I CZĘŚĆ TRYLOGII
22-letnia Harleen Quinzel rozpoczyna pracę w szpitalu psychiatrycznym - Arkham Asylum. W jej życiu wszystko układa się idealnie, aż do dnia, w którym do szpitala trafia najgroźniejszy przestępca w Gotham. Czy zdoła kierować się zdr...
- Tutaj jest hamulec. - wskazał palcem na pedał znajdujący się po prawej. Spojrzałam na niego kątem oka i tylko kiwnęłam głową. Nie jestem aż taka głupia, żeby nie umieć poprowadzić samochodu. Poza tym robiłam to już wcześniej.
- Wszystko jasne, instruktorze. - mruknęłam kładąc ręce na kierownicy. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Chcesz się przejechać? - spytał po chwili, jednak ku jego zdziwieniu pokręciłam głową. Przyjrzał mi się niepewnie.
- Chcę się ścigać. - odparłam stanowczo na co on tylko prychnął śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem. - Co? - spytałam robiąc zdezorientowaną minę.
- Chcesz się ze mą ścigać? - powtórzył pytanie, a ja zastanowiłam się przez krótką chwilę po czym kiwnęłam głową. - Żartujesz. - mruknął wysiadając z mojego auta. Delikatnie zamknął drzwi i odszedł wokół auto.
- Co jest? Boisz się, że przegrasz? - spytałam ze śmiechem gdy zajrzał do mnie przez szybę. Wyglądał jak ktoś kogo autorytet właśnie został podważony. W sumie to został. Przeze mnie.
- Boję się, że zrobisz sobie krzywdę. - wytłumaczył a ja położyłam dłonie na jego policzkach.
- Od tego są pasy bezpieczeństwa, skarbie. - stwierdziłam ściągając brwi. Puddin wywrócił lekko oczami, na co ja spojrzałam na niego nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Po chwili powagi prychnęłam śmiechem zabierając ręce.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
- Tylko nie wjedź w drzewo. - powiedział po chwili i musnął moje usta zostawiając mnie nieco roztrzepaną. Chyba się udało. Patrzyłam jeszcze przez chwilę jak zielonowłosy wsiada do swojego samochodu. Szybko oprzytomniałam i zgodnie ze wcześniejszymi wskazówkami odpaliłam moje auto. - Ścigamy się do głównej ulicy. To jakieś trzy kilometry drogi. - krzyknął przez szybę nasuwając na oczy okulary przeciwsłoneczne.
- Czekaj. - stwierdziłam. - Skąd mam wiedzieć gdzie jest główna ulica? - spytałam, a on wzruszył ramionami.
- Droga jest cały czas prosta. Nie ma skrętów. - wytłumaczył, a ja kiwnęłam głową. - Możemy zaczynać? - powtórzył pytanie, a ja już miałam przytaknąć, jednak stwierdziłam, że rozpuszczone włosy mogą mi trochę przeszkadzać.
- Jeszcze chwila. Muszę związać włosy. - krzyknęłam, po czym szybko zrobiłam sobie wysokiego kucyka. Spojrzałam na siebie w lusterku. Całkiem nieźle.
- Już? - krzyknął lekko znudzony, a ja nabrałam do płuc dużo powietrza.
- Raz! - zaczęłam odliczać, a on rozumiejąc moją grę kontynuował.
- Dwa!
- Trzy!
- Dajesz kotku! - zakończył głośno, a wtedy oboje wcisnęliśmy gaz. Odjechałam z podwórka z piskiem opon. Czułam napływającą do żył adrenalinę. Prędkość na liczniku wzrastała, a fioletowe Lamborghini mojego ukochanego zniknęło z mojego pola widzenia. Nie trwało to długo, bo już po chwili usłyszałam jego głośny śmiech tuż obok. Spojrzałam w lewo. Jechał tuż obok mnie.