1. ,,Nic nadzwyczajnego"

12.9K 516 235
                                    



Pięść w ciągu sekundy znalazła się na twarzy chłopaka.

Raz.

Drugi.

Trzeci.

Za czwartym wyraźnie usłyszałam łamanie kości. Jeden z braci Hudson osunął się na kolana, a z jego nosa trysnęła krew, zalewając wypłowiałą koszulkę, którą miał na sobie. Nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął moim ciałem. Stwierdzenie, że nienawidzę przemocy, byłoby niedopowiedzeniem. Po tylu miesiącach przebywania w Periden House powinnam do tego przywyknąć.

Matt zdążył zadać jeszcze kilka ostrych ciosów, zanim strażnicy zdołali odciągnąć go od niewinnego chłopaka. Niestety wystarczyły one, by starszy Hudson stracił przytomność.

Tłum rozstąpił się, aby przepuścić strażników z szamoczącym się Mattem. Pewnie dadzą mu coś na uspokojenie, a później wsadzą do izolatki. Czasami nawet mi go szkoda, nie panuje nad sobą. Napady złości powoli stają się jego codziennością.

Estella Moore – dziewczyna Matta – stała na drugim końcu pokoju, przyglądając się całemu zajściu z niemałym przerażeniem. Nawet z daleka mogłam dostrzec furię w jej niemal czarnych oczach. Pięści miała zaciśnięte, a mięśnie napięte. Nie byłam pewna, czy w ogóle pamięta o oddychaniu. Nie dziwię jej się, jeśli Matt w ciągu miesiąca znów coś przeskrobie, trafi na trzecie piętro. Myślę, że ta informacja zaczęła powoli dochodzić do każdego, sądząc po uśmiechach, jakie zaczęły pojawiać się na niektórych twarzach. Cóż, ofiarą Hilla mógł paść każdy, kto akurat był w pobliżu.

Periden House było czymś na wzór więzienia połączonego z domem dla 'obłąkanych'. Miało trzy niewielkie piętra (przynajmniej w tylu nas trzymali). Na pierwszym piętrze były osoby najmniej niebezpieczne. Na drugim ci, którzy mogą stwarzać problemy, lecz byli w jakimś stopniu znośni. Na trzecim, nieletni zabójcy, osoby chore psychicznie, niebezpieczne dla otoczenia lub ludzie z niższych pięter, którzy podpadli strażnikom. Właściwie nie wiem, czemu nas tu przywożą. Jeśli ktoś chciał stworzyć niesamowitą mieszankę wybuchową to z pewnością mu się udało. Podobno to miejsce miało nas integrować, pomagać w dalszym leczeniu i dać 'trochę wolności'. Pomińmy szczegół, że było dokładnie odwrotnie. Banda niezrównoważonych nastolatków w jednym budynku, nie jest najlepszym rozwiązaniem.

- Rozejść się, do cholery! - wrzask Waltera, szefa ochrony rozniósł się po całym pomieszczeniu.

Wszyscy jak wyrwani z transu, zaczęli opuszczać główną salę . Dopiero teraz zorientowałam się, że wynieśli już Willa. Jego młodszy brat z wyraźnym grymasem na twarzy szedł za Panią Bruce, tutejszą psycholog i jedną z nielicznych znośnych osób w tym koszmarze. Takie były zasady, gdy coś się działo z bliskimi ci osobami. Musiałeś udać się na jakże cudowną, uzdrawiającą rozmowę. Sądząc po spojrzeniu, jakim Estella obdarowała Panią Bruce, wiedziała, że ją również to czeka.

Wychodząc z głównego pokoju, wyłapałam spojrzenie Harry'ego.

- Niezła akcja, co? - szepnął, krzywiąc usta w uśmiechu.

- Nic nadzwyczajnego - mruknęłam i czym prędzej udałam się do swojego pokoju.

Jeśli chciał znaleźć przyjaciela, musiał się lepiej rozejrzeć, ja zdecydowanie nie byłam odpowiednią osobą.

Wyjście z Głównej Sali prowadziło do małego pomieszczenia, w którym było troje drzwi. W pierwszych, zaraz po prawej, znajduje się niewielka biblioteka mieszcząca książki przeznaczone głównie do edukacji. Czytanie było moim ulubionym zajęciem zaraz po rysowaniu. W miejscu takim jak Periden House, czasem dobrze było zatopić się w świecie liter. Oderwanie od rzeczywistości było wręcz konieczne, aby jeszcze bardziej nie zwariować. Poza tym, uwielbiałam sobie wyobrażać, że to ja jestem na miejscu tych wszystkich dziewczyn u boku mojego księcia z bajki. Tutaj mogłam zapomnieć o miłości. Tak, zdecydowanie byłam fanką romansów. Zresztą, która dziewczyna ich nie lubi?

Na wprost znajdowała się kuchnia z niewielką stołówką, a na prawo korytarz z pokojami i dwoma łazienkami – męską i damską.

Mój pokój znajdował się mniej więcej po środku. Szczerze go nienawidziłam, ale miał też kilka plusów. Duże okno z nie najgorszym widokiem, wygodne, dwuosobowe łóżko, stabilne biurko, na którym leżał szkicownik i kilka ołówków, a gdy znalazło się w środku, otulał cię zapach lawendy i świeżo skoszonej trawy. Cóż, żadnej z tych rzeczy nie było. Jedynym źródłem światła, była ledwo wisząca lampa na środku pokoju, łóżko było niewielkie, a kiedy na nim leżałam, sprężyny wbijały mi się w plecy. W środku cuchnęło stęchlizną, a o żadnych kartkach czy ołówkach nie było mowy. Uznawano je jako narzędzia niebezpieczne i mogłam zrobić nimi krzywdę komuś lub sobie w czasie napadu złości lub po prostu dla zabawy. Bzdury. Rysować mogłam tylko pod okiem pracowników Wielkiej Sali lub u pani Bruce, nad czym strasznie ubolewałam, ale cóż. Lepsze to niż nic.

Usiadłam na łóżku, opierając się o niegdyś białą ścianę. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i oparłam o nie zimny policzek. Jest do cholery połowa listopada, co z ogrzewaniem? Wypuściłam przeciągle oddech - czułam, jakbym wstrzymywała go przez cały dzień - biorąc do ręki szarego misia.

- Co jest, staruszku? Dobrze się dzisiaj bawiłeś? – szepnęłam, skupiając na nim całą uwagę. Właśnie to, to miejsce robi z ludźmi. Miś jest moim głównym towarzyszem rozmów i najbardziej oddanym przyjacielem. – Ja tak samo. Na szczęście, to już koniec dnia, ale wiesz co? Jutro jest kolejny. Namówiłam panią Bruce na ostatnią dawkę tabletek, więc noc powinna być spokojna. – przerwałam, kładąc go z powrotem na poduszkę.

Cóż. Przynajmniej mnie słuchał.

- Śpij dobrze, Toby.

Na początku mojego pobytu, dostawałam mieszaninę leków, po których potrafiłam streścić temu pluszakowi cały dzień. Teraz jest ich nieco mniej, więc ograniczam się do paru zdań. Przynajmniej nigdy nie było tak źle, abym oczekiwała odpowiedzi. Nie wiem, czy to smutne czy raczej żałosne. Nie dziwię się, że mają mnie za dziwaka. Sama siebie za niego uważam.

Z korytarza jeszcze przez chwilę dobiegały odgłosy kroków czy zamykanych drzwi, lecz po chwili zrobiło się całkowicie cicho. Za cicho. Za jakieś pół godziny miał odbyć się obchód trwający nie dłużej niż dwie minuty. Później Periden House miało pogrąży się we śnie, a ja zostać sama.

Sama ze swoimi myślami.

Chyba, że tabletki nasenne zaczną szybciej działać. Wtedy wszystko byłoby łatwiejsze.

Leki okazały się silniejsze, niż myślałam. Nie dotrwałam nawet do obchodu.

***

Hej! Witam wszystkich w pierwszym rozdziale mojej pierwszej książki! Jestem bardzo podekscytowana i mam wielką nadzieję, że ktoś będzie to czytał. Jak już wspomniałam, to moje pierwsze opowiadanie, więc proszę o wyrozumiałość😅. Prawdopodobnie nie jestem w tym za dobra. Przepraszam też za wszystkie błędy, jakie się pojawią!

Chciałabym podziękować @mrsgabriellee, że przekonała mnie do opublikowania książki.

Rozdziały póki co, będą pojawiały się raz w tygodniu.

Periden House | Niall Horan ✓Where stories live. Discover now