Siedziałam na pryczy, opierając głowę na rękach. Dean zaś awanturował się przy kratkach.
- Mam prawo do telefonu! - Krzyknął.
- Prawo? - Zaczął policjant. - Zabiliście tyle ludzi i gadasz o prawach?
- Ja nie...proszę. - Uspokoił się Dean. - Proszę o jeden, jeden telefon.
Mężczyzna odpuścił i pozwolił zadzwonić Deanowi do Bobby'ego, jednak musiał rozmawiać na głośniku. Wstałam z łóżka i podeszłam do mężczyzn.
- Bobby, przymknęli nas.
- Będę jak najszybciej.
- Nie ma czasu, widzieli nas, my widzieliśmy ich. Wiec...idziemy po nas, rozumiesz? - Dean tłumaczył, starając się ograniczać wiadomości.- powiedz ze coś masz.
- Jest taki środek chemiczny...- ożywiłam się, słysząc te słowa. - Boran sodu.
- Jasne, już dzwonie do znajomego chemika.- Powiedział Dean, wykręciłam oczami.
- Znajduje się praktycznie w każdych środkach czystości, mydłach i proszkach do prania. - Wyjaśniłam mu, zobaczyłam zdziwione spojrzenie Deana. Policjant trzymający telefon patrzył na nas jak na wariatów.
- Mamy załatwić tych gnojów jak kura domowa? - Zapytał Dean.
- Zaufaj mi, poparzy ich na tyle żeby ich spowolnić. - Wyjaśnił Bobby.
- Borax, poparzenia, kumam.
- Potem oblej ich, podejdź i odrąb głowę.
- Okej wystarczy! - Przerwał policjant rozłączając się. - Borax, dekapitacja? Jesteście bardziej popieprzeni niż myślałem.
- Posłuchaj... - Zaczęłam. - Jeśli nie przyniesiesz wszystkiego, co zawiera chociaż odrobinę tego środka, to już po nas!
- Co z was za psychole? - Spytał wychodząc z aresztu.
Uderzyłam o kraty rękoma. Byłam wściekła.
Policjant wrócił chwile potem, blady i przerażony.
- Co się stało? - Zapytał Dean.
- Ja widziałem...- Zaczął się jąkać. - Nie mam pojęcia co widziałem..
- Wypuść nas. - Powiedziałam.
- Rób co mówimy, a wyjdziemy z tego cało. - Odezwał się Dean, gdy staliśmy obok policjanta. On pokiwał głową. - Przemknij się do schowka i przynieś wszystko co zawiera Borax, dobra? Juz! - Odszedł. Dean odwrócił się w moją stronę.- Chodź, i pilnuj się mnie co by nie było.
Poszliśmy na dyżurkę, i wzięliśmy broń od martwych policjantów leżących na własnych biurkach.
- Przykro mi. - Powiedziałam cicho.
Chcieliśmy wrócić, jednak przed nami pojawił się Sam.
- Sammy...Jednak nie. - Odezwał się Dean, zauważając jego minę. Zza niego wyszła jeszcze...Oh no druga ja!
Strzeliłam do niej, jednak nic jej się nie stało, tak jak zresztą i klonowi Sama.
On podszedł do Deana i rzucił nim o szklaną gablotkę.
- Dean! - Krzyknęłam. Jednak nie zdążyłam się nim zająć, gdyż przede mną pojawiła się kopia mnie.
- Oh...gdybyś tylko tak bardzo się nim nie przyjmowała, juz by Cię tu nie było prawda? Właściwie...gdybyś nie przyjmowała się nimi obojgiem. Jednak on to co innego, czyż nie? - Zaśmiała się. Spojrzałam na Deana kątem oka by upewnić się ze z nim wszystko w porządku, było. Wstał i obecnie mierzył się z klonem Sama.
- Zamknij się suko. - Warknęłam i uderzyłam ją kantem broni w nos, przez co oddaliła się ode mnie lekko.
Dean wziął toporek ratunkowy, przymocowany do ściany. Cofnęłam się za niego, i sięgnęłam po wielki kawał szkła z podłogi.
- Uroczo. Myślicie, że uda wam się zbliżyć na tyle, żeby go użyć? - Zapytał Sam/Nie Sam.
- Dopiero gdy zapłoniecie. - Puściłam oczko parze na przeciwko. Wtedy policjant wylał wiadro z boraxem na te dwa potwory, zaczęły krzyczeć i się dymić. Doskoczyłam do drugiej mnie, i odcięłam jej głowę szkłem, przedtem przewracając ją. Przez naparcie na szkło sama się trochę uszkodziłam jednak to było nic.
Wstałam, i zobaczyłam, że Dean tez zabił juz drugiego stwora.
- To było oczyszczające. - Podsumowałam.
Ruszyliśmy w stronę pokoju przesłuchań. Policjant został na posterunku. Ja wzięłam wiadro a Dean siekierę. Kopnął drzwi tak, że udało mu się je wyważyć wpadł do pomieszczenia a ja za nim. Oblałam Deana/ nie Deana boraxa a on odciął mu głowę.
- Taak, miałaś rację. - Odwrócił się w moją stronę zadowolony.
Podeszłam do Sama.
- Mógłby Pan go rozkuć? - Powiedziałam wskazując na kajdanki. Wykonał moja prośbę.
- Wiecie, FBI juz tu jedzie.
- Co do tego...
- Zrobię co mogę, zwłaszcza jeśli chodzi o to co widziałem.
- Miałem nadzieję, że pomożesz nam być...trupami. - Powiedział Dean. - No wiesz, w cudzysłowie.
- Chyba dam radę.
- Okej, Sam, łap za mopa. - Powiedział Dean wychodząc z pomieszczenia, zatrzymał się widząc ze nie wstaje.
- Nic Ci nie jest?
- Wszystko w porządku. - Powiedział zacinając się, ogólnie zachowując się dziwnie.
- Chodźmy. - Powiedziałam, kładąc rękę na jego ramieniu. Posłuchał mnie i wstał. Dean wyszedł, ja trzymałam się z tyłu z Samem. - Sam, poważnie, co się stało?
- Juz wiem...- powiedział zły. - O Amy. - Dodał i wyszedł nie czekając.
O cholera.

Staliśmy na jakimś moście, godzinę drogi od komisariatu. Przyszedł czas na pozbycie się głów potworów. Nie rozmawialiśmy w czasie jazdy, podczas której czuć było napięcie. Sam był zły, a Dean wyglądał jakby tego nie zauważył.
- Na pewno chcemy je wyrzucić? - Zapytał Dean, trzymając torbę z głowami w ręku. - Mogą się przydać. Co myślicie?
Nie odpowiedziałam nic, tak jak i Sam. Spojrzałam na Deana, starając się sprawić by jakoś domyślił się co się stało. Coś w końcu mu zaświtało.
- Co jest Sammy? - Zapytał.
- Nic. - Odpowiedział patrząc się w dal.
- Bardzo przekonujące. - Sarkazm. - Przestraszyłeś się naszych sobowtórów? - Zapytał, a ja wywróciłam oczami. Czasami wątpię w jego mądrość.
- On wie o Amy, Dean. - Powiedziałam. - Dean/ nie Dean mu powiedział. - Dodałam, wzdychając. Czułam, że czeka ich rozmowa wiec odeszłam od wozu, wcześniej biorąc głowy by wyrzucić je do wody i się ich pozbyć.
Odchodząc słyszałam wyrzuty Sama, jego wściekłość a potem to jak otwiera drzwi samochodu, a zaraz potem je zatrzaskuje.
- Dean, nie mogę nawet być blisko ciebie! - Usłyszałam krzyk. - Wyrzuciłam szybko głowy, i równie szybko wróciłam do chłopców widząc, że coś się dzieje.
- Powinieneś jechać beze mnie. - Odezwał się Sam i odwrócił. Spojrzałam na Deana przerażona, on także nie wiedział co robić. Położyłam rękę na jego ramieniu.
- Poczekaj. - Powiedziałam na szybko i podbiegłam do oddalajacego się Sama.
- Sam! - Zawołałam, i słysząc, że to ja zatrzymał się. - Sam. Ja sama byłam zła na niego, wściekła.
- To czemu mi tego nie powiedziałaś?!
- Nie chciałam być powodem waszej kłótni. Nie zatrzymuję Cię. - Powiedziałam i spojrzałam mu w oczy. - Ale wiedz, że zostanę z Deanem, nie potrafię inaczej ja...
- Rozumiem. - Odwrócił wzrok.
- Wiedz, że on żałuje tego co zrobił. Nie mówię tego, byś od razu mu wybaczył. - Od razu dodałam. - Ma koszmary. Nie zauważyłeś? W nocy często szepcze przepraszam, lub nagle się zrywa z łóżka. To wszystko przez to co zrobił.- Wyjaśniłam. Zobaczyłam jak Sam zaciska szczękę.
- Nie mogę Ivy, nie teraz. - Dotknęłam jego ramienia.
- Rozumiem Sam. Po prostu...proszę żebyś na siebie uważał, i wrócił do nas za jakiś czas w porządku? - Zapytałam łagodnie.
- Postaram się. - Odparł spuszczając głowę w dół.
- Pisz czasem dobrze? Żebym wiedziała, że nic Ci nie jest. Nie będę przekazywać nic Deanowi, to powinno być dla niego karą.- On skinął głową. Stanęłam na palcach, pocałowałam jego policzek i jeszcze raz powiedziałam żeby na siebie uważał. Potem odszedł, a ja odwróciłam się w stronę starszego brata który siedział w aucie. Usiadłam na siedzeniu obok.
- Za jakiś czas Ci wybaczy. - Szepnęłam gdy kolejną minutę siedzieliśmy w ciszy, nie ruszając.
- Mam nadzieję, że tak będzie. - Odchrząknął i opuścił głowę. - Myślałem, że odejdziesz z nim. - Powiedział cicho. Spojrzałam w jego stronę zdziwiona.
- Jestem po jego stronie, w tym konflikcie. - Stwierdziłam. - Mimo to...nie pomyślałam nawet by odejść. - Dodałam. - Martwię się o niego, niesamowicie. Ale poradzi sobie, a za jakiś czas do nas wróci. Ty też byś sobie poradził tylko...- zacięłam się. - Po prostu jedź juz. - Powiedziałam zażenowana. Widziałam jak uśmiecha się delikatnie, mimo to odpalił samochód i pojechaliśmy szukać kolejnej sprawy. Było tu trochę pusto bez Sama, ale wiedziałam, że ta samotność jest mu potrzebna.

AAAA DEIVY FEELS. Sama jaram się tym co piszę, bo <powiem wam sekret> wymyślam to wszystko dosłownie w minucie pisania i AAA

I'll always have your back. | SPNΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα