Prolog

11.6K 604 29
                                    

     Świerkowy las pokrywał mrok, który gdzieniegdzie rozproszony został przez ostatnie promienie zachodzącego słońca. Sople lodu przyczepione do gałęzi figlarnie odbijały światło tworząc tym samym kalejdoskop różnych barw. W dodatku płatki śniegu leniwie opadały na drzewa i ziemię. Wirowały na lekkim wietrzyku wiejącym z zachodu. Gdzieniegdzie królik śnieżny przebiegał przez zaspy zostawiając po sobie mnóstwo malutkich odcisków łapek. Te ptaki, które zostały, zaczynały swoją ostatnią melodię na dzisiaj. Ze snu powoli budziły się puszczyki. Księżyc powoli zaczynał przejmować kontrolę nad światem. Coraz mocniej było go widać na nieboskłonie. Wraz z swoim starszym bratem pojawiły się również gwiazdki. Co prawda nie było ich na razie dużo, ale szybko zaczynały rozjaśniać granatowe niebo. Jednym dźwiękiem jaki można było usłyszeć, prócz ptaków, było skrzypienie śniegu pod butami mężczyzny. Opatulony był w futra z szarch norek. Na nogach miał czarne, skórzane buty sięgające kolan i ocieplane w środku. Na głowie zarzucony miał kaptur, który skutecznie zasłaniał mu większość twarzy. W świetle księżyca jego różowe oczy lśniły niczym szlachetne kamienie. Na rękach niósł zawiniątko. Była to dziewczynka okryta bordowym puchowym kocem. Jej twarzyczka pogrążona była we śnie. Rączkami ściskała tkaninę, a jej oddech był równy i spokojny. Na usteczkach lekko zaróżowionych od zimna pojawiał się raz na jakiś czas nikły uśmiech. Echo roznosiło szybszy oddech różowookiego, kiedy nieświadomie przyśpieszył. Śnieg kleił się do jego podeszwy tworząc warstwę białego cholerstwa, które obciążało buty. Za sobą słyszał ciężki oddech koni przedzierających się przez zaspy. Mężczyzna uważał, aby przypadkiem nie potknąć się o skryte pod bielą korzenie. 


Coraz częściej czuł specyficzny zapach potworów goniących za nim. Połączenie siarki z odorem zgniłych jajek wraz z zwierzęcymi odchodami, nigdy nie było jego ulubionym. Różowooki odwrócił się po raz ostatni za siebie i doznał nie małego szoku. Włochate stworzenia ubrane jedynie w skórzane tuniki sięgające kolan znajdowały się jedynie dwadzieścia metrów za nim. Mężczyznę oblał zimny pot, a na rękach pojawiła się gęsia skórka. Strach przed utratą swojego najcenniejszego skarbu spowodował wzrost adrenaliny. Jego nogi same zaczęły szybciej przemierzać ostatnie metry dzielące go od bezpiecznego przejścia. Portal emanował jasnym niebieskim światłem. Co chwila zmieniało się na inne kolory takie jak zielony czy pomarańczowy. Był wysoki na trzy metry i szeroki na dwa. W porównaniu z innymi jakie mężczyzna widział w swoim życiu ten zdecydowanie zaliczął się do tych malutkich. Dwa potężne świerki stanowiły ścianę boczną portalu i chyliły się ku sobie tak, że ich czubki dotykały się gdzieś wysoko w górze. Różowooki uśmiechnął się delikatnie dostrzegając cień szansy na to, że zdąży przed trollami. Niespodziewanie potknął się o korzeń ukryty nie tylko pod warstwą śniegu ale i pod igłami jakie posypały się gdy jeden z trolli uderzył kulą energii w gałąź. Szybko odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i plecami wylądował na śniegu. Dziewczynka w jego ramionach przebudziła się tym nagłym ruchem i zaczęła płakać. Mężczyzna zaczął uspokajać niemowlę kołysząc lekko ramionami. W międzyczasie podnosił się z ziemi i wzrokiem szukał przeciwników. Był przerażony tak małym dystansem jaki ich dzieliło. W ostatniej sekundzie odskoczył w bok uderzając barkiem w chropowatą korę drzewa. Schylił głowę przed ostrzem lecącym z dużą prędkością i przeskoczył nad powaloną gałęzią. Odwrócił wzrok na sekundę w miejsce, które stał niecałą chwilę temu i zobaczył trolla wyszarpującego miecz wbity niemal po samą rękojeść w świerk. Mężczyzna uskoczył przed kolejnym ostrzem i zachwiał się niebezpiecznie na jednej nodze. Szybko jednak zdołał zapanować nad lecącym ciałem w bok i wyprostował się. Następnie przebiegł kawałek w lewo po czym zanurkował pomiędzy krzakami. Wstał z pleców i schylony szedł na około do portalu. Płacz dziewczynki słyszalny był w niemal całym lesie. Różowooki przygryzł dolną wargę i zmarszczył brwi. Rozbudzony niemowlak podczas walki był najgorszym darem od losu jaki mógł go spotkać. Nagle wpadł na świetny pomysł. Zaczął nucić dziewczynce kołysankę, którą nauczyła go mama, kiedy był mały. Był zaskoczony, kiedy to podziałało i niemowlę powoli zamykało oczka. Mężczyzna uśmiechnął się i znalazł krótką chwilę, aby pogłaskać małą po główce.


- Śpij dobrze Yono.


W momencie kiedy kończył zdanie kolejne ostrze przeleciało obok jego głowy. Mężczyzna zaklął głośno i odwrócił się, by sprawdzić w jakiej sytuacji się znajduje. Był w środku krzaków róży, które pogubiły już dawno swoje kwiaty i liście, ale zachowały kolce. Wokół niego niemal po każdej możliwej stronie stąły trole z wysoko uniesionymi mieczami. Bały się wejść w kolce róż, co różowooki wykorzystał bez mrugnięcia okiem. Przesunął się w stronę portalu i zaraz tego pożałował. Jedna ze strzał trafiła go prosto w lewe ramię. Ciepła ciecz zaczęła powoli wsiąkać w koszulę i w futro. Metaliczny zapach zaczął drażnić wrażliwy węch różowookiego. Mężczyzna nie szczędził sobie żadnej wiązanki przekleństw jakie przyszły mu do głowy. Nie chciał używać swoich mocy, jednak trolle nie pozostawiały mu żadnego wyboru. Otoczyły go,zraniły, a wcześniej ścigały niczym zwierzynę, a dodatkowo chciały zdobyć Yonę, a co gorsza wykorzystać ją. Tego ostatniego nie mógł im darować. Ściągnął kaptur z głowy, a jego włosy zostały rozwianena wszystkie strony świata. Uniósł zranioną rękę do góry po czym syknął. Zaczął mruczeć pod nosem pradawne zaklęcia przekazywane w jego rodzinie od pokoleń. Całe jego ciało pokryło się czarnymi runami, które emanowały różową poświatą. Jego włosy z czarnych powoli zmieniały kolor na pudrowy róż. W jednej sekundzie wystrzeliło światło, a w drugiej po trollach nie było nawet śladu. Mężczyzna na kolanach wyczołgał się spod krzaków róż, po czym wyprostował się. Rana zniknęła, a po wbitej strzale nie było nawet najmniejszego śladu. Lewą ręką różowooki otrzepał się ze śniegu i spojrzał zadowolony na dziewczynkę. Nie spała. Uważnie przyglądała się twarzy mężczyzny. Po chwili zaśmiała się i uniosła rączki w stronę jego nadal jasnych kosmyków opadających mu na oczy. Pozwolił jej na złapanie dłuższych pasm jego włosów i szczęśliwy patrzył jak malutkie rączki dziewczynki bawią się włosami, które powoli znów zmieniały kolor na czarny. Mężczyzna podszedł do portalu i jeszcze raz spojrzał na uśmiechniętą dziewczynkę. Podniósł ją na wysokość oczu i trzymając pod pachami obrócił się wokół własnej osi.


- No mała, tutaj musimy się rozstać. Pamiętaj tylko, że będę tęsknić za tobą. Moja ty mała istotko.


Mężczyzna przytulił dziewczynkę po raz ostatni, po czym przeszedł przez portal.  



***
Witajcie moje pomarańczki!

Tak jak mówiłam, zrobię te opowiadanie zupełnie od nowa, zachowując ogólny sens, 

jednak nie będzie to już tak płytkie i pozbawione jakiegoś celu jak wcześniej.

Czytałam przed ogarnięciem prologu całą książkę jeszcze raz i 

naprawdę brakowało mi w niej celu w jakim poszłaby cała fabuła.

Mam nadzieję, że ten prolog wam się bardziej spodoba od poprzedniego.

Mysterious GuestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz