rozdział czterdziesty pierwszy

390 55 11
                                    

{ trzeci dzisiaj }

Środa, 17 lipca 2019, godzina 11.07


— Boże, Calum wyłącz ten pierdolony telefon – wychrypiałem w ramię bruneta, który nadal uparcie spał.

Dwudziestotrzylatek poruszył się lekko, ale nie zrobił nic, by chociaż wyciszyć dzwoniący telefon. W końcu zapadła cisza, a wtedy przez moment moja głowa przestała pulsować. Jednak ten błogi stan nie trwał długo, ponieważ po pokoju znowu rozszedł się irytujący dźwięk dzwoniącego telefonu.

— Kto normalny dzwoni w środku nocy? – Calum w końcu otworzył oczy i przetarł twarz dłonią.
— Jest po jedenastej. Odbierz ten pieprzony telefon i daj mi spać.

Jak już wiecie, że gdy się nie wyśpię potrafię być naprawdę wrednym chujkiem. Tutaj macie kolejny tego przykład.

Calum wyswobodził się z mojego uścisku i podniósł z łóżka. Wzrokiem błądził w poszukiwaniu zagubionego telefonu, który dziwnym trafem znalazł się pod łóżkiem.

Moja głowa ponownie zaczęła pulsować przez co irytował mnie każdy nawet najdrobniejszy hałas czy dźwięk. Kac to najgorsze co może być. Zaraz po alkoholu.

Brunet podniósł urządzenie z ziemi i odebrał. Przystawił je do ucha i mimowolnie się skrzywił. Chyba dzownił ktoś kogo Calum nie chciał dzisiaj słyszeć. Przysiadł w jednym końcu łóżka i zakrył twarz dłonią. Jego usta opuściło ciche westchnienie. W którymś momencie jedna z jego dłoni powędrowała do włosów, za które lekko pociągnął. Widziałem zarys jego mięśni na plecach, które z każdym ruchem napinały się delikatnie. Sam też podniosłem się do pozycji siedzącej i zacząłem składać delikatne pocałunki na jego karku i łopatkach.

— Nie krzycz na mnie do cholery. Nie mam aktualnie nastroju na twoje pieprzone wrzaski – wychrypiał do urządzenia.  — Ostatni raz się z tobą spotkam. Tak, u mnie. Bądź jakoś po popołudniu.

Po czym rozłączył się i rzucił telefon na stertę naszych wczorajszych ubrań. Obrócił się w moją stronę i uśmiechnął jednym kącikiem ust.

— Wiem, że nie powinienem pytać, ale kto do cholery śmiał mnie obudzić? – Calum zaśmiał się cicho na ton mojego głosu. Widziałem, że i jego męczy poważny kac.
— Megan – skrzywiłem się na dźwięk jej imienia.  — Znowu chciała się spotkać i wyjaśnić wszystko.
— Nie może w końcu odpuścić?

Opadłem z powrotem na materac i ukryłem twarz w dłoniach. Zrobiłem z ust motorek, a Calum poraz kolejny wręcz zachichotał i położył się obok mnie. Objął mnie jednym ramieniem i wtulił w mój bok.

Czy tutaj czasami nie jest za słodko? Cukrzycy można dostać.

— Jakie masz plany na potem? – spytał po chwili ciszy.
— Nie mam pojęcia. Pewnie posiedzę w domu, a wieczorem może wyjdę z kimś na miasto – zastanowiłem się chwilę.  — Nie, jednak nie. Zostanę cały dzień w domu.

Calum zaśmiał się pod nosem i bardziej się we mnie wtulił. Był typowym przedstawicielem osób, które – tak jak koty – potrzebowały uwagi i czułości.

— To niestety, ale twój plan jest do bani i ten dzień spędzisz ze mną.
— Ale przecież masz się spotkać z Megan. Powinniście omówić to we dwójkę.

Brunet podniósł się na jednym ramieniu i spojrzał na mnie.

— Nie mamy już o czym rozmawiać. To nie jest moje dziecko, a tym bardziej nienawidzę zdrady i kłamstwa. Gardzę takimi osobami.

let's make a deal $ cakeWhere stories live. Discover now