Zakłamana tafla

325 20 27
                                    

Mira syknęła z bólu. Odruchowo chwyciła w swoje drobne i zmarznięte dłonie materiał kurtki. Zacisnęła zęby i nabrała sycząco powietrza w płuca. Pieczenie było wyjątkowo dokuczliwe i nieprzyjemne.

-Nie ruszaj się tak.

Sasori wklepywał jej maść na oparzenia, a Mira zacisnęła oczy jeszcze mocniej niż szczękę. Z kącików powiek popłynęła jej łza.

-Z czego to jest?- syknęła- Z lawy i cynamonu?

Sasori odsunął się od niej i usiadł na kolanach. W rękach trzymał metalowe pudełeczko wypełnione śmierdzącą, żółtą mazią.

-Chcesz, żeby te oparzenia zniknęły, czy nie?- zapytał chłodno lalkarz.

-Chcę!- fuknęła.

-Więc siedź cicho i bądź cierpliwa. Już prawie skończyłem.

Przysunął się raz jeszcze. Zanurzył palec w maści i nabrał porządną jej ilość. Mira skrzywiła się, czując ostry, specyficzny zapach. Nie był to może odór z kubła na śmieci czy zaniedbanej muszli klozetowej, lecz zdecydowanie jej nie odpowiadał. Wolała świeże, kojące zapachy. Pamiętała jak raz z okazji urodzin, dostała od Tatsuyi przepiękny perfum. Wyczuła w składzie wyraźną limonkę, cytrynę i miętę. Był piękny i psikała się nim bez opamiętania. Innym razem na jakimś targu odnalazła ręcznie robione pachnidła. O mało nie wyskoczyła z butów, gdy jej nozdrza uderzył subtelny zapach kwiatu bzu, połączonego z trawą. Coś wspaniałego. Jedynym wyjątkiem był perfum, którym psikała się zleceniodawczyni, kiedy szukała razem z Tatsuyą dwóch kotów kobiety. W prawdzie misja na poziomie genina, ale bogata wdowa płaciła sporo. Co jednak najważniejsze, Mira zapamiętała ją przez charakterystyczny zapach towarzyszący jej osobie; goździki z mandarynką, połączone z czymś mocno korzennym i lekko pikantnym. I mimo, że wolała delikatne dziewczęce zapachy, to ten wyjątkowo się jej spodobał. Obrzydliwe paskudztwo, które pokryło jej poharatane policzki w żadnym stopniu nie przypominało tamtego eleganckiego i zmysłowego zapachu. Pachniał jak zgniły kapeć połączony z czymś ostrym.  Po raz kolejny jęknęła.

-Dosyć! Oczy mi łzawią od tego paskudztwa!

Sasori przyjrzał się Mirze uważnie. Faktycznie, oczy mała zaczerwienione, jednak wątpił, że to reakcja na zapach maści. A nawet był tego pewien. Chwycił ją więc za podbródek i zwęził powieki. Mira uniosła brew ku górze.

-O co chodzi?- zapytała.

-Bolą cię oczy?

-Mówiłam- bąknęła- To od tego świństwa.

-Zaczerwienione twardówki miałaś wcześniej. Chyba zmieniasz się w Kakuzu.

-Bardzo śmieszne...- zakpiła- Skoro o nim mowa, to gdzie on i cała reszta poszli? Zdrzemnęłam się tylko na chwilę a już wszystkich wywiało.

-Poszli szukać czegoś do jedzenia. Poza tym, nie wszystkich. Deidara śpi tam.

Lalkarz wskazał palcem na unoszący się materiał jakaś odległość od nich. Spod czarnego śpiwora wystawały pukle blond włosów.

-Myślisz, że nic mu nie będzie?-zapytała obserwując śpiącego przyjaciela.

-Myślę, że nie. Sakura się postarała i to porządnie. Wspaniały z niej medyk, muszę przyznać.

-Prawda.- Mira uśmiechnęła się, a kamień spadł jej z serca. Skoro nawet Sasori, bądź co bądź, straszy i bardziej doświadczony, twierdzi, że Deidara zdrowieje, to musiało tak być. Cieszyła się niezmiernie. I tak już nie mogła wybaczyć sobie, że część drużyny została w Anrui.

Promienie słońca za szkarłatną chmurąWhere stories live. Discover now