczytaniu "szczęśliwych" nazwisk przez Jansona, razem z Arisem zaczęliśmy wymieniać się informacjami. Kiedy Thomas rzucił się na strażników oboje od razu zorientowaliśmy o co mu chodziło. Byliśmy przygotowani na taki obrót zdarzeń. Zanim strażnicy zdołali zebrać nas wszystkich i zacząć odprowadzać po pokojach, Aris szeptem przekazał mi co mam robić w razie ucieczki.

     Nasze plany zostały pokrzyżowane już dwadzieścia minut później, po moim znalezieniu się w pokoju. Janson wraz z dwoma strażniakami przyszli po mnie i zabrali z pomieszczenia właściwie bez żadnego wyjaśnienia. Gus, który szedł tuż obok mnie, uśmiechał się szyderczo i bez przerwy rzucał mi spojrzenia pełne wyższości. Ile ja bym dała, żebym mogła znowu trzasnąć go w tą niewyparzoną gębę.

     Dotarliśmy na miejsce, którego widoku spodziewałam się szczerze najmniej. Szpital w prawdopodobnej placówce DRESZCZ-u nie jest miejscem, do którego chciałabym trafić. Zanim się obejrzałam moje ręce zostały skute kajdankami przez drugiego strażnika. Janson jednym gestem ręki rozkazał usiąść mi na krześle. Jego wzrok mógłby kruszyć lodowce.

     — Myślałaś, że się nie dowiem? — Prychnął i usiadł na krześle naprzeciwko mnie. Lekarze, którzy znajdowali się w tym samym pomieszczeniu patrzyli na nas niezrozumiałym wzrokiem. — Jedna z kamer, na którą niefortunnie nie zwróciłaś uwagi, wyłapała cię grzebiącą w papierach. W moim biurze — ostatnie słowa dodał takim tonem jak gdyby to przeważało szalę jego wściekłości. — Skończysz tak samo jak reszta osób, które zechciały się buntować.

     — Ach, no tak. Mimo to, DRESZCZ i tak jest dobry? — Zapytałam, rzucając mu wyzwanie. Mężczyzna uniósł jeden kącik ust w górę.

     — Zawsze byłaś domyślna. Jedna z moich ulubienic — zacmokał z rozczarowaniem. — Nigdy nie byłaś miła i potulna, ale zawsze wierzyłaś w ideę leku, którą głosiliśmy. Do czasu aż zaczęliśmy wysyłać do labiryntu twoich przyjaciół.

     Zaśmiałam się niewesoło.

     — I co teraz zrobisz? Zabijesz mnie? — Tym razem Janson uśmiechnął się szyderczo.

     — Nie. O to się nie bój — spojrzał znacząco na lekarkę, która podniosła tacę, na której znajdowało się kilka strzykawek, po czym wyszła z pomieszczenia. — Twoja krew jest zbyt cenna. Ale nie martw się — twój brat i przyjaciele z Grupy A zaraz do ciebie dołączą.

     Wstał i poklepał mnie jakby pokrzepiająco po ramieniu. Odsunęłam się możliwie jak najdalej od jego dłoni i warknęłam znacząco.

WHO IS MARIE? [NEWT TMR]Where stories live. Discover now