rozdział drugi

760 75 8
                                    

Wtorek, 16 kwietnia 2019, godzina 11.03

— Nie, nie, nie... proszę nie, do cholery... NIE! – i w tym momencie drzwi od sali wykładowej numer 235 zamknęły się z lekkim hukiem i zdołałem jeszcze usłyszeć tylko szczęk zamykanego zamka.

Zdyszany, zgrzany i pewnie lekko spocony dopadłem do ciężkich mahoniowych drzwi i jedyne co mogłem w tamtym momencie zrobić, to tylko uderzyć głową w drewnianą powłokę i zajęczeć żałośnie. I żeby was nie zdziwić, właśnie to zrobiłem. Zacisnąłem dłonie na moich notatkach i już miałem zacząć wrzeszczeć na wszystko i wszystkich za to, że świat jest zły i niesprawiedliwy, ale powstrzymywał mnie fakt, że jestem w miejscu publicznym i może to wyglądać co najmniej dziwnie, ze dorosły facet stoi przed drzwiami sali i wrzeszczy, na Bogu Ducha winny przedmiot. Na zajęcia do doktora Stanley'a spóźniłem się raz. I to nawet nie spóźniłem, tylko mało brakowało, a by się tak stało. Tyle, że ten stary facet, dobrze po pięćdziesiątce, z siwymi włosami i tego samego odcieniu zarostem, noszącym jakieś ubrania rodem wyciągnięte z lat 80, miał takie zasady, że chociaż raz przyuważy cię na lekkim spóźnieniu lub wejściu do sali minutę po nim, od razu mówił, że następnym razem po prostu zamknie drzwi i nie wpuści nikogo do audytorium.

Mieszkam od uczelni mniej niż dziesięć minut piechotą, a i tak potrafię się spóźnić. Cholera czemu nie nastawiłem wczoraj tego przeklętego zegarka. Cholerne trzy minuty brakło bym mógł teraz spokojnie siedzieć gdzieś na tyłach sali wykładowej i wsłuchiwać się w bardzo interesujący głos szanownego pana Stanley'a mówiącego o najnowszych poziomach badań behawioralnych i o tym, że warsztat neurofizjologii behawioralnej umożliwia dobieranie określonego zachowania badanego organizmu z aktywnością określonych komórek nerwowych. W ten sposób można rejestrować aktywność pojedynczych neuronów, czy ich grup, będących częścią większego systemu np. wrażeń czuciowych, pamięci, czy kontroli ruchu.

Nie patrzcie na mnie jak na wariata. Wiem, że być może, a raczej na pewno nie macie pojęcia o czym mówię i brzmi to dla was jak, np. "jahdjhhdjsdhwjfjsjsbch tak", ale nie mówiłem, że moje życie jest ciekawe. Głównie przepełnia je nauka i wkuwanie nowych terminologii, by na zajęciach być zorientowanym co mówi profesor. Sam fakt studiowania na University of California w San Francisco napełniał mnie przekonaniem, że żeby tutaj studiować muszę umieć wykazać się jakąkolwiek wiedzą. Sama uczelnia mieściła nico ponad 2 900 studentów, co dawało naprawdę imponujący wynik. Do tego dołączał fakt, że tę uczelnię ukończyła, na przykład Tess Gerritsen, która była i chyba nadal jest, moją ulubioną autorką książek. Jeszcze jedną z ważniejszych i znanych osób, które zdobył dyplom na tym uniwersytecie był Michael Roizen – anastezjolog, którego szczerze podziwiałem. Dlatego też i ja chciałem coś udowodnić ludziom i pokazać, że nawet zwykły chłopak z małego miasteczka może zostać "kimś", człowiek bez żadnego zaplecza finansowego czy chociażby rodziców lekarzy. Byłem, nadal jestem, małym blondynkiem z młodzieńczym trądzikiem i przetłuszczającymi się włosami. Może nie jestem taki na zewnątrz, ale w środku nadal czuję dziecko. Brzmi to co najmniej dwuznacznie, ale wiecie, tak stojąc przed tymi drzwiami nie bardzo zastanawiałem się czy to brzmi dobrze czy źle.

Korytarz był pusty. W salach trwały wykłady, a samotny Luke Hemmings stał jak kołek i wpatrywał się na ścianę przed sobą, na której wisiały różne medyczne plakaty – jak to na uniwersytecie medycznym. Gapiłem się bezmyślnie w jeden z obrazków, który przedstawiał człowieka oddającego krew z podpisem:

"I TY możesz uratować komuś życie! Oddaj krew potrzebującym."


Przeczesałem swoje oklapnięte i kompletnie nie ułożone włosy. Pociągnąłem lekko za ich końce, przez co z moich ust uleciał cichy jęk bólu.

let's make a deal $ cakeWhere stories live. Discover now