-rozdział 44-

573 30 14
                                    

Dwa dni później spotkaliśmy się w domu Scotta, aby omówić plan jutrzejszej napaści na dom Argentów.

- Gdzie Allison? - spytała siedząca na sofie Lydia.

- Ona... Znów połączyła siły z rodziną. - odpowiedział Scott, opierając się o oparcie krzesła przy stole.

- Znów bawi się w łowcę, ha? - skrzyżowałam ręce na piersiach.

Prawdę mówiąc, spodziewałam się tego prędzej czy później. Ali daje im sobą manipulować, tak samo, jak kilka miesięcy temu. Wiadomo, rodzina to rodzina, ale Argentówna nie musi bawić się w to całe zabijanie wilkołaków. Zwłaszcza że jeden z nich jest jej chłopakiem.

Weszliśmy do kuchni i ustawiliśmy się przy stole, na którym Scott rozłożył plan budynku Argentów z zaznaczoną kryjówką.

- Okay więc tutaj jest ich pierwsza  kryjówka. - szatyn wskazał na mapę. - Z tego, co wiem, mają jeszcze jedną bardziej uzbrojoną gdzieś na obrzeżach miasta.

- Naprawdę myślisz, że coś tam znajdziemy? - zapytał Isaac.

- Gerard gdzieś musi mieć jakieś plany czy zapiski, nie? - James przyjżał się mapie, a głos zabrał Stiles.

- Chwila, chyba nie myślisz, że po tym, co zrobiłeś, weźmiemy cię ze sobą?

- Stiles...

- Co Stiles? Susan, on zabił Briana.

- Wiesz dobrze, że to nie jego wina. Ta pełnia była o wiele cięższa nawet dla wilkołaków takich jak Derek.

- Poza tym to nie on ukrywał przez dobre kilka miesięcy, że jest Alfą. - po słowach Isaaca wszyscy spojrzeli na Aidę.

- Spróbuj ją tknąć, a wsadzę ci kij z tojadem w du... - Scott złapał przyjaciela za ramię.

- Możemy się skupić na planie, dzieciaki? - prychnęła Rose.

- Więc tak... Niestety ja nie mogę z wami iść, bo Gerard musi być przekonany że mu pomagam, dlatego pałeczkę przejmie Rose. James, ty niestety musisz zostać, emocje jeszcze nie opadły i możesz się nie powstrzymać. - McCall spojrzał na bruneta, który skinął głową. - Gdy już będziecie w środku, musicie ostrożnie przedostać się w to miejsce, skręcić w lewo i zejść do piwnicy. Weźcie wszystko, co się przyda i nie dajcie się złapać.

~^^~

Następnego dnia wieczorem przyjechał do mnie James, który miał u mnie zostać, a kilka minut później pod mój dom podjechał samochód Isaaca. Drzwi wejściowe były, otwarte więc kątem oka widziałam, jak chłopak podchodzi do werandy, podczas gdy ja pakowałam zapasowe magazynki.

- Hej

- Hej - zapięłam torebkę i założyłam ją na ramię. - Gotowy?

- Tak... Słuchaj, jest jedna sprawa...

- O co chodzi? - wyszliśmy na zewnątrz i zamknęłam drzwi.

- Nie chce, żebyś z nami jechała.

- Żartujesz sobie? Czemu?

- To niebezpieczne.

- Dlatego z wami jadę. Żeby mieć cię na oku.

- Susan, naprawdę wolałabym, żebyś została z Jamesem. Może Ci się coś stać, a ja bym sobie tego nie wybaczył.

- Umiem o siebie zadbać.

- Wiem, słońce... Posłuchaj - złapał mnie za rękę. - Jesteś dla mnie cholernie ważna i sama myśl, że coś może ci się stać przyprawia mnie o strach, jakiego jeszcze nigdy nie czułem. Martwię się o ciebie, okay? Jesteś ostatnią osobą, jaką mam na tym pojebanym świecie i nie wybaczyłbym sobie, gdybym cię stracił. Po prostu nie mogę cię stracić... Kocham cię... Proszę, zostań.

Among The Werewolves | Teen Wolf |Donde viven las historias. Descúbrelo ahora