15. Ja to mam szczęście...

4.1K 246 2
                                    

Mój dzień był dzisiaj totalnie do dupy. 🙂
Dlatego postanowiłam napisać rozdział. Więc oto jest.🤗
Jeśli wasz dzień też był nie najlepszy to proszę, coś na poprawę humoru. 😊
A jeśli był dobry... to i tak rozdział jest 😂
Może jeszcze pojawi się dzisiaj jeden, ale pewności nie mam choć już biorę się za pisanie. Jak coś to jutro będzie 😙😊

A teraz zapraszam na rozdział 😉

***

Szłam przed siebie. Dalej nie wiedziałam co i jak, ale w tym momencie mało mnie to interesowało. Z tyłu słyszałam głosy. Rozpoznałam w nich głos mamy i Any. Niestety... lub może stety nie mogłam rozpoznać tego co mówią. Gniew buzował dalej we mnie. Nie wiedziałam co dalej. Musiałam się dowiedzieć co tak naprawdę miał na myśli Will.

Will.

Właśnie. On mi wytłumaczy. On jako jedyny nie będzie nic przede mną ukrywać. Przynajmniej taką miałam nadzieję...

Zatrzymałam się i rozejrzałam. Byłam w lesie. I to dość głęboko. Ale... byłam tu już. Przyjrzałam się dokładnie ścieżce na której byłam. Choć ścieżką nie można tego nazwać. Bardziej ślady butów. Przez chwilę zastanawiałam się co powinnam teraz zrobić. Po pierwsze muszę znaleźć osobę, która mi wytłumaczy co się dzieje. Will.

Nagle przed oczami pojawiła mi się scena z rana. Kiedy wpadłam do jeziora a Will...

Nie. Nie mogę o tym myśleć. To nic nie znaczyło. Do niczego nie doszło.

Chciałabyś, szepnęło moje drugie ja. Nie prawda, opowiedziałam. Ale nie byłam tego tak do końca pewna...

Ugh. Wariuje. Jeśli już nie zwariowałam.

Postanowiłam że ruszę dalej ta ścieżka, która szłam. Byłam ciekawa dokąd ona prowadziła. Tak więc skończyłam mój wewnętrzny monolog i ruszyłam przed siebie.

Szłam niecałe 5 minut kiedy usłyszałam, że coś obok mnie się złamało. Najprawdopodobniej jakaś gałąź. Szybko stanęłam w miejscu. Nie byłam nawet pewna czy oddychałam. Nie minęła chwila a znowu usłyszałam ten dźwięk. I kroki. Postanowiłam ruszyć w tamtą stronę. Wiedziałam, że nie powinnam. Bo teoretycznie nikogo nie powinno tu być. A przynajmniej tak myślałam. Tak naprawdę to nie wiedziałam gdzie my dokładnie jesteśmy. I czy mieszkają gdzieś w okolicy inni ludzie.

Ale to nieważne teraz. Szłam powoli i najciszej jak mogłam w stronę z której dobiegały te dźwięki. Zauważyłam w pobliżu dość duży krzak, żeby się za nim ukryć. Tak zrobiłam. Podeszłam i kucnęłam za nim. I wyjrzałam

Dobra. Nie TEGO się spodziewałam. W sumie to nie wiem czego się w ogóle spodziewałam... ale... no dobra. Prędzej oczekiwałam UFO niż tego co miałam przed oczami. Choć widok bardzo mi się spodobał. Co? Czekaj. Nie, nie spodobał. A przynajmniej chciałam w to wierzyć.

Spojrzałam jeszcze raz przed siebie. A przede mną... stał Will. Na samym środku polanki, która znajdowała się koło małego jeziorka. To było to miejsce, w którym byłam tego dnia. Ale teraz. Will siedział po turecku na środku polanki. Oczy miał zamknięte. Wyglądał na bardzo skupionego. A dookoła niego... wisiały w powietrzu ogniki. Słońce już zachodziło przez co już było dość ciemno. Ale dzięki temu widok, który miałam przed oczami był cudowny. Nie było słów na to co widziałam.

Nagle wszystkie płomienie zaczęły się poruszać. Wyglądało to jakby wszystkie tańczyły. Zauważyłam lekki ruch po mojej prawej stronie i krzyknęłam. Oczywiście przewracając się przy tym. Tak, że wylądowałam tyłkiem w błocie. Ja to mam szczęście, nie ma co.
Spojrzałam przed siebie na Willa, który na początku nie wiedział co się stało. A później zaczął się śmiać. Głośno. Od razu poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się wypieki. Tyle dobrze, że było ciemno. Ale Will dalej się śmiał. I chyba nawet zaczął płakać. I co dziwne... bardzo spodobał mi się ten dźwięk. Był taki szczery. A Will wyglądał w tym momencie tak dobrze...

DOŚĆ.

- Ha ha, bardzo śmieszne – powiedziałam podnosząc się i próbując otrzepać lecz z marnym skutkiem.

- T-tak – odpowiedział dalej się ze mnie śmiejąc. Po chwili niezręcznej ciszy, kiedy to ja nie wiedziałam co powiedzieć a Will ciągle się śmiał, wreszcie osoba przede mną spoważniała. – A tak w ogóle – otarł łzy, które pojawiły się kiedy się śmiał – co ty tu robisz? Nie powinnaś być w domu i oglądać dobranocki – dokończył z ironicznym uśmieszkiem. Na co oczywiście prychnęłam, choć moje wypieki zaczęły się powiększać.

- Nie, panie DOROSŁY – odpowiedziałam tak samo ironicznie i przeszłam obok niego. Weszłam na polanę, którą wcześniej obserwowałam. Nie musiałam oglądać się za siebie, żeby wiedzieć, że poszedł za mną.

Doszłam do jeziorka. I tam usiadłam. Nie musiałamdługo czekać żeby poczuć obok jego obecność.     

Znaleziona | ✔Where stories live. Discover now