Jechaliśmy w jakimś kradzionym, na prawdę beznadziejnym, nie rzucającym się w oczy wozie, jedynym jego plusem były trzy miejsca z przodu, z czego skorzystałam. Siedziałam między braćmi, patrząc na drogę, a raczej bardziej na jakiegoś kucyka pony dyndającego z lusterka. Sam przeglądał mapę, a Dean wściekły prowadził wóz. W pewnym momencie nie wytrzymałam i złapałam za zabawkę, chcąc ją odciąć jednak zapiszczała. Ścisnęłam ją mocniej, przecięłam sznurek i rzuciłam to cholerstwo na tylnie siedzenie. Czułam wzrok Winchesterów na sobie.
- W porządku? - Zapytał Sam, mnie i Deana. Ja jedynie warknęłam.
- Nie dość, że podszywają się pod nas i zabijają ludzi, to jeszcze to? Jedziemy tym...czymś, gdy Dziecinka jest pod kluczem! - Powiedział Dean.
- Tylko na razie, Dean. - Odezwał się Sam.
- Nikt nie posyła Dziecinki do kąta!
- Może, włączymy jakąś muzę? - Zaproponowałam. Kliknęłam guzik, a z głośników poleciała romantyczna piosenka, którą zna każdy jednak nikt nie zna tytułu.
- Przepraszam. - Zmieszałam się.
- Zostaw, prawdopodobnie i tak nie ma nic innego. - Odezwał się Dean. Byłam pewna, że nie chodziło tylko o to, bo gdy przyszedł czas refren i ja i Dean zaczęliśmy śpiewać cicho jej słowa. Sam patrzył się na nas jak na idiotów, więc udawaliśmy, że nic się nie działo. Gdy znów odwrócił wzrok, popatrzyliśmy na siebie, i znów zaczęliśmy śpiewać przerysowując zabawnie uczucia. W tym momencie muzyka ucichła, ponieważ Sam ją wyłączył. Dean uśmiechał się pod nosem, tak jak i ja, a Sam pokręcił głową i nadal przeglądał mapę. Westchnęłam znudzona i oparłam się i jego ramię głową, patrząc na mapę tak jak on. Po chwili poczułam jak się porusza, i odchyla głowę.
- Ej, chyba coś mam. - Zaczął, a ja poderwałam się momentalnie. - Dean, Jerycho - Kobieta w bieli, Black Water - Wendigo, Lake Manitoc - dzieciak w jeziorze. - Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co chodzi.
- Co? - Spytałam.
- Uderzają w miasta, w których pracowaliśmy. - Powiedział Dean.
- W kolejności od dnia, gdy odszedłem ze Stanford z Deanem. - Wyjaśnił mi Sam.
- Chcą żebyśmy ich znaleźli? - Spytałam zdziwiona.
- Przekonamy się w jeden sposób. - Powiedział patrząc na mapę. - Następna sprawa byłaby w...St. Louis.
Dean chwilę marszczył brwi, jednak nagle się rozjaśnił.
- Super! Connor's Dinner. Najlepsze burgery w mieście. Zasługuję teraz na coś dobrego.
- O tak! - Przytaknęłam mu.
Reszta drogi upłynęła nam na luźnych rozmowach i opracowywaniu planu, którego prawdę mówiąc nie wymyśliliśmy. Po jakimś czasie do Sama zadzwonił Bobby.
- Mam jakiś sposób. Odcięcie im głowy ich nie zabije, ale solidnie spowolni. Dopóki się nie poskładają. - Mówił.
- To już coś, zakładając że uda nam się tak zbliżyć. - Powiedziałam.
- Nadal szukam czegoś czym można by ich zastrzelić.
- Dzięki Bobby. - Odezwał się Dean.
- Jesz majonez, Bobby? - Spytała jakaś kobieta w telefonie.
- Masz tam jakąś laskę? - Zapytał zadowolony Dean.
- Co? Nie. - Odpowiedział szybko.
- Pracujesz w ogóle, lovelasie? - Zaśmiał się.
- Zamknij się, idioto. - Popatrzeliśmy na siebie uśmiechnięci.- Gdzie teraz jedziecie?
- St. Louis, tam...- Powiedział Sam.
- Za późno, zaatakowali jadłodajnię.
- Connor's Dinner? - Spytał zrezygnowany Dean.
- Tak, skąd wiedziałeś?
- Szczęśliwy traf. - Westchnął.
- W takim razie jedziemy do Ankeny w Iowa. - Poprawił nas Sam. - Dzwoń, gdy będziesz coś miał.
- Jasne. - rozłączył się.

Szliśmy główną ulicą w mieście, gdy zobaczyliśmy Impalę jadącą ulicą a w niej nasze krzywe odbicia. Stanęliśmy i przypatrywaliśmy się temu jak stają po drugiej stronie ulicy.
- O Boże, to takie beznadziejne. - Powiedział Sam. Wysiedli z auta, i zrobiło się jeszcze dziwniej. Druga ja, podeszła do Deana II i przyciągnęła go do siebie za poły kurtki, całując go. Położyłam rękę na usta, bojąc się spojrzeć w oczy prawdziwymi Deanowi. Druga ja, oderwała się od faceta, spojrzała w moją stronę i puściła mi oczko.
- Ty suko. - Syknęłam, ruszając w jej stronę, jednak prawdziwy Dean zatrzymał mnie łapiąc za ramię.
- Spokojnie, tygrysie. - Powiedział, także nie mogąc spojrzeć mi w oczy.
- To było takie...- Zaczął Sam.
- Nic nie mów. - Warknęłam.
- Okej, okej. - Uniósł ręce do góry.
Dean wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił do Bobby'ego.
- Bobby, widzimy ich. - Zaczął mówić. - To jak patrzenie w krzywe zwierciadło...powiedz, że coś masz. Inaczej będziemy musieli się zbliżyć....- ruszyliśmy ulicą. -...Za późno. - Wtedy zatrzymał nas radiowóz, z wycelowanymi w nas broniami.
- Ręce do góry! - Krzyknęli.
- Hej! Hej! - Mówił Dean. - To jakaś pomyłka! Faceci których szukacie są za wami. - Wskazał za radiowóz.
- Cicho! Rzuć telefon i ręce do góry! - Powiedział jakiś stary policjant.
- Skuć ich! - I zrobili to co im kazano, w ten sposób wylądowaliśmy na komisariacie.
- Bonnie i Clyde'a, posadźcie razem w celi, tego tu..- Wskazał na Sama. - Do pokoju przesłuchań.
- Chcę telefonu! - Powiedział Dean.
- Wykonamy telefon! Do FBI! - Odparł policjant.
- Popełniacie błąd! - Krzyknęłam.

I'll always have your back. | SPNWhere stories live. Discover now