18. Powtórka.

2.3K 106 9
                                    


Siedziałam właśnie w czarnym, sportowy aucie Justina gdy mknęliśmy przez ulice Nowego Jorku. Jazda szatyna przyprawiała mnie o dreszcze jak i wzbudzała podziw bo utrzymywanie prędkości, która wynosiła ponad sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, na ulicach tego miasta była wyczynem. Przecież tutaj co chwila ktoś zajeżdżał drogę, niespodziewanie wyjeżdżał zza zakrętu i ogólnie, mało kto tutaj trzymał się przepisów ruchu drogowego. Jednak Justina to nie dotyczyło. Skupiony, trzymał kierownicę i zgrabnie wymijał każdą przeszkodę.

- Jesteśmy – uśmiechnął się do mnie, kiedy zaparkował przy Piątej Alei. Okrążył auto i pomógł mi wysiąść, bo wydostanie się z tego niskiego pojazdu graniczyło z cudem.

Kto normalny kupuje auta, które są niskie na pół metra, a ich podwozie unosi się nad jezdnią jakieś trzy milimetry?!

- Mieliśmy jechać do galerii – mruknęłam, kiedy szatyn zamknął auto i znalazł się obok mnie.

- Tutaj mają lepszy wybór – splótł nasze palce i pociągnął w stronę drogich sklepów. Przechadzałam się tutaj, tego dnia, gdy Justin przyszedł do mnie z bukietem kwiatów.

- I większe ceny – pokręciłam nosem. – Nawet nie jestem odpowiednio ubrana – wskazałam na siebie. Mężczyzna zatrzymał się i zlustrował mnie od góry do dołu. Miałam na sobie zwykłe botki, płaszcz, jeansy, a moja fryzura nie była poprawiana od rana tak samo jak i makijaż.

- Wyglądasz dobrze – wzruszył ramionami. – Poza tym idziemy kupować ubrania, a nie je prezentować.

Chciałam zacząć coś mówić, ale szatyn pociągnął mnie do pierwszego sklepu. Nawet nie zdążyłam zobaczyć, co to za sklep bo weszliśmy do niego z prędkością światła.

- Wybierz co ci się podoba – mruknął do mojego ucha i puścił moją dłoń.

- Może państwu w czymś pomóc – podeszła do nas wysoka blondynka. Zmierzyła mnie od góry do dołu i uśmiechnęła się sztucznie. Przy Justinie w jego markowych spodniach, płaszczu, butach (on sam był marką samą w sobie) wyglądałam jak nic.

- Na razie dziękujemy – odpowiedziałam za szatyna. Pewnie kazałby tej blondynie wybrać mi masę ciuchów, które od razu by kupił.

Ekspedientka odeszła, a ja z Justinem u boku ruszyłam do wieszaka z podkoszulkami. Szybko dowiedziałam się, że jestem w sklepie Tommy'ego Hilfigera. Kupiłam tu dwa sweterki i jedną parę spodni. Później, w kolejnych sklepach, wybrałam spódnice, koszule, spodnie, żakiety i oficjalne sukienki. Justin uparł się, że potrzebuję nowych par butów, więc kupił mi pięć par szpilek i dwie pary botków.

- Zwariowałeś – mruknęłam, kiedy wróciliśmy do auta, żeby odłożyć torby.

- Masz rację – zaśmiał się i objął mnie w talii. – Ale na twoim punkcie – cmoknął mnie w czoło. – Teraz musimy kupić dla ciebie suknię na sobotnie przyjęcie, a potem pojedziemy do galerii.

- Justin...

- Chciałaś jechać do galerii – powiedział niewinnie, kiedy mijaliśmy kolejne drogie butiki.

- Ja na prawdę oddam ci wszystko – położyłam dłoń na klatce piersiowej, chcąc sprawić, że moja obietnica będzie wyglądać bardziej wiarygodnie.

Przecież do końca życie nie zarobisz wystarczającej ilości pieniędzy.

- Nie chcę.

W tym samym momencie spojrzałam na złotą suknię z wystawy Elie Saab. Justin zauważył mój zachwyt i przyciągnął mnie do siebie.

- Wejdźmy.

Independent girlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz