13 (cz.2) Trening

4.3K 266 7
                                    

A więc... PRZEPRASZAM. 

Nie będę się tłumaczyć, ale chce żebyście wiedzieli, że jest mi przykro. Dlatego teraz postaram się dodawać nawet co dwa dni. Nie wiem ile osób to jeszcze czyta, ale mam nadzieję, że im się to spodoba.  Miłego czytania. 

A tu poprzedni rozdział jak coś ;)

***

„Przepraszam, ale się rozchorowałam i nie będzie mnie przez tydzień w szkole „

Wyślij.

Okłamałam ją. Znowu. Okłamałam moją Liv.

Po dostaniu od niej tysiąca wiadomości co ze mną, musiałam jej skłamać.

Ehh, wiecie co? Naprawdę mam tego dość. Mam ochotę jej wszystko powiedzieć, spotkać się z nią, upewnić, że jest cała i nikt jej nic nie zrobił. Ale na to muszę poczekać...

Wstałam rzucając telefon na łóżko. Po pogodzeniu się z mamą poszłam do pokoju się przebrać i zastałam wibrujący telefon.

Szybko skierowałam się do garderoby i zmieniłam ubiór. Moja mam uznała, że powinnam zacząć trening. Dlatego szybko przebrałam się w leginsy oraz stanik sportowy. Włosy już miałam związane w kucyka, więc byłam gotowa. Szybko wybiegłam z pokoju i zeszłam na dół. Stała już tam cała piątka. Razem z moją mamą.

Kiedy weszłam wszyscy się do mnie odwrócili a moja mama uśmiechnęła. Tylko Will patrzył na mnie krzywo. Przeniosłam swój wzrok na mamę tak jak pozostała czwórka.

- A więc... dzisiaj Kat zacznie swój trening. Pomyślałam, że najlepiej by było zacząć z wodą, później ziemia, powietrze a na koniec ogień – na te słowa wszyscy skinęli głowami – to co, do roboty. – dodała moja mama uśmiechnięta.

Czas zacząć trening. 

***

Wzięłam głęboki oddech.

Ruszyłam za Alice, która od razu po słowach mojej mamy ruszyła na polanę znajdującą się za domem. Nie odezwała się ani na mnie nie spojrzała. Pozostała trójka poszła tylko za nią. Mama spojrzała na mnie i uśmiechnęła się zachęcająco.

Ruszyłam za nimi i wyszliśmy z domu. Dookoła nas znajdował się las. Dom był bardzo dobrze ukryty, ale zakładam, że o to w tym chodziło. Alice stanęła po środku polany i odwróciła się do mnie. Pozostała reszta odeszła na bok. Nawet mama podeszła do nich. Wszyscy wpatrywali się we mnie jakby oczekiwali, że coś zrobię. Problem w tym, że nie miałam kompletnie pojęcia co oni ode mnie chcą. Na moje szczęście Alice się odezwała.

- Z tego co wiem potrafisz już co nie co – zaczęła ostrożnie – nie wiem co dokładnie ale Jack był pod wrażeniem.

Na te słowa moje brwi pojechały do góry. Spojrzałam na osobę o której była mowa. Uśmiechnął się przepraszająco. Odwzajemniłam uśmiech. Choć mój był bardzo nerwowy.

Nagle usłyszałam, że ktoś wychodzi z domu. Była to Ana z wiadrem. Nie trzeba było się długo domyślać, że w wiadrze znajdowała się woda.

- Zaczniemy od najprostszych rzeczy – podeszła do wiadra i go wzięła. Po czym wróciła na miejsce, w którym stała wcześniej. Czyli dokładnie przede mną – pokaże ci teraz kilka prostych ćwiczeń a ty spróbujesz je odtworzyć, dobrze? – zapytała.

Skinęłam na to głową. Na co ona wystawiła rękę nad wiadro. Przymknęła oczy i lekko poruszyła palcami. Na ten gest woda zaczęła się lekko poruszać. Zrobiła z wody „węża", którego sama kiedyś zrobiła. Po chwili otworzyła i uśmiechnęła się lekko do mnie, obserwując mnie cały czas. Musiałam wyglądać przekomicznie. Widziałam już to ale... to było co innego. Chyba dopiero w tej chwili uwierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Że istnieje coś takiego jak władanie żywiołami. No bo... to co innego zobaczyć jak ktoś inny to robi, ok ?

Alice poruszyła ręką i strużka wody zaczęła płynąć w powietrzu. Najpierw poleciała koło Willa, Jacka, Maddison, mojej mamy a później przeleciała obok mnie. Wyciągnęłam rękę urzeczona. Nie wiem czemu ale musiałam to zrobić. Jakaś siła ciągnęła mnie do tego. Już prawie dotykałam wody...

Gdy nagle ona rozpłynęła się w powietrzy. Wyparowała. Tak nagle.

Spojrzałam na Alice z nierozumiejącą miną. Ona zaczęła chichotać cicho. Poruszyła znowu ręką i ta sama ilość wody pojawiła się przede mną. Ale miała inną formę. Teraz przypominała kulę. Nie rozumiałam co się dzieje. Poruszanie to jedno. Ale jak ona sprawiła, że woda pojawiła się znikąd?

- To dlatego, że cząsteczki wody są w powietrzu. Ja je tylko do siebie przywołałam – zaczęła tłumaczyć Alice – Tak jak na początku woda zniknęła... to dlatego, że rozmieściłam ją w powietrzu na malutkie cząsteczki. Teraz zrobiłam to w drugą stronę. Małe cząsteczki połączyłam w jedno – dodała z uśmiechem.

Byłam w niemałym szoku... i nagle zaczęłam się śmiać. Głośno i radośnie. Byłam zachwycona. I chyba ciągle jakaś część mnie nie dowierzała w to wszystko. To co zrobiłam nad jeziorem... tam tylko zmieniłam kształt. A to? Alice potrafiła znikąd wziąć wodę.

- Naucz mnie – powiedziałam kiedy już opanowałam swój napad śmiechu. Po raz pierwszy zaczęłam widzieć coś pozytywnego w tej sytuacji. Nie zrozumcie mnie źle... dalej jestem cholernie wystraszona, że mój ojciec, który do niedawna był dla mnie martwy, chce mnie porwać, czy zabić... sama w sumie nie wiem. Zanotowałam w głowię, że będę musiała się o to dopytać jeszcze mamy. – Pokaż mi – dodałam kiedy nikt się nie odezwał.

Alice kiwnęła głową na znak, że się zgadza. Spojrzała na wiadro i nagle w nim pojawiła się znowu woda.

- Podejdź tu – powiedziała. Zrobiłam tak jak mi kazała. – Na początku musisz się mocno skupić. Musisz wyczuć wodę. Każdą cząsteczkę. Musisz wiedzieć co chcesz zrobić. Które cząsteczki chcesz użyć. Musisz to kontrolować. Jeśli by się tak stało, że wzięłaś zbyt dużo i nie stąd skąd chciałaś możesz zrobić więcej krzywdy niż myślisz. Zamknij oczy i skup się – tak jak powiedziała, tak zrobiłam. – Poczuj wodę wokół siebie. Wyobraź sobie te cząsteczki.

Wzięłam głęboki oddech. Zaczęłam sobie wyobrażać te cząsteczki. Że są dookoła mnie. Że są wodą. I nagle to poczułam. Tą moc. Moc wody. To co poczułam nad jeziorem. Nad szklanką wody w moim domu. Zauważyłam wszystkie cząsteczki. Choć miałam zamknięte oczy, cząsteczki świeciły lekko na niebiesko. Dookoła mnie. Wszędzie. Ale... tam gdzie znajdowało się wiadro były ze sobą połączone. Wielka niebieska plama świeciła się.

- Dobrze, teraz postaraj się sięgnąć po to... - zanim skończyła zdanie ja już wyciągałam rękę w stronę wiadra. Wiedziałam co muszę zrobić. Przyciągnęłam tę plamę do siebie. Nadałam jej kształt. Podłużnego węża. Podniosłam rękę do góry. Wąż, świecący na niebiesko, podniósł się... tak samo jak poprzednimi razami. Ale teraz wiedziałam jak to działa. Zaczęłam sobie wyobrażać, że wąż przelatuje obok Alice. Zatacza koło. Nie musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć, że tak się stało. Ale i tak to zrobiłam. Otworzyłam oczy. I nagle... wąż się rozpadł. Woda upadła na ziemię. Oblewając stopy Alice. Straciłam panowanie. Nie kontrolowałam już tego.

Spojrzałam ze zdumieniem na Alice i innych. Patrzyli na mnie z otwartymi ustami. Nawet sama Alice. Przez jakiś czas nikt się nie odzywał. Nikt się nie poruszył. Jako pierwsza odezwała się Maddison.

- Niewiarygodne...

- Tak, bardzo – powiedziała Alice, patrząc na mnie. Ale już z uśmiechem. Uśmiechała się szeroko. Choć w jej oczach można było zauważyć coś na kształt zazdrości – Tak łatwo ci to przyszło – mówiła kręcąc głową. – Niesamowite – powiedziała na koniec dalej się uśmiechając. Wzięła wiadro i ruszyła w stronę domu.

Pozostała czwórka patrzyła mnie z niedowierzaniem, jak i też ze zdziwieniem. Tylko mama wyglądała na szczęśliwą, dumną i jednocześnie... przerażoną i smutną. Już miałam się odezwać do niej, kiedy nagle usłyszałam głos Any, dochodzący z domu.

- Obiad!    

Znaleziona | ✔Where stories live. Discover now