Rozdział 17

110 20 5
                                    

- Tak wygląda sprawa.- powiedziałam i upiłam łyk rumiankowej herbaty.

- Wygląda na to, że Komui jest dosyć przebiegły.

- Gdybym od razu wiedziała jakie są jego prawdziwe zamiary to bym tutaj nie przyjeżdżała. 

- Cóż, ale skoro już tutaj jesteśmy będziesz niestety robić za przynętę. Ale obiecuje, że nic ci się nie stanie.


- Zawsze będę cię bronił, bo.....


- Mówiłeś coś?- spytałam cicho.

- Nie. Stało się coś nagle zbladłaś.

- Nic wszystko w porządku. Pójdę się przewietrzyć.

Wyszłam z pokoju i pokierowałam się na dwór. Te pięć słów nadal chuczało mi w głowie. Czułam, że chce mi się płakać, a nie miałam ku temu jakiś większych powodów. Szłam piaszczystą drogą i próbowałam powstrzymać łzy. Nic teraz kompletnie nie rozumiem. Czuję jakby całe moje życie i wspomnienia były jednym wielkim kłamstwem. 

Zawsze mnie coś zastanawiało. Milenijny Earl zabił moją rodzinę, ale dlaczego czuję większą nienawiść do Zakonu niż do niego. Nigdy nie pomyślałam o nim źle, a nawet można powiedzieć, że zaprzyjaźniłam się z jednym członkiem jego rodziny. 

Zaczęłam cicho nucić dobrze znaną mi piosenkę. Oparłam się o drzewo koło drogi i popatrzyłam na lekko szarawe niebo. Chciałabym teraz gdzieś zniknąć i wtulić się w tors mojego ojca. 

- Pięknie śpiewasz panienko.- usłyszałam głos koło siebie.

Odwróciłam głowę i zobaczyłam staruszkę z koszykiem jabłek. Uśmiechała się do mnie miło, a ja odwzajemniłam gest. Na ramionach miała zarzuconą kolorową huste, a jej spódnica w kwiatki sięgała do kostek.

- Dziękuję.- powiedziałam. 

- Nigdy cię tu nie widziałam. Jesteś przejazdem?

- Mniej więcej. Razem z przyjacielem podróżujemy tu i tam.

- Od razu mówię lepiej nie chodź po zmroku sama po wiosce. Wtedy te dziwne potwory mogą cię zaatakować. 

- Widziała je pani?

- Osobiście to nie, ale słyszałam pogłoski. Naprawdę powinnaś uważać. Takie piękne dziewczyny jak ty nie powinny jeszcze umierać. 

- Dziękuję za troskę. 

Pożegnałam się lekkim ukłonem i pognałam przed siebie. Nie umiałam tego opisać, ale ta staruszka wzbudzała u mnie lekki niepokój. Szłam powoli przed siebie wsłuchując się w śpiew ptaków. 

Dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że zapuściłam się trochę za daleko i że kompletnie nie pamiętam jak wrócić. Do tego zostawiłam mapę w gospodzie. Odwróciłam się i spokojnym krokiem próbowałam wrócić drogą jaką tu przyszłam. Czułam dziwny niepokój, ale starałam się go zignorować. 

- Dlaczego się mu poddajesz?

Odwróciłam się gwałtownie. Zaczął padać deszcz, a ja nadal nerwowo się rozglądałam. Głos jak szybko się pojawił tak szybko zanikł. Zaczęłam przed siebie biec, a nieświadomie z moich oczu płynęły łzy. Byłam na siebie zła. Nie wiedziałam do końca z jakiego powodu. Deszcz się nasilił, a ja schowałam się pod drzewem koło drogi lekki oddalonej od reszty domów. 

Narzuciłam na mokre włosy kaptur od mojej bluzy. Skuliłam się na mokrej ziemi, a na moją głowę spadały co jakiś czas spadały krople deszczu, które przedostały się przez gałęzie. Było mi zimno, ale próbowałam nie zwracać na to uwagi. 

- Ale się rozpadało.- usłyszałam jak coś, albo ktoś ląduje na gałęzi drzewa.

Parę lekko żółtych listków zleciało na ziemię, a ja zaciekawiona podniosłam głowę. Jakie było moje zdziwienie jak zobaczyłam grubego mężczyznę z ogromnym uśmiechem i różową parasolką. 


Witajcie

Miałam dodać ten rozdział wczoraj, ale nie było mnie cały dzień w domu i po powrocie nie miałam nawet siły jeść. Dzisiaj za to poszłam na urodziny i dlatego rozdział jest dopiero teraz. Musicie mi wybaczyć to spóźnienie.

Pozdrawiam Makoto

PS. Nie zabijajcie za zakończenie w takim momencie XD

Pokonać Czas || D.Gray-ManWhere stories live. Discover now