27. Bójka.

1.5K 97 5
                                    

Dodaję końcówkę poprzedniego rozdziału bo nie wyświetliła się u niektórych (wattpad mnie nienawidzi).




- Widuję się z nią czasami – mruknął, a ja skrzywiłam się. Musiał poczuć moją nagłą zmianę nastroju bo zacieśnił swój uścisk. – Ona i ja... To był tylko jeden raz. Jeszcze kilka lat temu, zaraz po śmierci rodziców, sypialiśmy regularnie. Pomagała opanować mi moją złość – westchnął. – A potem kiedy ty... Skończyliśmy. Nie spałem z nią od tej nocy, kiedy cię skrzywdziłem. Musisz mi uwierzyć, ja naprawdę. – Podniosłam się i objęłam jego twarz, a Justin przestał mówić. Zamknął na moment oczy biorąc głęboki oddech.

- Wierzę. – Uśmiechnęłam się delikatnie. – Chociaż nie obiecuję ci, że będę z nią plotkować przy kawie. – Szatyn zaśmiał się opuszczając wzrok. – Od teraz mówimy sobie tylko i wyłącznie prawdę Justin. – Oblizał usta, kiwając głową.

- Tylko prawda. – Szybko się do niego przytuliłam, nie chcąc patrzeć w jego oczy. Nawet nie zdawał sobie sprawy ile o mnie nie wiedział.

***

Otworzyłam oczy ciężko oddychając. Śniło mi się coś złego, ale już nie pamiętałam co. Byłam w jednym z pokoi gościnnych w apartamencie Justina. Leżałam przykryta kocem w swoich ubraniach. Zaśmiałam się na myśl, że bał się ze mnie ściągnąć nawet spodnie. Zrobiłam to szybko za niego i wróciłam do łóżka. Jednak nie mogłam zasnąć, wiedząc, że on znajduje się w pokoju obok. Chciałam go przytulić, odważyć się go pocałować. Być szczęśliwa.

Cichutko wyszłam na korytarz owinięta w koc. Na palcach skierowałam się do sypialni Justina. Zdziwiłam się gdy go tam nie było. Kolejnym zdziwieniem było nowe łóżko, które stało na środku pomieszczenia. Było znacznie większe od poprzedniego i bardziej eleganckie.

Może tamto mu się znudziło.

Zaczęłam go szukać we wszystkich pokojach na górze, jednak za każdym razem po otwarciu drzwi witała mnie cisza. Zeszłam na dół, słysząc dziwne dźwięki. Dochodziły ze siłowni. Szybko tam poszłam i stanęłam w drzwiach. Szatyn ubrany był jedynie w spodnie dresowe i boksował worek. Słyszałam jak agresywnie warczy za każdym razem, gdy jego naga dłoń spotykała się ze skórzanym przedmiotem.

- Kurwa mać – jęknął i oparł się o worek. Dłonie ułożył nad głową, a ja zobaczyłam w jak opłakanym stanie są jego kostki. Znowu zaczął uderzać w worek, a ja nie mogłam patrzeć jak ból wykrzywia jego twarz. Zrzuciłam koc i podbiegłam do niego, tuląc się do pleców mężczyzny. Objął moje dłonie, które splotłam na jego klatce piersiowej. Oddychał ciężko przez duży wysiłek.

- Lepiej? – zapytałam czekając na jego reakcję. Pokiwał głową, a ja stanęłam naprzeciwko niego. Chwyciłam jego dłonie chcąc im się dokładnie przyjrzeć. – Opatrzę je – mruknęłam, ciągnąc szatyna za rękę. Wiedziałam tylko o apteczce w jego prywatnej łazience, więc tam go zaprowadziłam. Wyciągnęłam ją z półki co chwila zerkając na szatyna. Usiadł na stołeczku obok prysznica, oparł łokcie na udach, a głowę schował między ramionami. Starał się uspokoić swój oddech, wciągając powietrze nosem, a wypuszczając je ustami. – Daj mi dłonie – poleciłam podchodząc do niego z pojemniczkiem. Nie chciałam komentować jego poobdzieranych do krwi kostek, więc szybko je opatrzyłam i odłożyłam pojemnik na miejsce. Justin w tym czasie wyszedł z łazienki i usiadł na łóżku, przyjmując wcześniejszą pozycję. – Co się dzieje? – Usiadłam obok niego. – Justin? – Energicznie wstał z łóżka, przeczesując dłonią swoje włosy. Westchnęłam i postanowiłam czekać. Przyglądałam się jego posturze, kiedy stał po środku sypialni. Przez ten rok widocznie wyrzeźbił swoją sylwetkę i nabrał masy.

Independent girlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz