Podjechaliśmy pod bar, do którego skierowała nas Krissy. Stało tam dużo tirów i przez jakiś czas obserwowaliśmy po prostu czy nie dzieje się tu coś dziwnego.
- Czemu ta kelnerka wchodzi do tira? - Spytała Krissy, wskazując palcem.
- Wiesz, nie będę Ci tłumaczył czemu...
- Nie, nie wsiada na pakę. - Wyjaśniła dziewczyna. Dean odpalił samochód i ruszył za tirem. Dziewczyna jest bardzo bystra, gdyby nie ona przeoczylibyśmy to. Stanęliśmy przed starymi magazynami, gdzie skierowała się kelnerka, rozglądając się wokół.
- Nieźle, przybij. - Powiedział Dean, wyciągając w jej stronę pięść. Widziałam jak w drugiej trzyma kajdanki i załapałam co chce zrobić. Dziewczyna spojrzała się w dół.
- To lamerskie. - Powiedziała, mimo tego wyciągnęła rękę. Dean złapał ją i przypiął do kierownicy. - Hej!
- Zostajesz tutaj. - Powiedział.
- Palant.- Powiedziała wściekła.
- Palant, który nie zabierze dziecka na polowanie. - Zaznaczyłam.
- Dlaczego? Mogę robić to samo co wy! - Powiedziała zatrzymując nas. - Nie boję się.
- Marna z Ciebie aktorka, strach masz wypisany na twarzy. - Powiedział do niej Dean. - Sprowadzę ich, zaufaj mi. - Powiedział łagodniej.
- Proszę Cię, pewnie nie żyją. - Odparła.
- Nie wiesz tego. - Odparłam zdenerwowana.
- Minęło kilka dni. Są juz pewnie kupą mięsa. Już to widziałam. Ludzie umierają. Widziałam jak moją mamę rozerwano na strzępy. - Gdy to powiedziałam, widziałam współczucie w oczach Deana, ja wzięłam głęboki oddech, wiedząc co to znaczy. - Pozwólcie mi tam iść i ich pozabijać. - Powiedziała powoli.
- Nie. - Odezwałam się. - Nie pójdziesz na polowanie, masz 14 lat i szanse na normalne życie. Widziałam jak moi rodzice leżeli w łóżku, tonąc we własnej krwi, i zobacz jak skończyłam. - wskazałam na siebie.- Nie mam znajomych, nigdy nie skończyłam szkoły, bo uczyłam się w domu, moje ręce i nogi były złamane tak wiele razy, że nie idzie tego zliczyć. - Pokazałam jej swoje nadgarstki i szyję. - Do końca życia zostaną mi te blizny. Nie pozwolę Ci, skończyć tak samo. - Warknęłam, wychodząc z auta. Najwyraźniej mnie posłuchała, ponieważ chwilę potem z samochodu wyszedł spokojny Dean. Gdy szliśmy do magazynów uzbrojeni w noże, zaczął krótką rozmowę.
- Na prawdę, aż tak żałujesz? - Spytał cicho.
- Nie. - Pokręciłam głową. - Chciałam ją zatrzymać, bo jest jeszcze za młoda by zostać łowczynią. Nie żałuję tego życia, Dean. - Powiedziałam, patrząc mu w oczy. On skinął głową i wyważył drzwi wpadając do środka. Ogłuszył jedną z kobiet wielką rurą leżącą na ziemi, podczas gdy druga, odskoczyła i stanęła przy jakimś pół żywym mężczyźnie. Obok siedział skrępowany Sam, już się nim pożywiały.
- Nie tak szybko. - Blondynka, odbiegła od ofiary i zaatakowała Deana. Wybiła mu nóż z ręki, tak jak i mi gdy próbowałam go użyć, i powaliła nas na ziemię. Dusiła Deana, jednak udało mu się złapać łom i uderzyć ją nim. Rzucił się na kelnerkę z nożem, podczas gdy ja próbowałam wstać, byłam ogłuszona przez uderzenie głową w podłogę. W momencie, gdy Dean miał zabić jedną z vetal do magazynu wbiegła Krissy.
- Tato! Idę do ciebie trzymaj się! - Byliśmy przerażeni, gdy druga vetala złapała dziewczynę w swoje łapy.
- Puść ją, albo panienka oberwie. - Dean zrobił to co kazała, a blondynka podeszła do ojca Krissy. Wstałam, stając obok Deana. Patrzyłam dziewczynce w oczy, a ta nie wyglądała na przerażoną, raczej...na taką która jedzie na adrenalinie.
- Coście sobie myśleli zabierając ją ze sobą? - Wyjąkał jej ojciec.
- Rzuć nóż! - Powiedział jeden z potworów, gdy zaczęliśmy się zbliżać.
- To tylko dziecko. Puść ją. - Mówiłam, gdy Dean zrobił to co kazała. Nie wiedzieliśmy co teraz.
- Nie sądzę żebyśmy kogokolwiek wypuściły.
- Tatusiu...- Powiedziała Krissy we łzach, stojąc obok ojca.
- W porządku, kochanie. Wszystko będzie dobrze. - Powiedział do niej.
- Starczy rodzinnych czułości. - Powiedziała blondynka i złapała mężczyznę za włosy odchylając głowę, i wbić się w jego szyję.
- Nie! Tato! - Krzyknęła Krissy. - Ivy! - Zwróciła się w moją stronę.
- Nie może Ci pomócc. Nikt nie może. - Powiedziała vetala, przyciągając ją do siebie bliżej. Wtedy twarz dziewczyny zmieniła wyraz.
- W takim razie...sama musze sobie pomóc. - Odwróciła się i wbiła nóż w serce potwora. Ona padła na ziemię martwa. Byłam w szoku, tak jak Dean i Sam. Dziewczyna pobiegła do Sama, rozcięła jego sznury i podała nóż. Sam idealnie wyczuł moment, ponieważ druga z kobiet właśnie zbliżała się do mnie chcąc mnie zaatakować. W połowie jednak padła na ziemię.
- Marna aktorka, co? - Spytała Krissy pochylając się nad ojcem.
- Cofam to. - Powiedział Dean, oddychając głęboko.
- Cośty sobie do cholery myślała! - Krzyknęłam. Jednak spojrzałam na stojącego przede mną Sama.
- Sam! - Powiedziałam i przytuliłam się do niego. - Ty idioto! Zamiast powiedzieć mi wcześniej żebym pomogła...ciesze się, że żyjesz. - Wydusiłam. Tak martwiłam się,  że więcej nie zobaczę go żywego.
- Wszystko jest dobrze Iv. - uspokoił mnie Sam.

Kolejnego dnia, pojechaliśmy do szpitala odwiedzić ojca Krissy. Siedziała na korytarzu i skinęła nam głową, gdy nas zauważyła. Weszliśmy do sali.
- Dean, Sam. - Powiedział.- Miałem nadzieję, że wpadniecie. Chciałem podziękować.
- Nie ma sprawy.
- Uratowaliście mnie i moją córkę.
- Właściwie to ona uratowała nas. - Powiedział Dean.
- Zrezygnuj. - Odezwałam się.
- Co? - Zdziwił się.
- Masz czternastoletnią córkę. Zabiła już jako łowca. Jak myślisz, jak wpłynie to na jej długość życia? - Spytałam zła.- Nadal ma jeszcze szansę.
- Robiłem to nie bez powodu.
- Jasne, rodzina. - Powiedział Dean. - Z tego powodu powinieneś odejść.
- Nie mogę. Znacie kogoś komu się udało? - Spytał.
- Nie, wszyscy przedtem zginęli. - odparłam dosadnie.
- Damy Ci odpocząć. - Powiedział Sam. On skinął głową, a my wyszliśmy. Gdy byliśmy na zewnątrz zatrzymała nas Krissy. Sam odszedł do auta. A ja i Dean zostaliśmy.
- Dzięki za pożegnanie się. - Zażartowała.
- To teraz stajesz się sentymentalna. - uśmiechnął się Dean.
- Nie? Chciałam powiedzieć....ze jesteście zabawni jak na takie wapniaki.
- Jestem urażona! - Zaśmiałam się.
- Jak w ogóle otworzyłaś te kajdanki? - Zapytał Dean.
- Mój sekret. - Uśmiechnęła się.
- Spinka do włosów. - Zauważył Dean. - Mogłaś tam zginąć.
- Uratowałam wam tyłki.
- Tak, dzięki, ale to nic nie zmienia. - Powiedziałam.
- Wygląda na to, ze jestem emerytką.- odpowiedziała nam.
- I jak się z tym czujesz? - Spytał Dean zadowolony.
- Nie wiem, może pójdę na Stanford jak Sam. - Powiedziała i wyciągnęła pięść. Dean spojrzał na nią, i przyłożył swoją do jej. Uśmiechnęłam się widząc to.
- Ale z nas leszcze.
- O tak. - Odparł Dean, Krissy skierowała rękę w moją stronę, ja jednak zignorowałam ją i przyciągnęłam dziewczynę do uścisku.
- Uważaj na siebie. - Powiedział Winchester, gdy już ją puściłam. Dziewczyna wróciła do szpitala, a my skierowaliśmy się do auta.
- Kluczyki.- Powiedziałam i wyciągnęłam dłoń.
- Co? Nie! - Odparł.
- Nie prowadziłam od tygodni, pozwól mi! - Jęknęłam. Dean wywrócił oczami i rzucił mi kluczyki które zwinnie złapałam.
Teraz po prostu wróciliśmy do roboty, to jedyne czego nam potrzeba. Gdy Sam i Dean poszli spać, ja uśmiechnęłam się do siebie. Po części nieszczerze, a po części po to by...podnieść się na duchu. Wszystko będzie dobrze.

Trochę krótki rozdział, za co przepraszam ^^








I'll always have your back. | SPNWhere stories live. Discover now