Przyjdę

2.7K 76 52
                                    

Na zamówienie Cassandra-Black   
_________________________________

Hazel westchnęła, czując lekką złość na swojego chłopaka. Spóźniał się o już o jakieś piętnaście minut. Obiecał, że przyjdzie, że nie odwoła randki tak jak zwykle, z powodu obowiązków, które na niego spadły kilka tygodni temu. Córka Plutona wiedziała, że Frank'owi pewni jest ciężko wyrobić się z wszystkim, ale jednak powinien znaleźć choć trochę czasu dla swojej dziewczyny. Spojrzała na złoty zegarek, którego otrzymała od niego kilka tygodni temu na ich ostatniej randce, na której on był. Było już grubo po osiemnastej, około pół godziny temu powinien przyjść syn Marsa. Hazel wstała z ławki, kierując się z powrotem do obozu Jupiter. Ich randka miała się odbyć w parku o jakieś pół kilometra oddalonego od obozu. Ruszyła nieco niepewnym krokiem. Po drodze natrafiała na wzrok wielu przechodniów, co było dla niej codziennością. Córka Plutona chyba któryś dzień z rzędu przychodziła na wyznaczoną godzinę przez Franka, by potem jak zwykle czekać na niego i następnie wracać bez niego do obozu Jupiter. Była już do tego przyzwyczajona, choć zawsze miała jakąś tam nadzieję, że Frank jednak przyjdzie, jak obiecuje od kilku dobrych tygodni. Wracając do tematu niektóre osoby, które na przykład były zwykle o osiemnastej z psem na spacer, były przyzwyczajone do widoku córki Plutona na ławce. Złotooka przekroczyła bramkę parku, idąc dalej przed siebie w kierunku rzymskiego obozu. Niekiedy cicho podziwiała budowle i różne wynalazki śmiertelników, które mijała po drodze. Hazel wiele ominęło podczas jej "nieżycia", więc wiele rzeczy wciąż ją zaskakiwało, sprawiając że na twarzy dziewczyny często pojawiało się niedowierzanie i radość, ale to było kilka lub nawet kilkanaście tygodni temu, zaraz po końcu wojny z Gają. Teraz głównie emocje na twarzy Hazel były negatywne. Dziewczyna obawiała się i to bardzo, że zbliża się koniec jej związku z Frank'iem, a te myśli były na tyle mocne, że potrafiły jej zniszczyć nawet cały dzień. Nagle usłyszała za sobą ten głos, którego najmniej w tej chwili się obawiała

— Córka Plutona — uśmiechnął się zjadliwie potwór — Miło mi cię będzie zjeść

Hazel powoli się obróciła wyciągając z pochwy spathę. Przed nią stała empuza, potwór który nawet nie powinien ją tknąć, ze względu na błogosławieństwo Hekate. Hazel zmrużyła gniewnie oczy na widok dobrze jej znanej jednej spiżowej nogi oraz jednej oślej, do dziś dziwiła się dlaczego te potwory nie mają jakiś poważniejszych kompleksów. Czerwone włosy potwora empuzy również nie wyglądały za ciekawie. Z kolei ostre jak brzytwa kły były lekko wygięte w prawą stronę co oznaczało, że wampirzyca najwyraźniej ominęła jedną wizytę u ortodonty. Zanim Hazel mogła bardziej szczegółowo ocenić wygląd empuzy, ta się na nią rzuciła. Córka Plutona szybko zrobiła unik, ratując swoją szyję

  — Zabiję cię szybko i bezboleśnie — wysyczała Empuza — To przez ciebie moja pani mnie odprawiła!

  Ostatnie zdanie zdziwiło nieco Hazel. Uniknęła kolejnej próby zatopienia kłów w jej szyi przez wampirzyce, próbując przeciąć ją spathą

  — To nie moja wina, że Hekate cię odprawiła — warknęła złotooka 

Empuza zasyczała wściekle:

— Twoja, twoja córko Plutona 

Hazel uniknęła szponów potwora, obracając na chwilę głowę w prawo. To był jej największy błąd. Była służebnica bogini magii kopnęła ją swoją spiżową nogą posyłając ją kilka metrów do tyłu. Mulatka spojrzała nieco przerażona na swą nogę - złamana, więc taki spotka ją koniec. Zostanie kolacją pewnej empuzy, z którą powinna się rozprawić w kilka minut. Potwór zaśmiał się

  —Tak właśnie wygląda twój koniec Hazel Levesque — uśmiechnęła się szaleńczo Empuza

Hazel spróbowała wstać. Natychmiast poczuła ostry przecinający ból w lewej nodze. To jest jej koniec. Na tą myśl poczuła się naprawdę źle. Empuza zaczęła podchodzić do niej oblizując wargi, lecz niespodziewanie zamarła. Z jej brzucha wyszła na wylot rzymska włócznia. Wampirzyca upadła, zamieniając się w złoty pył

  —  Frank?! — wydukała niepewnie Hazel cofając się lekko do tyłu

Przed oczami stanął jej piętnastoletni chłopak z włosami wyglądającymi jak u rekruta. Teraz była już pewna kim jest ta osoba. Jej chłopak podbiegł do niej i ukląkł, patrząc na nią z troską

— Co się stało? — spytał, wskazując prawdopodobnie złamaną lewą nogę

Hazel machnęła lekceważąco ręką. Spojrzała synowi Marsa prosto w oczy

— Przyszedłeś — powiedziała

— Wiem, wiem Hazel — odrzekł zakłopotany Zhang — Przepraszam za spóźnienie, to wszystko moja wina... Znów zawiodłem

Złote oczy Hazel lekko za migotały. Ruszyła się nieznacznie by nie zadać sobie bólu i przybliżyła się do twarzy Frank'a. Spojrzała mu prosto w oczy

  — Cieszę się, że jesteś — odparła

Frank nic nie powiedział. Oboje przybliżyli się do siebie jeszcze bardziej, łącząc się w pocałunku. 

______________________________

902 słowa

Nigdy nie pisałam Frazel, więc sorry jak coś dziwnie, dwuznacznie, niezrozumiale wyszło, ale starałam się! 

Następny shot to chyba Percabeth bo do głowy wpadł mi zajefajny pomysł, ale nie każdemu może się on spodobać C:

Potem będzie pewnie znowu zamówienie oraz planuję napisać jakieś przesłodzone Hiccstrid C:

Zostawcie ślad!

𝐏𝐄𝐑𝐂𝐀𝐁𝐄𝐓𝐇, 𝐇𝐈𝐂𝐂𝐒𝐓𝐑𝐈𝐃 ● one shotsWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu