25. Szczęście cz. 1.

1.4K 99 12
                                    

Półprzytomna nalewałam kawy do ciemnego kubka. Mike stał obok mnie ze splecionymi dłońmi. Położył palec wskazujący na brodzie, wyglądając jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.

- Na pewno dasz sobie radę? – westchnęłam, unosząc wzrok do góry. Od pogrzebu babci minęły trzy dni, a ja starałam się wrócić do życia. Nie chodziłam do pracy, nie miałam głowy nawet złożyć wymówienia.

- Tak, możesz wracać do kawiarni. – Odstawiłam dzbanek na miejsce i położyłam dłonie na ramionach mężczyzny. – Dam sobie radę – powiedziałam wyraźnie jakby chcąc sprawić, żeby zrozumiał mnie lepiej.

- Jeśli chcesz mogę zostać – uśmiechnął się smutno.

- To moja babcia umarła, a nie ja.

Mnie samą zdziwiła moja bezpośredniość. Przez głowę nawet przeszła mi myśl, że pogodziłam się ze śmiercią babci, ale to zdecydowanie nie było to. Raczej pogodziłam się ze świadomością, że jestem samotna i nie mam nikogo. O Justinie starałam się nie myśleć, jednak każdego wieczoru wspomnienia uderzały we mnie jak pociski. Wszystko było zbyt świeże. Nadal czułam jego dotyk, słyszałam śmiech, widziałam iskierki w mlecznych oczach.

- Po południu wpadnie tu Olaf. – Mężczyzna zakomunikował, kiedy ubierał zimowe buty. – Przemyśl moją propozycję co do świąt – spojrzał na mnie prosząco.

- Nie byłabym dobrym towarzyszem. Psułabym atmosferę – wzruszyłam ramionami. – Przykro mi Mike.

- Zastanów się jeszcze – przytulił się do mnie zanim wyszedł.

Opadłam zmęczona na kanapę i rozejrzałam się po mieszkaniu. Pogładziłam koc, który leżał obok mnie i wtuliłam w niego twarz. Zamknęłam oczy i myślałam o babci. Zastanawiałam się co ona zrobiłaby na moim miejscu.

Pobiłaby dotkliwie Biebera, a potem pokazała mu jaka jest super i co stracił.

Pewnie tak – mimowolnie zachichotałam pod nosem – ale ja nigdy nie byłam tak silna jak ona. Pewnie teraz skarciłaby mnie za to, że wolę siedzieć w święta samotnie niż spędzić je z przyjaciółmi. Ja naprawdę nie chciałam psuć tej świątecznej atmosfery, chwilę po tym kiedy rodzice Mike zaakceptowali jego orientację i zaprosili go razem z Olafem na świąteczną kolację.

Te święta miałam spędzić w trójkę razem z Justinem i babcią.

Nie dręcz się.

Nie potrafię. Może zachowywałam się jak te psychopatyczne dziewczyny, które po rozstaniu z chłopakiem uważają, że już nikt ich nie pokocha i zostaną starymi pannami z kotem. No cóż... Ja nawet nie miałam kota, nawet chomika.

Przetarłam powieki, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zasnęłam, wtulona w kocyk babci. Otworzyłam drzwi i wykrzywiłam usta w coś na rodzaj uśmiechu, kiedy zobaczyłam Olafa. Bez zbędnych zaproszeń wszedł do środka i rozejrzał się dookoła.

- Idziemy na zakupy – klasnął w dłonie.

- Nie chcę – wykrzywiłam się. Chyba nie byłam gotowa na zmierzenie się z otaczającym mnie światem.

- Chcesz. – Zaczął ubierać mnie w kurtkę. Marudziłam pod nosem, ale nawet nie próbowałam mu się wyrwać. – Buty też mam ci założyć? – uniósł do góry brwi, kiedy miałam na sobie zimowy strój. Wsunęłam na nogi moje kozaki i dałam blondynowi znak, że jestem gotowa.

Wyszliśmy przed blok i od razu zaczęłam szukać auta Olafa.

- Idziesz? – Zobaczyłam go kilka metrów dalej na chodniku.

Independent girlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz