Przeznaczenie na wyciągnięcie ręki

1.3K 77 26
                                    

    Czując spotęgowany zapach bzu, zmarszczyłam nos i przymknęłam powieki. Woń kwiatów rozchodziła się po każdej cząsteczce mojego ciała. Bariery samokontroli jakie zdołałam wypracować podczas ostatnich miesięcy, łamały się jedna za drugą. Czułam, że byłam na przegranej pozycji. Wszystkie inne bodźce z otaczającej mnie atmosfery w samolocie powoli przestawały docierać do mojego umysłu.

Moja prawa dłoń unosiła się z zamiarem dotknięcia gałązki bzu i kuli. Zapach coraz bardziej obezwładniał zmysły, które rozmazywały się w wnętrzu mojego organizmu. Przełknęłam ślinę i starałam się przezwyciężyć pulsujące dudnienie w głowie. Krzyk rozrywał mi umysł, po tym jak ostatnia bariera pękła pod naporem woni bzu.

Mężczyzna przede mną uśmiechnął się chytrze i podsunął mi bliżej kule, która jak na złość emanowała jaśniejszym z każdą sekundą światłem. Mój oddech przyśpieszył i stawał się bardziej płytki. Doskonale zdawałam sobie sprawę z przegranej, która zbliżała się nieubłagalnie. Nie mogąc już dłużej walczyć opuszkami palców dotknęłam gładkiej powierzchni kuli.

W momencie zetknięcia się mojej dłoni z przedmiotem wszystko wokół mnie zrobiło się czarne. Wszędzie panowała cisza, która przytałaczała mnie jeszcze bardziej. Zapach bzu zniknął, a w zamian pojawiła się woń zgnilizny. Szybko rozejrzałam się dookoła chcą sprawdzić gdzie jestem. Równie szybko tego pożałowałam. Ból jaki rozszedł się po moim ciele był nie do opisania. Skuliłam się w kłębek i starałam przetrwać. Zacisnęłam mocniej zęby, po czym czekałam.

Ból promieniował od środka pleców aż po same czubki palców. Nic nie wskazywało na to, aby szybko przestało. Czułam każde najmniejsze drganie, które spychało moją świadomość w coraz to czarniejsze i odległe miejsce. Miałam przeczucie, że moje ciało rozpada się z każdą sekundą pozostania w tym dziwnym stanie. Jednak nie mogłam nic zrobić, by uwolnić się z tego miejsca. 

W ostatniej sekundzie przed całkowitym obezwładnieniem mojego ciała przez ból, zobaczyłam Holninga szczerzącego się w moją stronę. Jego spojrzenie wyrażało wyższość w stosunku do mnie i ledwo widoczne współczucie. Jakby doskonale zdawał sobie sprawę, że już więcej mnie nie ujrzy. 

          Kiedy ponownie otworzyłam oczy, zobaczyłam błękitne niebo nad sobą. Parę białych niczym śnieg chmur leniwie przesuwało się w prawo. Promienie słoneczne padały na moją twarz, oświetlając ją. Pod palcami wyczułam miękką trawę, na której obecnie leżałam. Z trudem podniosłam się do siadu. Lewą ręką złapałam się za głowę i starałam się przezwyciężyć zawroty głowy. Czułam jak zawartość mojego żołądka bardzo chce zobaczyć światło dzienne. Dodatkowo tępe pulsowanie w okolicy klatki piersiowej wcale nie ułatwiało sprawy. 

Po chwili, kiedy zawroty głowy ustąpiły, rozejrzałam się po okolicy, w której miałam przyjemność, lub też nie, się znaleźć. Znajdowałam się jakieś pięć metrów od przepływającej wzdłuż łąki strumienia. Nie wiedziałam czemu wcześniej nie byłam w stanie zarejestrować dźwięku szumiącej wody, jednak zrzuciłam to wszystko na szok spowodowany zdarzeniami sprzed chwili. Po mojej drugiej stronie była natomiast ścieżka okalana krzewami dzikich róż. W oddali widniały potężne drzewa i zarys altany przyozdobionej złotymi elementami dachu. Blask jaki od niej bił był widoczny nawet z mojej perspektywy. 

Zmarszczyłam brwi i zastanawiałam się jakim cudem jestem w tak ładnym miejscu. Jeszcze chwilę temu byłam pewna, że umierałam. Na tyle na ile pozwalały mi moje obolałe mięśnie, wstałam. Przygryzłam wargę i powoli ruszyłam w kierunku altany. Z niewiadomych przyczyn przyciągała mnie. Miałam złe przeczucia co do niej, takie same jak do kuli podsuwanej mi pod nos przez Holninga. 

Moje racjonalne myślenie zostało wyłączone już w momencie poddania się wpływowi kuli. Nawet jeśli resztki czegokolwiek próbowały zmienić moje zdanie, kompletnie się tym nie spodziewałam, bo co mogłoby gorszego się wydarzyć. 

Podchodząc do altany ogarnął mnie lekki niepokój. Co jeśli naprawdę stanie się coś gorszego? Jeśli to tylko pułapka, by mnie dopaść? Zmarszczyłam brwi i zatrzymałam się na chwilę. Jeszcze raz rozejrzałam się dookoła, aby dojrzeć więcej szczegółów, które na pewno pominęłam.  Jednak nic oprócz idealnie przystrzyżonej trawy, równo przyciętych żywopłotów i symetrycznie posadzonych kwiatów, nic innego nie rzucało się w oczy. Lekko podirytowana ruszyłam ku altanie. Miałam cichą nadzieję, że to właśnie tam znajdę cokolwiek co pomoże mi wydostać się z tego przesiąkniętego perfekcjonizmem ogrodu. 

Niezbyt zachęcona kolejnymi problemami jakie mogłyby mnie spotkać, przeszłam przez drewniany mostek, który oddzielał skrawek zieleni z altanką od reszty. Będąc już coraz bliżej dostrzegłam kątem oka ruch pomiędzy belkami podtrzymującymi dach. Wzięłam głęboki oddech i weszłam po schodkach do środka. Tak jak zauważyłam po mojej prawej stronie siedziała jakaś postać. Była ubrana tylko i wyłącznie w czarne ubrania, a na to wszystko zarzuciła pelerynę w tym samym kolorze. 

Nie było widać twarzy postaci, gdyż zdecydowanie za duży kaptur miała zarzucony na głowę. Przygryzłam wewnętrzny policzek, aby nie wydać żadnego nieproszonego dźwięku. Nie chciałam w takiej chwili krzyczeć i pokazywać, że można mnie przestraszyć. Tym bardziej, że gdy postać wstała, spod kaptura można było dojrzeć kawałek śnieżnobiałej kości policzkowej. Widząc to wiedziałam już, że to nie wróży zbyt dobrze. 

- Zapewne zastanawiasz się dlaczego tu jesteś.

Niechętnie przytaknęłam głową. Nie mogłam powstrzymywać tutaj swoich reakcji, co bardzo mnie zdziwiło. Moje opanowanie powoli traciło na mocy. Czułam się coraz słabsza, jakby moje życie zostawało wessane przez ogród. 

- Jesteś przed bramami reinkarnacji. Holning to posłaniec śmierci. Oficjalnie zginęłaś w wypadku samolotowym. Twój samolot rozbił się przy wybrzeżu Hiszpanii ze względu na tragiczne warunki pogodowe. Tutaj zapomnisz o wszystkich i o wszystkim po czym zostaniesz wysłana do sali dusz, gdzie poczekasz na swoje kolejne narodziny. 

Po tych słowach postać zniknęła, a ja poczułam jak coś naprawdę pochłania moje wspomnienia. Nie pamiętałam niczego co zdarzyło się ponad tydzień temu. Punktem kulminacyjnym mojego kulejącego stanu psychicznego i fizycznego było omdlenie w niebiańskiej altanie. 

***

Witajcie, oto ostatni rozdział Avengers ( W Roli Niańki ). Muszę przyznać, że takiego odzewu się nie spodziewałam. Co prawda pisałam to prawie trzy lata, jednak rozdziałów jest może z 35, a wyświetleń nazbierało się ponad 90 tysięcy, za co naprawdę dziękuję. Początki były godne zmienienia, jednak nie mam siły ani ochoty by wszystko poprawiać czy zmieniać fabułę. Cała książka była pisana na spontanie. Nigdy nie miałam zaplanowanego ani jednego rozdziału. Te wyjaśnienia są potrzebne, by zrozumieć cokolwiek co tu pisałam. Mam nadzieję, że widać progres jaki zrobiłam. Pomiędzy pierwszym rozdziałem a ostatnim. Życzę każdemu czytelnikowi dużo szczęścia i pozdrawiam serdecznie. Buziaki i do zobaczenia w innych książkach. 


Mysterious GuestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz