By poczuć ten dotyk jeszcze raz

437 30 18
                                    

Kap. Kap. Kap.

Krople wody kapały ze szczeliny w suficie. Przez ciasny otwór wpadała bardzo słaba i ledwo widoczna wiązka słonecznego promienia. Gdzieś w innej szczelinie zapiszczała mysz. Szare, puchate stworzonko przebiegło szybko po posadzce i umknęło przed zagrożeniami ze strony wielkiego świata, wskakując w kolejną skrytkę w podłodze.

Siedział w kącie oparty o chłodną, kamienną ścianę. Czuł, że jest lekko nawilgła, a przez to jeszcze bardziej zimna. Być może to i lepiej. W celi było gorąco jak diabli, a on mógł się chociaż troszkę ochłodzić. Kakuzu potarł zarośniętą, spoconą twarz i westchnął głęboko. Minął tydzień, a jutro ma się zacząć proces. Od tamtej pory nie miał żadnych wieści o mamie i Ruce. Nie miał pojęcia czy żyją i czy czegoś im nie zrobili. Spędzało mu to sen z powiek. Jeść też nie chciał, poza tym po co? Te pomyje, które dostawał dwa razy dziennie, nie nadawałby się nawet na paszę dla starego wieprza. Czuł się upokorzony jak nigdy do tej pory. A myślał, że atak rozpaczy przed Pierwszym Hokage był żenujący.

Mógł mnie zabić. Gdybym tylko wiedział, jak to się potoczy, poprosiłbym Hashiramę aby mnie zabił, ale czy by to zrobił? Ten matoł pewnie rzekłby coś w stylu: „Och, Kakuzu! Jest jeszcze nadzieja! Ucieknij z mamą, siostrą i ukochaną pod osłoną nocy i hodujcie razem jednorożce na skraju tęczy! W małej ,pierdolonej chatce różowej yōsei i bądźcie w chuj szczęścili! Hihi!". Boże, czym ja sobie zawiniłem, że tak srogo mnie pokarałeś? Przecież nie narzekałem, kiedy umarł tata i to na mnie spadły jego obowiązki. Całe lato i wiosnę harowałem jak wół dla moich ukochanych kobiet, odmawiając sobie wszelkich przyjemności, bo chciałem, żeby było nam lepiej. I na koniec; Przyjąłem misję, która mnie zniszczyła. Mnie, mamę i Rukę. Oraz...

Jego ciało ogarnęła rozpacz. Popatrzył na więzienne tatuaże. Oznaczono go dwoma obręczami-symbol samotności i odrzucenia. Teraz tak będzie postrzegany przez społeczeństwo. Przegryzł wargi tak mocno, że popłynęła z nich krew. Powstrzymał kolejną, gorzką falę smutku, która starała się wydobyć z niego pod postacią łez. Kiedy tak chował głowę w ramionach usłyszał tupot stóp. Nie chciał podnosić głowy. Pewnie strażnik porcją śniadania-jak to miał w zwyczaju nazywać ten syf, którym się tu karmi ludzi.

Spiął się więc bardziej i zamknął oczy.

-Kakuzu!

Ten głos podziałał na niego jak porażenie prądem. Zerwał się na równe nogi i otworzył szeroko oczy na ten widok. Nie mógł uwierzyć w to co widzi.

-Mama?!

Ku więziennej celi biegła Hana. Nie było z nią Ruki. Ale cieszył, się że widzi chociaż ją- całą, zdrową i mającą siłę by do niego podbiec.

Wychyliła rozpaczliwie ręce przez kraty a Kakuzu wychylił swoje. Splótł się z jej delikatnymi i drżącymi dłońmi. Uśmiechnęła się do niego promiennie przez łzy.

-Nic ci nie zrobili?-zapytała tkliwie, patrząc mu głęboko w oczy.

-Nie.-pokręcił głowę i spuścił wzrok na swoje przeguby- Nic, prócz tego.

Wyrwał ręce z jej uścisku i wskazał na wciąż zaczerwienioną wciąż skórę i tatuaże. Hana posmutniała a po jej policzku pociekła łza.

-Bestialstwo...-wyszeptała- Potraktowali cię jak kryminalistę.

Kakuzu nic nie mówił. Nie wiedział co ma powiedzieć. Postanowił więc zmienić temat.

-Gdzie jest Ruka?-zapytał.

Hana westchnęła.

-Byłyśmy cały czas w ośrodku obserwującym.

-Skrzywdzili was?!-wycedził. Dobrze wiedział co robi się w tym ośrodku. Tortury wrogów Wioski są tam na porządku dziennym, a nie zdziwiłby się gdyby Starszyzna kazała to robić również jego rodzinie. Nie dlatego, że mogłyby coś wiedzieć. Ale dlatego by go dodatkowo ukarać. Krzywdząc jego bliskich.

Promienie słońca za szkarłatną chmurąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz