Partnerzy

344 25 11
                                    




Słońce wznosiło się coraz to wyżej i wyżej. Złote promienie rozświetliły sklepienie swym blaskiem. Zbawcze światło przyniosło ulgę i wiktorię nad mrokiem nocy. Niebo przybrało soczystych barw poranka. Zewsząd dosłyszeć można było koncert porannych mieszkańców lasów. Ptaki dały tak znać, że przebudziły się do życia. Mira nasłuchiwała tych odgłosów natury, patrząc się przed siebie. W przeciwieństwie do górującego nad nią błękitu, wciąż jeszcze przyćmionego odcieniami czerwieni i fioletu, zieleń drzew i krzewów w gaju, była dosyć mroczna. Powietrze opanowała mgła. Było ciemno i dosyć chłodno. W sumie cóż się dziwić. Zaczyna się wrzesień. Ostatnie dni kalendarzowego lata. Wkrótce drzewa przybiorą odcieni pomarańczy. Liście opadną z drzew, tworząc na ziemi złoty, szeleszczący dywan. Zwierzęta zaczną zapadać w zimowy sen, a cała natura wraz z nimi. By pół roku później narodzić się na nowo. Ten nieustanny krąg życia trwa od zarania dziejów.

Oby było nam dane ujrzeć następną wiosnę...-pomyślała dziewczyna, trzymając w zmarzniętych dłoniach kubek z herbatą z termosu- Oby wszystko skończyło się dobrze.

Napiła się kolejny gorący łyk. Byli cały dzień w podróży. Jako, że trio nie spało za bardzo poprzedniej nocy, stwierdzili, że tym razem wypadałoby wypocząć. Na ratowanie świata trzeba mieć dużo siły. Tylko Naruto miał bardzo dużo energii. Mira i Bee niemalże siłą wcisnęli go w śpiwór. Znalazła nawet w kieszeni kilka tabletek nasennych, które podwędziła Kakuzu. Szkoda tylko, że nie działały ani na nią, ani na tego nadpobudliwego dzieciaka z ADHD. Chyba tylko były skarbnik Akatsuki był z nich zadowolony. Skoro nosił je cały czas przy sobie. to musiały mu pomagać. W rzeczywistości nie mogło być inaczej. Mira przypomniała sobie bowiem, jego twardy sen. Odkąd tylko miała okazję zobaczyć go śpiącego, zawsze obawiała się czy on aby na pewno oddycha. Miał sen jak niedźwiedź w czasie zimy.

Już widzę jaka go kurwica weźmie jak mnie zobaczy, hehe.

Na jej bladej twarzy pojawił się wredny uśmiech, który kontrastował niezmiernie z jej delikatnym licem o anielskich rysach. Tryb diabła aktywowany.

Poza tym, zasługuje na to, żeby go wkurwiać. Mam zamiar mu uprzykrzać życie, aż wyzbędzie się z siebie tego wrednego charakteru, a co! No i jest jeszcze jeden powód...

Przed jej oczami pojawiła się znajoma sylwetka z jakże niedalekiej przeszłości. Młody mężczyzna, który pomógł jej otrząsnąć się z mroku. Podniósł ją gdy upadła w ciemność i pilnował by nie topiła się w niej jeszcze bardziej. Odsunął z niej to co najgorsze- mściwość, zawiść i nienawiść do świata i ludzi. Jego wesołe, pogodne bursztynowe oczy drążyły ją i rozgrzewały każdego dnia przez osiem lat. Osiem najlepszych lat jej życia.

Tatsuya, mam nadzieję, że trafiłeś do godnego miejsca gdzieś tam w niebie. Czy spotkałeś tam swojego Boga? Czy zaprosił cię do swojego królestwa z otwartymi ramionami? Czy nie odmówił ci opieki i życia w szczęściu? Jak mógłby ci tego zabronić? Musiałby być takim debilem jak jego wyznawcy, którzy wierzą w takie bzdury... Ale ty byłeś inny Tatsuya. Ty się go nie bałeś i nie trzęsłeś portkami, kiedy zjadłeś mięso w piątek. Ty go czułeś przy sobie każdego dnia, traktując jak równego sobie. Jak przyjaciela i podporę. Nie wyznawałeś bezmyślnie jego, a jego wartości. To dzięki nim mnie uratowałeś i pokazałeś mi to co jest w życiu najważniejsze. Czym się kierować. To dzięki tobie jeszcze żyję i nie poddałam się. To ty sprawiłeś, że jestem w stanie podejmować decyzję sama. Że mimo, że cię już ze mną nie ma, to podążam twoimi śladami, starając dorównać ci kroku. Czy byłbyś ze mnie dumny? Czy właśnie tego dla mnie pragnąłeś?

Twarz przystojnego, młodego mężczyzny zniknęła z jej umysłu. Otworzyła pomału oczy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że się zaszkliły. Przekonała się o tym, gdy gorąca łza spłynęła po zimnym policzku, łaskocząc tak skórę. Jego strata wciąż bolała. Na początku śnił się jej wiele razy. Obraz masakrowanego przyjaciela nawiedzał ją po nocach. Wbijał się niczym szpila w serce, zostawiając w nim bolesną ranę. Ranę, która stopniowo zaczęła się zabliźniać. Krew sączyła się coraz to słabiej. Jej zranione, okrutnie potraktowane serce otworzyło się raz jeszcze. I to na kogoś, kogo powinna nienawidzić całą sobą. Jednak tak się nie stało. Mira westchnęła głęboko i bardzo delikatnie pogłaskała się po wciąż gojącej piersi. Bijący w niej narząd odzywał się spokojnie i regularnie. Tak jakby nigdy nie doświadczył bólu, smutku i rozczarowania.

Promienie słońca za szkarłatną chmurąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz