23. ,,Devon Hill"

Start from the beginning
                                    

- Nie robiłam tego.

- Owszem, robiłaś... - zaczęłam, ale widząc jej wyraz twarzy, już wiedziałam, że nie dogadamy się w tym temacie. - Masz rację, nie robiłaś. - Posłałam w jej stronę najszczerszy uśmiech, na jaki było mnie stać.

- Jesteś dziwna.

Och, jak dobrze, że ty nie jesteś.

- Jestem Maddie - przedstawiłam się, wyciągając w jej stronę dłoń. Robiłam takie postępy w poznawaniu ludzi, że aż byłam z siebie dumna.  Szkoda tylko, że nie był to ktoś bardziej normalny, niż dziewczyna, która właśnie dokładnie, z każdej strony, ogląda moją dłoń.

- Tak, wiem.

- Okej... A ty jesteś..?

- Maddie.

- Nie, to ja jestem Maddie. Pytałam o twoje imię .

- Maddie - powiedziała ponownie. Wzięłam jeden głębszy oddech.

Nie ma co się niepotrzebnie irytować. Wdech, wydech. I jeszcze raz. Wdech, wydech.

- Też nazywasz się Maddie? - Błagam, powiedz 'tak'. Po prostu to zrób, bo zrobi się jeszcze dziwniej. Jeśli to w ogóle możliwe.

- Nie powiedziałam tego.

-O mój Boże - westchnęłam z irytacją, odchylając głowę do tyłu.

Tak, różnica między piętrami była zdecydowanie ogromna.

- Bree, skończyłaś już? - usłyszałam głos od strony drzwi.

Obydwie zwróciłyśmy się w tamtym kierunku, a mój wzrok padł na... pielęgniarkę? Szczerze mówiąc, nie byłam pewna, jak mam ją nazywać. Pani Bruce, z tego co wiem, była jedynym psychologiem w budynku, także ten tytuł odpada. Możliwe, że każdy tutaj miał swojego 'opiekuna'. Jeszcze nie do końca ogarniałam tutejsze zasady.

Byłam tu przez pierwsze trzy dni kiedy mnie przywieźli i szczerze mówiąc, niezbyt pamiętam ten okres. I nawet nie chcę sobie przypominać.

- Chodź już, kochaniutka.

Bree, jak nazwała ją kobieta, popędziła w jej stronę i wyszła z łazienki. Cieszyłam się, że dalsza konwersacja nie będzie konieczna. Jednak ku mojemu niezadowoleniu, starsza pani nie ruszyła się z miejsca, tylko wlepiała we mnie swój przenikliwy wzrok.

- Jesteś Maddie, prawda?

- Mhm - mruknęłam, zastanawiając się jaki kierunek przybierze ta rozmowa.

- Nie masz tutaj stałej opieki, ale to nie znaczy, że obowiązują cię inne zasady. Nie było cię na śniadaniu, liczę, że to pierwszy i ostatni raz.

- Ja... - już miałam powiedzieć, że dostarczono mi śniadanie do pokoju, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język, przypominając sobie o prośbie psycholog. - Pierwszy i ostatni raz, oczywiście.

- Cieszę się, że się rozumiemy - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który otaczała siateczka zmarszczek. Kobieta zdawała się być zdziwiona moją odpowiedzą. Właściwie, patrząc na Bree, to w ogóle się jej nie dziwię. - Przyjdź za pięć minut do Pokoju Wspólnego, dobrze? Tutaj w pokojach wolno przebywać tylko o określonej porze. - Więc to jest ich nazwa Sali Głównej.

- Oh. Emm, jasne - odpowiedź ledwo przeszła mi przez gardło, ale mimo tego zmusiłam się do uśmiechu. Wyszedł z tego raczej niezbyt ciekawy grymas, ale kobieta zdawała się tym nie przejmować.

Jak, do cholery, mam przesiedzieć cały dzień w towarzystwie ludzi takich jak Bree, a może nawet gorszych? Liczę, że Scout pozwoli mi się dosiąść. Wydawała się całkiem normalna. A przynajmniej na tyle normalna, abym mogła z nią rozmawiać.

Po wyjściu pielęgniarki, czy kim ona tam była, poszłam do pokoju by odłożyć swoje  rzeczy, a następnie skierowałam się, jak myślę, w stronę Pokoju Wspólnego. Nie widziałam sensu, w przeciąganiu tego. Mimo, że nerwy wręcz zżerały mnie od środka, była zdania, że jeśli coś ma pójść źle, to i tak pójdzie.

O tak, to się nazywa mieć dobre nastawienie.

Jak się okazało, wszystko było tak samo rozłożone jak u nas, więc nie miałam - niestety - większego problemu ze znalezieniem odpowiedniego miejsca.

Po jakichś pięciu uspokajających, głębokich oddechach i około dziesięciu zapewnień typu 'nikt cię nie zabije', przekroczyłam próg pomieszczenia. Na pierwszy rzut oka sala niczym nie różniła się niż ta na dole. Stoły, kanapy, fotele i ta przeklęta szafa grająca. Zasadniczą różnicą była jednak ilość osób, których było prawie dwa razy więcej. Nie mówię tu o samych pacjentach, więźniach, cokolwiek. Każdy z nich miał swojego 'opiekuna', który najwidoczniej nie spuszczał oczu z podopiecznego. Na szczęście stali oni w grupce na uboczu, więc można było prowadzić swobodną rozmowę. W oczy rzuciło mi się także to, że wiele osób - głównie chłopców, ale były także wyjątki - miało skute ręce.

- Maddie! - usłyszałam znany mi już głos i stwierdziłam, że los wreszcie się do mnie uśmiechnął.

- Scout, hej - przywitałam się, przysiadając się do dziewczyny i jakiegoś dobrze zbudowanego chłopaka. Który swoją drogą okropnie mi kogoś przypominał. Mogłabym przysiąc, że skądś znam te kości policzkowe.

- Devon Hill - przedstawił się chłopak, zwracając na siebie moją uwagę. O mój Boże, czy to mógł być...

- Jesteś bratem Matta?! - spytałam może odrobinę za głośno, ale nic na to nie poradzę. Nie sądziłam, że szatyn miał rodzeństwo, a już na pewno nie piętro wyżej.

- Szczerze mówiąc liczyłem, że o to spytasz - uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla swojego brata sposób. Tyle, że u niego nie było to aż tak wkurzające.

- To... wow. Nie sądziłam, że ma brata w...

- Tak, domyślam się, że nie mówi o tym na prawo i lewo - stwierdził, a mi momentalnie zrobiło się super głupio. - Wybacz, to nie miało zabrzmieć niemiło.

Wystarczyło parę sekund, a ja już wiem, że umieścili nie tego Hilla, gdzie trzeba.

- Jesteście parą? - spytałam po chwili. Scout pokiwała z uśmiechem głową. To pytanie było całkowicie bez sensu, patrząc na ich złączone dłonie.

- Jak on sobie radzi?

- Hmm, zależy, o co pytasz... - zawahałam się - jest raczej dość... wybuchowy. Jeśli mam być szczera, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że niedługo się zobaczycie. - wyznałam, patrząc jak chłopak spina się na moje słowa.

- Przekaż mu, żeby z łaski swojej ogarnął dupę, bo za cholerę, nie chciałby tu trafić.

- Emm... pewnie - mruknęłam, wiedząc dobrze, że prawdopodobnie i tak tego nie zrobię.

Dzień minął zanim się obejrzałam. Devon i Scout dotrzymywali mi towarzystwa i naprawdę miło było z nimi porozmawiać (mimo, że dziewczyna w niektórych momentach zachowywała się dość dziwnie). Trzecie piętro okazało się nie takie złe, jak myślałam, że jest. Co nie zmieniało faktu, że ucieszyłam się, że już - jak się dowiedziałam - za dwa dni, miałam wrócić na dół. Stwierdziłam, że skoro poradziłam sobie tu, to tam też dam radę stawić czoła temu, co czeka mnie na dole. Najbardziej przerażała mnie ponowna perspektywa stanięcia twarzą w twarz z Niallem. Przez chwilę zaczęłam sobie nawet wmawiać, że nasza nocna rozmowa to tylko reakcja na silne leki i wytwór mojej popieprzonej wyobraźni.

Ale nie. On naprawdę tu był. Naprawdę trzymał mnie za ręce. I jak najbardziej serio chcę wszystko naprawić.

A ja zdecydowanie zamierzałam mu na to pozwolić.

***
Hejka!

Rozdział przejściowy, ale bardzo dobrze mi się go pisało. Chętnie poznam Wasze opinie!

W następnym będzie już Maddie i Niall😌

Szczerze mówiąc, nie wiem jak to teraz będzie z rozdziałami. Postaram się wstawiać je tak często, na ile czas mi pozwoli.

Sprawdzony przez Qushiix

Do następnego
teenspiriitt xx

Periden House | Niall Horan ✓Where stories live. Discover now