11. ,,Przyjaciel"

4.4K 301 29
                                    


Głośny trzask wybudził mnie ze snu. Usiadłam gwałtowanie zaalarmowana hałasem, czego od razu pożałowałam. Obraz przede mną zaczął niebezpiecznie wirować. Musiałam zamknąć na chwilę oczy, aby odzyskać ostrość widzenia. Oznaki zmęczenia dawały o sobie znać. Minęła dłuższa chwila, zanim zorientowałam się co się dzieje.

Przede mną stał strażnik, którego nigdy wcześniej nie widziałam z surowym wyrazem twarzy i tacą w ręku.

- Co się dzieje? - spytałam zachrypniętym głosem.

Jedną nogą nadal byłam w krainie snów. Musiałam wyglądać naprawdę żałośnie wlepiając tempo wzrok w człowieka przede mną.

- Dzisiaj jecie śniadanie w pokojach. Możecie przemieszczać się tyko po korytarzu i bibliotece - wyrecytował nawet na mnie nie patrząc.

Położył, a właściwie rzucił, tacę z jedzeniem na biurko i wziął z niej niewielki kubeczek z lekami.

Wlepił we mnie spojrzenie wściekle zielonych oczu wystawiając do przodu rękę z tabletkami. Wzięłam je, nadal niezbyt przytomna.

Czułam jakby ktoś nawalał mnie młotkiem po głowie. W dodatku bolały mnie mięśnie i musiałam mrużyć oczy, żeby choć trochę złagodzić pieczenie. Skupiałam się na tym zdecydowanie bardziej, niż na słowach strażnika, dlatego też wszystko dochodziło do mnie z opóźnieniem.

- Ale...co? - mruknęłam do siebie. - Dlaczego? - spytałam tym razem głośniej przechylając głowę delikatnie na prawo.
Wtedy też dostrzegłam intensywne spojrzenie niebieskich oczu, których właściciel przyglądał mi się z korytarza.

- Przekazałem już wszystko, co powinnaś wiedzieć - mruknął - A teraz łyknij te tabletki z łaski swojej.

Zajrzałam to kubeczka i ku mojemu zdziwieniu było tam więcej leków niż zwykle.

- Co to jest? - Wskazałam na dwie bladoróżowe pastylki.

- Nie mam pojęcia! - uniósł głos wydając głośne, zirytowane westchnięcie. - Na Boga dziewczyno, po prosu je weź. Nie mam całego dnia.

Przyłożyłam plastikowy przedmiot do ust, po czym połknęłam sprawnie całą jego zawartość. Miałam nadzieję, że dzięki temu ten wybitnie nieuprzejmy facet raczy zostawić mnie w spokoju.

- Obiad i kolację też zjesz tutaj. - Oznajmił tylko, a potem wyszedł - jak myślę, nawiedzać innych.

Chyba, że ta cała sytuacja ma związek z naszym wypadem na kuchnie. Jeśli Harry nas wydał, a teraz zastanawiają się co z nami zrobić...

Usłyszałam jak ktoś zamyka drzwi, więc szybko spojrzałam w tamtą stronę. Niall obdarzył mnie uśmiechem pełnym troski siadając ostrożnie na końcu łóżka.

- Nie powinno cię tu być.

To nie tak, że nie chciałam żeby tu był, bo pragnęłam tego jak niczego innego. Nie chciałam tylko, żeby miał przez to kłopoty.

- Nie powinienem robić większości rzeczy - mruknął nawiązując do sytuacji sprzed paru godzin. - Wszyscy są zbyt zajęci, żeby cokolwiek zauważyć. Na korytarzu jest pełno ochrony, a i tak nikt nie zauważył, że tu wszedłem - parsknął - powinni mądrzej dopierać personel.

Zmierzyłam go wzrokiem przechodząc na czworaka bliżej, tak, że znalazłam się kilka centymetrów za nim. Był wyraźnie zmęczony i przygaszony. Podniosłam się na kolanach i ostrożnie położyłam dłoń na ramieniu chłopaka. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Wyglądał, jakby tego potrzebował.

Poczułam jak mięśnie blondyna rozluźniają się pod moim dotykiem, a ten powoli odwraca się w moją stronę.

Nie odzywaliśmy się. Tylko tym razem cisza była dobra. Potrzebna. Wyrażała więcej niż jakiekolwiek słowa.

Periden House | Niall Horan ✓Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang