15. ,,Jest twoja"

Start from the beginning
                                    

Większość ludzi – na szczęście – nigdy nie doświadczy takiego widoku. Możliwe, że jestem chodzącym nieszczęściem, skoro zdarzyło mi się to już drugi raz. Tyle, że wtedy obraz nie był nawet w połowie tak drastyczny.

Nawet nie mogę sobie wyobrazić, jak czują się Malia i Lea. Jakby nie było, przyjaźniły się. W dodatku, gdy jej rodzice się dowiedzą...

Stop. Muszę przestać myśleć o rzeczach na które nie mam wpływu, bo zwariuję. Cóż, bardziej, niż teraz.

Zgięłam kartkę na cztery części, podnosząc się z miejsca. Wyszłam z pokoju i udałam się prosto na śniadanie. Mogliśmy już wrócić do 'normalnego' trybu życia. Miałam tu na myśli wspólne śniadania i kolacje – na korytarzach i w pomieszczeniach nadal kręciło się nadto pracowników.

Jeśli normalnym można było nazwać żałobę po śmierci koleżanki. Wydaje mi się, że ruszyło to zarówno nas, jak i pracowników. Nie jestem pewna, czy podobna sytuacja kiedykolwiek miała tu miejsce. Pewnie każdy, tak jak ja, zastanawia się, co ją do tego skłoniło po takim czasie. Czyżby było z nią aż tak źle, a nikt o tym nie wiedział?

Gdy weszłam do pomieszczenia, większość miejsc była już zajęta. Z tego co widziałam, brakowało jedynie Harry'ego i Estelli.

Usiadłam na krześle obok Nialla, który rozmawiał po cichu z Leą. Każdy szeptał coś do siebie, ale na żadnej twarzy nie widniał nawet cień uśmiechu.

- Dzień dobry – powiedziałam cicho w ich kierunku, na co oboje odwrócili się w moją stronę.

Oczy dziewczyny były czerwone i podpuchnięte – oznaki rozpaczy i zmęczenia widać było z daleka. Mimo to, wymusiła lekki uśmiech.

  - Hej, Maddie.

- Wszystko w porządku? To znaczy... Och, wiesz o czym mówię – zagadnął blondyn patrząc na mnie, jak zwykle, troskliwym wzrokiem.

O moim małym ataku paniki dziś w nocy? Chłopak nie wiedział, że mogło być znacznie gorzej.

Pokiwałam ledwie zauważalnie głową i zwróciłam się w stronę dziewczyny, która wlepiała nieobecny wzrok w drżące dłonie. 

  - Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, możesz na nas liczyć – zapewniłam chwytając jej dłoń. – Zarówno ty, jak i Malia.

- Dzięki, Maddie. – Jej głos był cichy i zachrypnięty. Posłała mi jeszcze jeden wymuszony uśmiech, a potem spojrzała w stronę blondyna. – I tobie też, Niall. Serio. Jesteś kochany.

Nie mogłam nic poradzić, że okropnie ciekawiło mnie, co jej powiedział zanim się zjawiłam.

- Nie ma sprawy – podnoszący na duchu uśmiech, rozświetlił twarz chłopaka.

Ułożył dłoń na ramieniu blondynki ściskając je. Mimowolnie pomyślałam o wczorajszym wieczorze, kiedy to opuszkami palców gładził troskliwie moją szyję. Jeszcze wtedy było tak spokojnie...

Sięgnęłam po kubeczek z lekami, który jak każdego ranka, czekał przy moim talerzu. Ani trochę nie miałam apetytu, ale zważywszy na jedną z kucharek, która bacznie obserwowała nas z rogu jadalni, wzięłam chociaż kromkę chleba.

Obgryzając powoli twardą skórkę, wsunęłam dłoń ze złożoną kartką w dłoń Nialla, nawet na niego nie patrząc. Blondyn jakby czytał mi w myślach, przejął kartkę i schował ją do kieszeni ciemno szarych dresów. Potem szybko złapał mnie za rękę i ścisnął delikatnie, dodając otuchy.

Gdy już miałam się odezwać, niespodziewanie poczułam, jak ktoś chwyta mnie za ramię. Podskoczyłam, gwałtownie się odwracając. Szczerze mówiąc, pan frajer nad frajerami, czytaj Matt, był ostatnią osobą, której się spodziewałam. Skubany przemieszczał się tak cicho, że nawet nie zorientowałam się, kiedy wstał. To chyba niezbyt dobrze, że porusza się niczym ninja biorąc pod uwagę fakt, że pewnie ma rozplanowaną moją długą i bolesną śmierć.

Periden House | Niall Horan ✓Where stories live. Discover now