Rozdział 35

4.7K 214 39
                                    

Nataniel

Siedziałem na kanapie wpatrzony w ekran telewizora. Strasznie się tym przejmowałem, nawet nie wiedziałem co oglądam. W pewnej chwili usłyszałem krzyk pani Morgan. Gwałtownie wstałem z kanapy. Ona w podskokach wyszła z kuchni. Wszyscy przybiegli z góry nie wiedząc o co chodzi.

-Co się stał kochanie?-spytał spokojnie jej mąż.
-Nie uwierzycie czego się właśnie dowiedziałam!-krzykneła szczęśliwa.
-O co chodzi?-znowu spytał.
-Alicja się obudziła!!-krzkneła jeszcze bardziej szczęśliwa.

Wszyscy zrobili wielkie oczy łącznie ze mną. Patrzyliśmy się na nią przez chwilę.

-Moja córka się obudziła?-powiedział z uśmiechem.
-Tak, musimy szybko tam jechać.-powiedziała i zaczeła się ubierać.

Wszyscy domownicy zrobili to samo. Po 15 min byliśmy już przy recepcji. Pan Morgan pogadał z pracownicą i ruszyliśmy w stronę sali tam gdzie ona leży. Przez przezroczystą szybę widziałem rząd łóżek a na środkowym leżała Alicja.

Z tego pomieszczenia wyszedł jej lekarz. Megan szybko do niego podeszła i pytała co z jej córką. On coś jej powiedział ale nie usłyszałem co. Megan do nas podeszła i powiedziała że dziśaj wyjątkowo możemy wejści wszyscy razem.

Ucieszyliśmy się z tego powodu. Laura powoli pociągneła za klamkę i popchneła drzwi. Podeszliśmy do jej łóżka, słodko i spokjnie spała. Megan ją leciutko szturchneła za ramie. Ona powoli się przbudzała.

Alka

Poczułam jak ktoś mnie szturchną w ramie. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam..mame? Obok mojego łóżka byla cała moja rodzina. Ale po lewej stronie łóżka stał Nat.

Był we mnie wpatrzony jak w obrazek tak samo ja w niego. Rodzice i reszta zrozumieli, że chcemy zostać sami. Więc mama mi powiedziała, że muszą jeszcze pogadać z lekarzem. Wyszli. Nataniel powoli usiadł obok mojego łóżka na krzesełku. Milczeliśmy. Widać,że chciał coś powiedzieć ale nie wiedział od czego zacząć. To w takim razie ja zaczełam.

-Dlaczego byliście na moim wyścigu?-spytałam.
On dalej milczał, ale potem powiedział:

-Razem z Austinem chcieliśmy cię powstrzymać.-wyznał.
-Tak mnie powstrzymaliście,że wylądowałam w szpitalu. Wielkie dzięki-powiedziałam wkurzona.

Chciał mnie złapaci za rękę ale ją szybko od niego zabrałam.

-Miałeś racje-powiedziałam cichutko.
-Wiem to moja wina...zaraz. Co powiedziałaś?-spytał zdziwiony.
-Miałeś racje-powiedziałam troszeczkę głośniej.
-Przepraszam nie dosłyszałem. Możesz powtórzyć?-spytał rozbawiony, przykładając rękę do ucha.

-Miałeś racje!!-krzyknełam prosto w jego ucho.

A on? Wyglądała komicznie. Jego oczy prawie wyszły z orbit.
-Dobra..teraz słyszałem-roześmiał się.
Ja się uśmiechnęłam do niego szeroko.
-Czemu tak uważasz? Jagbyśmy tam nie pojechali ty byś wróciła cała i zrowa. Przez cały czas myślałem, że to moja wina.-jak to powiedział opuścił ciężko głowe.

Ja podniosłam jego podbrudek dwoma palcami żeby popatrzył mi w oczy.

-Jesteś debilem-powiedziałam wprost.
On udawał oburzenie potem razem się śmieliśmy.
-Wiesz dokonale, że to nie jest twoja wina. Nigdy nie była. To wyłacznie z mojej głupoty, i ty o tym wiesz.-poweidziałam z uśmiechem.
-Racja-jak to powiedział przytulił mnie.

Odwzajemiłam jego gest. Tak mi go brakuje. Nawet bardzo. Byłam w niego wtulona przez piękne kilka minut. On z nichęcią w pewniej chwili się oddalił i usiadł na swoje miejsce.

Przyjaciel Mojego Brata! Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz