- A w sprawie tego chłopaka... tym zajmie się już Magdalena ze Stefanem – Maddison stanęła za Alice i zwróciła się do Kathie – ten budynek jest wypełniony ukrytymi kamerami, więc zakładam, że za kilka godzin będziemy już znać tożsamość intruza – popatrzyła na mnie – Został już tylko ogień, ale nawet bez tego wydaje mi się, że da sobie radę – kiwnęła głową w stronę dziewczyny, która była dla mnie cholernie ważna.

- One mają racje... - Jack wstał i podszedł do nas. Po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech – chyba pierwszy raz w życiu – dodał na co dostał łokciem w bok. Usłyszałem cichy śmiech i spojrzałem w dół.

Kathie wysunęła się z moich ramion, a ja, choć niechętnie, puściłem ją, żeby stanęła obok mnie. Przetarła dłońmi policzki i uśmiechnęła się do nas nieśmiało.

- Czyli nie jesteście na mnie źli? – spytała.

- Coś ty, jesteśmy – odpowiedziała Alice prychając – ale nie aż tak bardzo jak byliśmy kilka minut temu – posłała jej uśmiech.

- Czyli co teraz? – zapytała Olivia, która stała za mną i wtedy przypomniałem sobie, że ona też się tu znajduje. Odwróciliśmy się do niej a ona wzruszyła ramionami – Nie będziemy tu chyba siedzieć i czekać aż powiedzą nam kim jest ten człowiek... a jeśli o to chodzi, nie jest pewne, że zechce nam powiedzieć gdzie jest mama Kathie – dodała a my posmutnieliśmy. Miała rację, to, że dowiemy się kim jest ten intruz nie znaczyło, że powie nam cokolwiek.

Kathie zamyśliła się na chwilę.

- Będę przynętą – powiedziała.

- Nie – odpowiedziałem od razu stanowczym tonem i rzuciłem jej wściekłe spojrzenie. Odwróciła się do mnie otwierając usta, żeby coś powiedzieć – Nie ma mowy – akcentowałem każde słowo.

- Ale to dobry plan! – krzyknęła zła – Erick chce mnie... więc mnie dostanie, a jeśli jest na tyle głupi to zaprowadzi mnie prosto w miejsce gdzie ukrywa mamę i Anę!

- Nie! – krzyknąłem tracąc cierpliwość. – To jest głupi pomysł – dodałem uspokajając oddech – Może ci się stać krzywda...

- To mnie nauczcie się bronić! – powiedziała zniecierpliwiona – Nikt oprócz was nie wie, że trenowaliśmy, a to znaczy, że Erick też nie ma o tym pojęcia co daje mi przewagę – argumentowała. Po minach mojego rodzeństwa wiedziałem, że powoli zaczyna ich przekonywać. Olivia miała mieszane uczucia. W jej oczach było widać strach ale także podekscytowanie.

Niestety ja też w duchu przyznałem jej rację. Plan idealny. Ale nie mogłem jej na to pozwolić. Na samą myśl o tym, że idzie w paszczę lwa, strach chwytał mnie za serce. Potrząsnąłem głową.

- Nie i koniec – powiedziałem – I nie kłóć się ze mną... - zacząłem następne zdanie ale widocznie mnie nie słuchała.

- Ale czemu?! Czemu nie możesz zrozumieć, że dam radę!? To się może udać więc dlaczego się nie zgadzasz?! – krzyczała a w moich żyłach poczułem ogień. Wiedziałem, że Kathie odczuwa to samą. Tą samą moc.

Powinienem się opanować i uspokoić także ją. Wiedziałem, że tak było najrozsądniej. Moje rodzeństwo patrzyło to na mnie to na nią nie wiedząc, co robić. Rzadko wpadałem złość i się niecierpliwiłem, ponieważ znałem konsekwencje tego ci może się stać. Ale w tym momencie nie interesowało mnie to. Myśl o niebezpieczeństwie nakręcała mnie jeszcze bardziej. Nie kontrolowałem tego co mówię.

- Bo cię kocham do jasnej cholery! – krzyknąłem a po tym zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem i moc zniknęła. Kathie słysząc te słowa zamilkła a cała złość wyparowała z niej. Zapadła cisza przerywana tylko naszymi szybkimi oddechami.

Byłem wpatrzony w nią a ona we mnie. Moje rodzeństwo popatrzyło na siebie i ruszyli do wyjścia ciągnąc za sobą Olivie. Nie zwróciłem na nich uwagi. Cały czas byłem wpatrzony tylko w dziewczynę, która jako jedyna skradła moje serce.

Nie to, żebym nie poznawał wcześniej innych dziewczyn. Kiedy miałem 16 lat bywałem na imprezach czy też w klubach, choć nie było mi wolno.

Ale nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak Kathie.

Zazwyczaj wszystkie były pijane i łatwe. Wiedziałem, że jestem przystojny i ich zachowania mnie w tym tylko utwierdzały więc wykorzystywałem to jak tylko mogłem. Choć nigdy nie myślałem o nich jak o kimś ważnym. Przed poznaniem Kathie byłem przekonany, że związki to nie jest rzecz dla osoby takiej jak ja.

Ale dziewczyna stojąca naprzeciwko mnie to ktoś całkiem inny. Nie mówię o urodzie, choć ona zaliczała się do tych pięknych osób nawet bez grama makijażu. Mówię o charakterze. Zadziorna ale jednocześnie delikatna, choć mogłem się założyć, że za kilka lat nie będzie mieć problemu z samoobroną. Była silniejsza niż wyglądała. I to w niej kochałem. Powiedziałem jej, że się w niej zakochałem a ona we mnie... ale żadne z nas nie wypowiedziało słów „kocham cię" aż do teraz.

Otrząsnąłem się z moich myśli i spojrzałem na nią. Stała przede mną zarumieniona i rozglądała się na boki.

Westchnąłem ale zanim cokolwiek powiedziałem odezwała się cicho.

- Ja ciebie też kocham... ale i tak zamierzam to zrobić – podniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Zrobiła krok na przód i stanęła niecały metr ode mnie – Moją mamę też kocham... i nie mogę pozwolić, żeby jej się coś stało – uniosła rękę i dotknęła mojego policzka – dlatego albo to zaakceptujesz i mi pomożesz albo nie mieszaj się w to – mówiąc ostatnie słowa odsunęła się i opuściła rękę.

Zatkało mnie. Spodziewałem się, że jeśli wyznam jej prawdę to posłucha i znajdziemy inny sposób. A tym czasem dalej chciała to zrobić.

Odwróciła się do mnie tyłem i podeszła do drzwi. Jeszcze zanim nacisnęła klamkę odwróciła do mnie głowę.

- Ty decydujesz... ale... potrzebuję cię – powiedziała i jak najszybciej nacisnęła klamkę wychodząc.

A ja stałem jak kompletny idiota tocząc walkę sam ze sobą i nie wiedząc co zrobić.

Jedyne na co miałem ochotę to pobiec za Kathie, złapać ją i wrócić do tego pokoju przywiązując ją do łóżka, żeby się na nic nie narażała.

Potrząsnąłem głową. Pomyślałem o tym wszystkim co się może stać i o mojej Kathie w samym środku tego całego zamieszania.

Spojrzałem w kierunku w którym poszła.

Zdecydowałem. 

Znaleziona | ✔Where stories live. Discover now