[14]

2.5K 130 43
                                    


     Kapanie wody rozlegało się w pomieszczeniu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

     Kapanie wody rozlegało się w pomieszczeniu. Dźwięk odbijał się po białych jak śnieg ścianach, na których nie było najmniejszej plamki brudu. W pokoju znajdowało się jedno łóżko o stalowych oparciach i jak można się spodziewać, białej pościeli. Podłoga była biała i śliska, więc Marie musiała często się pilnować, by nie przewrócić się i w coś nie uderzyć. W kącie pomieszczenia tuż za białym parawanem, znajdował się sedes, a niedaleko obok umywalka, nad którą znajdowało się niewielkie lustro. Oprócz tego, w pokoju nie znajdowało się już nic, na ścianach było pusto, na podłodze także. Marie dostawała już dosłownie białej gorączki. Po dwóch dniach spędzania praktycznie całego czasu w tym pokoju miała już serdecznie dość. A siedziała tu już tydzień. Ciemnowłosa leżała na łóżku, nie kłopocząc się już nawet zdejmowaniem butów i ze znużeniem, widocznym na jej bladej twarzy, wpatrywała się w sufit. Jej włosy rozsypane były po poduszce, a oczy wlepione w jeden punkt nad nią. Nic nie wskazywało na to, żeby akurat obmyślała plan ucieczki czy, chociażby, plan zakończenia tego wszystkiego spowodowany nagłą śmiercią. W myślach odliczała czas kiedy w końcu mogła będzie udać się na śniadanie i choć na chwilę wyrwać się z tego ponurego miejsca. Nienawidziła białego koloru.

     W końcu Marie postanowiła podnieść się z posłania i zrobić coś ze sobą. Swoje kroki skierowała ku umywalce i po chwilowym namyśle obmyła twarz chłodną wodą. Pociągnęła słabo nosem i spojrzała w lustro, mając nadzieję, że wspomnienia nie wrócą chociaż tym razem. Za każdym razem kiedy obmywała twarz czy ręce, nie mogła na siebie spojrzeć. Bała się siebie. Bała się dziewczyny, którą widziała w lustrze. Brzydziła się siebie. Nie, nie, nie chodzi o wygląd. Marie obwiniała się o śmierć tylu Streferek. Obwiniała się o śmierć Rachel. Brązowowłosa zacisnęła długie palce na umywalce i spojrzała dziewczynie z lustra prosto w czekoladowe oczy. Kim jest Marie? Co się stało tej dziewczynie, która od razu, kiedy tylko wychynęła z klatki, ruszyła biegiem do labiryntu i przeżyła? Kim jest ta obojętna dziewczyna w lustrze?

     Choć minął cały tydzień, Marie pamiętała każdy skrawek zdarzeń tego felernego dnia, kiedy straciła już nie tylko Rachel, ale i Sonyę, Lotte i Harriet.

     "Rozległ się huk. Drzwi, którymi mieli przedostać się ku upragnionej wolności otworzyły się, wpuszczając do środka ubranych na czarno ludzi, którzy wycelowali w stronę Streferów karabiny by po chwili jednak je opuścić. Jeden z nich zdjął maskę i uśmiechnął się szeroko. Brakowało mu dwóch zębów.

     — Spokojnie, dzieciaki. Już jesteście wolne — powiedział, spoglądając na nich z radością wypisaną na twarzy. Marie podniosła głowę znad ciała Rachel i opuściła dłonie, którymi zakrywała sobie oczy. Zerknęła na niego, nie mogąc uwierzyć, że on może być nadal taki zadowolony z siebie, chociaż tak dużo dziewczyn zmarło, zmierzając do wolności. W tym Rachel. — Tam gdzie was zabierzemy, DRESZCZ już was nie znajdzie.

     Ku protestom Streferów mężczyzna oraz jego kompani, wyprowadzili ich na zewnątrz, zostawiając przy tym ciała Rachel i Beth, która nadal była nieprzytomna po ciosie jaki zafundowała jej Harriet, w środku. Marie nadal płakała, nie mogąc pogodzić się ze śmiercią dziewczyny, którą niewątpliwie zaczęła uważać za przyjaciółkę, choć znała ją tak krótko. Dziewczyny, która wprowadzała radość do takiego ponurego miejsca jakim była Strefa, opowiadając swoje nieśmieszne żarty, ale z zapałem równym dwóm osobom. Dziewczyny, która wprowadziła ją do życia Streferek.

     Marie przymknęła na sekundę czy dwie oczy i tyle wystarczyło by rozpętało się piekło. Wszystko poszło nie tak z planem ludzi, którzy postanowili ich stąd zabrać. Nagle, dosłownie znikąd, wyłowiła się inna grupa, która zaczęła strzelać do człowieka w czarnym kombinezonie i jego kompanów. Wszystko działo się tak szybko. Marie chciałaby powiedzieć, że pamiętała co się stało, ale nie mogła. Dostała czymś ciężkim w głowę i upadła w piasek nieprzytomna. A kiedy się obudziła, nie było przy niej nikogo oprócz Arisa. Na czole miała tylko długie, nadal krwawiące rozcięcie i fioletowego siniaka".

     Marie mimowolnie przejechała palcami po rozcięciu i skrzywiła się, nie z bólu, ale ze złości, że tak szybko została wykluczona z gry i nic nie mogła zrobić kiedy jej przyjaciele zostali porwani. Spomiędzy fal jej włosów wystawał kawałek łańcuszka. Marie po chwili wahania wyjęła spod koszuli wisiorek z niewielką literą N. Dziewczyna przymknęła oczy, ściskając w dłoni zawieszkę. Od czasu do czasu robiła tak, aby dodać sobie odwagi albo tak, jak w tej sytuacji, po prostu otuchy. A kiedy je otworzyła poczuła się lepiej.

     Ponownie usiadła na łóżku i klepiąc się po udach w rytm tylko sobie znanej piosenki, rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby wzbudzić jej zainteresowanie. Jednak wiedziała, że takowego nie znajdzie i może dlatego od czterech dni badała kanały, do których wejście miała tuż pod łóżkiem. Nie czuła zaufania do ludzi, którzy mieli ich tu chronić, a tylko trzymali ich w zamkniętych pokojach. Podsłuchiwała, podglądywała, szperała w papierach, robiła wszystko to, co mogłoby pomóc jej zrozumieć obecną sytuację. Palcami zbadała kieszeń i po chwili wyciągnęła z niej pogniecioną kartkę, która tak bardzo wzbudziła jej podejrzenia.

     "Dane obiektu:

     Imię: Marie
     Labirynt: B
     Numer: 5
     Nazwa: Obrońca
     Typ: Nieprzewidywalna".

     Za żadne skarby nie mogła zorientować się o co w tym chodziło. Znalazła podobne co do Arisa i Rachel, a także Sonyi i innych dziewczyn ze Strefy. Kartka Rachel była skreślona czerwonym krzyżykiem.

*

[MARIE]

     Pchnęłam drzwi i wkroczyłam do pomieszczenia zostawiając za sobą jednego ze strażników, którzy codziennie odprowadzali nas na wszystkie posiłki i z powrotem. Kilkanaście par oczu zwróciło się w moją stronę, ale większość po prostu wpatrywała się w swoje talerze albo rozmawiała między sobą. Podeszłam po swoją porcję, którą rozdawała jakaś starsza pani. Skinęłam jej głową i uśmiechnęłam się delikatnie do mężczyzny obok, po czym zasalutowałam mu ręką.

     — Czołem, Gus — parsknęłam do niego i nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam w stronę swojego stałego miejsca obok Arisa. Gus mnie nie cierpiał. Zawdzięczał mi wielkiego guza na czole i złamany nos, kiedy specjalnie uderzyłam go drzwiami, a później trzasnęłam go pięścią w twarz. Zasłużył sobie za komentarze jakie wygłaszał na temat moich przyjaciół ze Strefy.

     Położyłam metalową tacę na stoliku z trzaskiem, sprawiając, że Aris podskoczył przestraszony. Podniósł na mnie wzrok i oddetchnął z ulgą. Od czasu labiryntu każdy z nas był nerwowy. Nie wiadomo kiedy ktoś mógłby cię zaatakować.

     — Muszę ci coś powiedzieć — powiedziałam cicho do niego. Chłopak pokiwał głową.

     — Tak, ale to za chwilę — stwierdził, po czym zerknął znacząco w stronę drugiego stołu. Gdy tylko tam spojrzałam, moje oczy zetknęły się z wzrokiem czekoladowych tęczówek.

•••


WHO IS MARIE? [NEWT TMR]Where stories live. Discover now