Oparłam głowę o ramię Justina, ciężko dysząc. Szatyn uniósł dłoń do ust i dokładnie oblizał palce, które jeszcze przed chwilą były we mnie. Szybko usiadłam na nim okrakiem i przyglądałam się jak zlizywał moje soki ze swoich palców. Kiedy skończył natychmiast połączyłam nasze usta w pocałunku.

- Jest pani niesamowita panno Gavi – wyszeptał w moje usta i uśmiechnął się szeroko.

- Ile jeszcze mamy czasu?

- Nadal stoimy w korku – wzruszył ramionami. Niewiele myśląc, uklękłam przed nim i odpięłam jego spodnie. – O kurwa – warknął, kiedy zaczęłam ssać jego męskość. Masowałam ją, aż nie skończył w moich ustach, a ja dokładnie go nie wylizałam. Zapięłam pasek spodni Justina i usiadłam obok. – Czy odwdzięczyłam się w odpowiedni sposób? – spytałam, prowokująco wycierając kąciki ust.

- W jak najbardziej odpowiedni – szatyn uśmiechnął się szeroko. Złapał mnie za biodra i usadził na swoich kolanach. Splótł nasze dłonie, a ja oparłam się o jego klatkę piersiową. – Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu – powiedział po kilku długich chwilach ciszy. Uśmiechnęłam się na jego słowa i pocałowałam w żuchwę. Nie odpowiedziałam nic bo co mogłabym odpowiedzieć, na tak ważne słowa?

Że on też jest dla ciebie ważny?!

Mocniej ścisnęłam jego dłonie, uświadamiając sobie, że wypowiedzenie tak ważnych słów jest dla mnie cholernie trudne.

- Co się dzieje? – usłyszałam głos Justina. Spojrzałam na niego przez chwilę i pocałowałam w taki sposób, żeby pokazać mu, że jest dla mnie najważniejszy na tej cholernej planecie. – Jesteśmy na miejscu – powiedział między pocałunkami. Nadal zdyszana, niechętnie usiadłam na kanapie i czekałam, aż wysiądzie z auta. Kiedy opuściłam pojazd stanęłam przed ogromną posesją. Lokaje stali przed wejściem, szykując się na przybycie gości. Byliśmy godzinę przed czasem, więc nikogo jeszcze nie było.

Justin objął mnie w talii i prowadził w stronę wejścia. Po przekroczeniu progu, niemal jęknęłam, widząc cały otaczający mnie przepych. Na szerokich schodach, zobaczyliśmy Ryana, który podszedł do nas energicznym krokiem.

- W końcu – uścisnął dłoń Justina. – Fenomenalnie wyglądasz Adeline – powiedział, kiedy delikatnie mnie przytulił. – Zaprowadzisz swoją kobietę do Emmy? Jest na górze, ja będę na ciebie czekał w bibliotece, muszę jeszcze chwilę porozmawiać z ojcem mojej przyszłej żony – powiedział dumnie w stronę szatyna i zniknął gdzieś za potężnymi drzwiami.

- Justin?

- Słucham – nawet na mnie nie spojrzał tylko pokonywał kolejne stopnie. Już mnie nie obejmował, a dłonie trzymał w kieszeni.

- Gniewasz się na mnie? – spytałam zdziwiona na jego nagłą zmianę nastroju. Od przyjazdu tutaj ciągle taki jest. W jednej chwili mnie całuje, a w kolejnej nawet nie chce spojrzeć w moim kierunku.

Zatrzymał się dopiero na szczycie schodów i poczekał, aż do niego dołączę.

- Dlaczego miałbym się gniewać?

- Nie wiem właśnie – spojrzałam na niego badawczo. Starałam się wyłapać coś z mimiki jego twarzy, ale wydawał się jakby nieobecny.

- Justin, jeżeli chodzi ci...

- Adeline! – poczułam jak ktoś łapie mnie za dłoń. Szybko zorientowałam się, że to Emma, kiedy pocałowała mnie w oba policzki na przywitanie.

- Pójdę do Ryana – Justin pożegnał się ze mną i Emmą szybkim całusem w policzek i szybko znikł na schodach.

- Mogę skorzystać z toalety? – zwróciłam się do brunetki.

Independent girlWhere stories live. Discover now