[03]

2.6K 149 26
                                    

[MARIE]

Ops! Esta imagem não segue as nossas directrizes de conteúdo. Para continuares a publicar, por favor, remova-a ou carrega uma imagem diferente.

[MARIE]

     Sonya zapędziła mnie do pracy. Była bardzo wymagającą nauczycielką, a mimo to polubiłam ją. Opowiadała mi bardziej obrazowo niż Rachel i zapowiedziała, że w ciągu następnych dni będę miała trening na Wywiadowczynię. Przyjęłam to z ulgą, bo nie widziałam siebie pielącej warzywa.

     Ruszyłam za blondyną niemal biegiem. Szybka była, nie ma co... kiedy dotarłyśmy do ,,Hotelu", dziewczyna zaczęła rozwieszać mi hamak, mówiąc, że będę tu spać przez cały czas. Kiwałam głową i wsłuchiwałam się w każde jej słowo. Jednak mojej ciekawskiej duszy to nie wystarczało i musiałam zapytać.

     — Na czym dokładnie polega praca Wywiadowcy? — Wypaliłam, przerywając jej w połowie zdania. Zmarszczyła kilka razy brwi i machnęła ręką niecierpliwie.

     — Biegasz po labiryncie, szukasz wyjścia, robisz notatki, sprawdzasz z innymi, starasz się jak możesz — powiedziała. — Idź spać, bo wyglądasz na zmęczoną. Niedługo wróci Rachel, więc to ją będziesz męczyć, a ja spadam. Trzymaj się, patyku.

     Kiwnęłam głową i próbowałam zasnąć, ale to wszystko mnie przytłaczało. Jednak zmęczenie dało w końcu o sobie znać. Obudziło mnie dopiero głośne wycie, które raniło moje uszy. Jak przez mgłę widziałam biegnące dziewczyny, które wołały do siebie zdezorientowane, ale i podekscytowane. Wstałam więc, chcąc dowiedzieć się co tak bardzo wyprowadziło je z równowagi. Stały przy ,,klatce". Oczywiście wścieklizna znalazła się tam pierwsza. Spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.

     — Ty — warknęła w moją stronę. Jej małe oczy płonęły złością, a dłonie bez przerwy zaciskały się w pięści.

     — Ja?

     — Tak ty. Co się dzieje? — Podeszła i popchnęła mnie. Uniosłam brwi i tym razem to ja odepchnęłam ją.

     — Daj spokój. Skąd mam wiedzieć? Jestem tu od wczoraj — odparłam z irytacją.

     — Właśnie! Od wczoraj! A dziś już nowa jedzie — tym razem popchnęła mnie tak mocno, że walnęłam plecami o glebę. Nigdzie nie widziałam Sonyi, Harriet, ani Rachel, a nikt nie palił się do wyjaśnienia mi co jej odwaliło.

     — Odczep się — wstałam i ustawiłam naprzeciwko niej.

     — Bo co mi zrobisz, patyku? Zawołasz do mamusi? Nie ma jej tu. Miałam rację, że co nowy to bardziej strachliwy. Co z tego, że przeżyłaś w labiryncie? Głupi zawsze ma szcz... — nie zdążyła dokończyć, bo ją uderzyłam. Mocno. Warknęła przeciągle i otarła krew z ust.

     — Tak chcesz się bawić? — Chciała mnie uderzyć, ale w ostatniej chwili uchyliłam się, więc zirytowana rzuciła się na mnie, powalając mnie na ziemię. Poczułam jak coś wbija mi się w plecy, dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że to kamień. Beth uderzyła mnie w szczękę, ale nie za mocno, bo się trochę uchyliłam. Poczułam dziwne zawroty głowy, a w moich myślach pojawiło się krótkie słowo. Marie. Zaczęłam się szarpać, próbując ją z siebie zwalić. Uderzyłam ją pod żebra, a dziewczyna skuliła się, przez co udało mi się ją zrzucić. I wtedy poczułam jak ktoś złapał mnie za ramiona i odciągnął od dziewczyny. Wstałam, ale nadal trzymana przez Sonyię. Harriet natomiast złapała Beth za kołnierz i podniosła do góry.

     — Co ty odpieprzasz?! Znasz zasady! Nie tolerujemy bójek! — Wrzasnęła. Dziewczyna zamrugała kilka razy, a dopiero wtedy odpowiedziała.

     — To ona mnie pierwsza uderzyła!

     — Nie interesuje mnie, która zaczęła! Obie pójdziecie do ciapy — warknęła — ale najpierw dowiemy się o co w tym wszystkim chodzi.

     Odepchnęła od siebie Beth i spojrzała na mnie.

     — A ty... uważaj — mruknęła i podeszła do klatki.

     — Sonya, przypomniałam sobie swoje imię — powiedziałam do niej, a ona, o dziwo, uśmiechnęła się promiennie. — Marie.

     — No gratuluję. Czas najwyższy — Wyszczerzyła zęby, pociągnęła mnie za sobą do Harriet i ustała obok niej. Czekałyśmy jeszcze może z dziesięć minut, kiedy klatka otworzyła się, a do środka wskoczyła Sonya. Cisza pełna napięcia została przerwana przez jej głos.

     — To... chłopak — powiedziała niepewnie. Wszystkie dziewczyny spojrzały po sobie, ale nikt nic nie mówił, poza Sonyą, która dodała. — I chyba jest martwy.

     — Co? Nie żyje? — Zapytała Harriet. — Wciągnijmy go.

     Same podnoszenie zajęło trochę. Kiedy zobaczyłam jego twarz, serce  stanęło mi w miejscu. Znałam go, miałam co do tego stuprocentową pewność. Zrobiło mi się duszno, a moje zdziwienie jeszcze bardziej wzrosło, gdy otworzył oczy i powiedział:

     — Rachel.

***

WHO IS MARIE? [NEWT TMR]Onde as histórias ganham vida. Descobre agora