3. ,,Dam radę"

Zacznij od początku
                                    

- Rozumiem, że się boisz i próbujesz przeciągnąć czas, ale niektórzy nie mają całej nocy. – próbowałem go sprowokować. Miałem plan i nie mogłem zaatakować pierwszy. Takich jak on nie trudno podpuścić, już zaczynał parować.

Zwykle w czasie walk w moich żyłach płynął alkohol, lecz dzisiejsza misja była zbyt ważna, żeby sobie na to pozwolić. Dlatego też, jego przeciąganie zaczęło mnie już powoli irytować.

- Oh no dawaj tłusta maso...

To było to. 

Lorenzo rzucił się na mnie z rykiem. Nim zdążyłem się zorientować, a jego pięść znalazła się na moim policzku. Zatoczyłem się delikatnie do tyłu przykładając rękę do źródła bólu.

Spojrzałem na niego drwiąco rozkładając ręce.

- I co? – parsknąłem śmiechem – To wszystko?

Pięść faceta ponownie zderzyła się z moją twarzą. Na ustach poczułem smak krwi. Włoch okładał mnie pięściami po brzuchu i w okolicach żeber. Po chwili dołożył także nogi.

W pewnym momencie poczułem ból tak silny, że aż zgiąłem się wpół. Oddychanie zaczęło sprawiać mi ból. Świetnie, koleś prawdopodobnie złamał mi żebro.

Z każdym uderzeniem, krzyki tłumu przybierały na sile. Hayden zapewne stał gdzieś z przodu, bo słyszałem jego pełen napięcia głos. Pewnie irytowało go, że przegrywam. Mało tego, nawet nie próbowałem się bronić.

Nikt nie wiedział, że taki był plan. 

- Młody, dość tego do cholery! Przerywam to przedstawienie zanim nic z ciebie nie zostanie!

- Nie! – wrzasnąłem ścierając krew kapiącą z nosa. – Dam radę.

Wyprostowałem się i przyjąłem odpowiednią pozycję. Adrenalina, buzowała mi w żyłach. Kochałem to uczucie. Nie słyszałem już wrzasków widowni. Tylko ja i przeciwnik. Ból przestał się liczyć. Była tylko wygrana.

Lorenzo znów rzucił się na mnie lecz tym razem bez skutku. Zrobiłem unik i podciąłem go, jak się okazuje dość skutecznie, bo runął na ziemię. Cóż, poszło zdecydowanie łatwiej niż sądziłem. Taka wygrana nie przyniosłaby mi żadnej satysfakcji , dlatego też pozwoliłem mu wstać. Później już wszystko poszło łatwo.

Trafiłem w jego policzek, a zaraz potem w wargę i nos, z którego trysnęła krew. Chwyciwszy go za ramiona, uniosłem zgiętą nogę z całą siłą jaką w sobie miałem. Włoch osunął się z jękiem na kolana. Lecz mi nadal było mało.

Jednym kopnięciem powaliłem go całkowicie. Nachyliłem się nad Lorenzo i z satysfakcją spojrzałem w jego przerażone oczy.

A później okładałem go pięściami. Bez opamiętania.

Od początku mnie irytował. Widok go dławiącego się krwią jakoś nie robił na mnie wrażenia.

Po krótkiej chwili poczułem szarpnięcie. Hayden. To oznacza jedno. Wygrałem.

- Panie i Panowie, niezawodny Niall Horan! – przez widownie przemknął ryk zadowolenia, lecz niektórzy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Widocznie nie poszło po ich myśli. Cóż. To już nie mój problem. 

- Mówiłem, że załatwię to w pięć minut.

- Właściwie skończyłeś w cztery – mruknął, prowadząc mnie w kąt sali – Młody, przez chwilę myślałem, że już po tobie. Napędziłeś mi niezłego stracha. Poza tym – przerwał, wręczając mi część pieniędzy. – straciłbym kupę kasy.

- Mówiłem, że dam radę. Szczerze mówiąc... Wiedziałem, że będzie łatwo ale nie sądziłem, że aż tak.

- Lorenzo wydawał się groźnym przeciwnikiem – stwierdził. – Pogruchotał Ci tylko trochę buźkę.

- Bywało gorzej – stwierdziłem, wzruszając ramionami. Ból powoli do mnie docierał, lecz był znośny. – Muszę lecieć. Dzięki za wszystko, Hayden! – krzyknąłem na pożegnanie, po czym biegiem udałem się na zewnątrz. Tam czekało na mnie kolejne zadanie.

Liam z Elyasem już stali przy samochodach gotowi wyruszyć w każdej chwili.

- Piękna twarz, księżniczko – Liam parsknął śmiechem gdy tylko mnie zobaczył.

- Mogło być gorzej – wzruszyłem ramionami. – Mogłem wyglądać jak ty.

- Ta, śmieszne – mruknął do siebie, odpychając się od maski samochodu. – Wszystko gotowe, jeśli chcesz możemy ruszać – stwierdził, patrząc przelotnie na Eylasa. Chłopak wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. To nie jego pierwsza misja, zwykle sprawował się dobrze, ale dzisiejsza akcja chyba przewyższała jego możliwości.

- Mała zmiana planów – rzuciłem, wciągając koszulkę przez głowę. - Jedziesz z Elyasem, dam radę sam. Spotkamy się na miejscu.

- Ale przecież...

- Liam, ufam Ci i wiem, że tego nie spieprzysz. O mnie się nie martwcie.

Nie czekając na odpowiedź wpakowałem się do czarnego Mercedesa S65, mojej dumy i jedynej miłości. Zdobyłem to cacko o własnych siłach.

Wyjąłem paczkę chusteczek ze schowka w celu oczyszczenia twarzy i knykci z zasychającej już krwi. Po spojrzeniu w lusterko, skrzywiłem się z niesmakiem. Warga była rozcięta, nos zaczynał  robić się siny a na prawym policzku formował się sporych rozmiarów siniak. Stwierdzenie, że wyglądam znośnie byłoby wielkim komplementem.

Po sprawdzeniu wszystkich szczegółów – upewnieniu się, że broń jest naładowana i na swoim miejscu – mogłem wreszcie wyruszać. Czekała mnie godzinna podróż do niejakiego Edwarda Martinez. Koleś był nieźle pochrzaniony, więc miałem nadzieje, że weźmie co jego i da mi spokój. Muszę tylko dostarczyć bezpiecznie towar. Nie przewidywałem po drodze żadnych niespodzianek. To była najważniejsza akcja. Nie mogło się nie udać.

Byłem już w połowie drogi do miejsca spotkania. Jechałem powoli, tak by nie zwracać na siebie uwagi. Nietrudno więc wyobrazić sobie, jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłem w lusterku czerwono-niebieskie światła.

- Nie, nie, nie – powtarzałem w kółko. Miałem ochotę wrzeszczeć. Ten samochód jechał za mną od dobrych piętnastu minut ale było zbyt ciemno bym zorientował się, że to gliny.

Posłusznie zjechałem na pobocze.

Pewnie sprawdzą tylko prawo jazdy i cie puszczą, nie panikuj frajerze.

Radiowóz zatrzymał się parę metrów za mną. Nagle, nie wiadomo skąd dojechały jeszcze dwa otaczając mnie z każdej strony.

- Wyjdź z pojazdu! Ręce za głowę, nogi w rozkroku. Tylko powoli! – usłyszałem.

I właśnie w tym momencie wszystko co tak długo planowałem przepadło. Wpadłem. I nie miałem szans na wytłumaczenie. Towar w bagażniku mówił wszystko.

***
Witam!
Tak oto prezentuje się rozdział trzeci. Tym razem z perspektywy Nialla.
Mam nadzieje, że nie jest tak źle. Szczere opinie i rady mile widziane.

Periden House | Niall Horan ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz