rozdział dwudziesty drugi

402 58 6
                                    

Piątek, 26 kwietnia 2019, godzina 06.42 

Calum 

— Jestem w czarnej dupie Mike.
— Zdefiniuj "jestem w czarnej dupie" – w jego głosie nigdzie nie czaiła się drwina czy coś podobnego na ten kształt. Wyczuwało się tylko zwykłą przyjacielską troskę. 

Sam nie wiedziałem co chciałem mu powiedzieć. Myśli i słowa kłębiły się w mojej głowie i tylko szukały ujścia w jak najprostszej postaci, którą na samym początku wydawał mi się zwykły dziecięcy krzyk. Taki sam, którego używają małe dzieci gdy coś chcą lub gdy nikt nie zwraca na nie uwagi. Oczywiście jeszcze chciałbym zawinąć się w przysłowiową kulkę smutku i leżeć tak do starości, ale o tym mogłem jedynie pomarzyć.

Michael patrzył na mnie przenikliwie i spokojnie czekał aż zacznę mówić to co mnie dręczyło. Nie pospieszał, nie krytykował. Czekał. Jak kat na swoją ofiarę. 

— Jestem w dupie, bo najprawdopodobniej za trzydzieści dwa tygodnie zostanę młodym tatusiem i gdzieś po drodze jest pewien student, który tak mnie intryguje, że mam ochotę przelecieć go na każdym jego kroku. W sumie to nic takiego, nie? – z moich ust uciekł nerwowy śmiech. Miałem ochotę się rozpłakać. 

Po moich słowach zapadła chwilowa cisza. Mike wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak ubrać to w odpowiednie słowa. Sam nie wiedziałem jak mam ubrać w słowa to co się aktualnie dzieje. Do tej pory wiodłem spokojnie życie. A wraz z pojawieniem się tego blondwłosego faceta wszystko zaczęło przewracać się do góry nogami. Coś jak przejażdżka na rollercoasterze. I tylko to wszystko czekało, by zrzygać się na sam koniec. 

— Masz rację. Jesteś w czarnej dupie – odezwał się w końcu. Spojrzałem na niego wymownie, ale on nic sobie z tego nie zrobił.
— Nie pomagasz mi Mike.
— Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mam zamiaru wmawiać ci jakiś niestworzonych historii.
— To co zamierzasz zrobić, hm? – ja wcale nie byłem wtedy chamski, wcale.
— Powiedzieć ci, że nawet jeśli to twoje dziecko to zajmiesz się nim i wraz z Megan jakoś postaracie się dać temu małemu człowieczkowi normalny dom.
— Michael do cholery mów po ludzku, a nie jak jakiś pieprzony filozof.
— Nie bądź taki drażliwy. Chcę ci powiedzieć, że jeśli to naprawdę twoje dziecko, w co bym wątpił, ale mniejsza. Wracając, gdyby to było twoje dziecko musiałbyś wziąć się w garść i zaopiekować się nim.
Tyle, że ja się do cholery nie nadaję na ojca! – desperacja w moim głosie była chyba wyczuwalna na samym końcu San Francisco albo i jeszcze dalej.
— Masz dwadzieścia trzy lata człowieku. Inni z twojego roku już mają dzieci, a nawet niektórzy są już po ślubie.
— To oni. Nie jestem nimi Michael. Nadal jestem tym samym roztrzepanym Calumem, który przy dużym szczęściu jakoś jeszcze żyje. 

Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Clifford powiedział jeszcze, że wątpi w fakt, że to moje dziecko. Twierdzi, że Megan mnie zdradziła z kimś innym? To niedorzeczne, przecież Megs zawsze mówiła mi wszystko i nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. 

— Przed chwilą powiedziałeś, że wątpisz w to, że Megan nosi moje dziecko. Rozwiń tę myśl.
— Nie wiem czy akurat ja jestem odpowiednią osobą do rozmowy na ten temat.
— Mike – posłałem mu spojrzenie, które mówiło coś jak: "lepiej mów co wiesz, bo skopię ci tyłek"
— Okej, okej. Nie denerwuj się – posłał w moją stronę mały, wredny uśmieszek. Zignorowałem go. — Chodzi mi o to, że nie chce mi się wierzyć, że dała ci zrobić sobie dziecko. Nie raz i nie dwa widziałem ją w towarzystwie innych facetów, a tobie nic o tym nie mówiłem, bo sądziłem, że o tym wiesz i nie ma sensu roztrząsać sprawy. Doskonale wszyscy wiedzą jaki jest wasz związek, więc nikogo to jakoś nie ruszało. No przynajmniej do czasu tej imprezy w kampusie jakieś sześć tygodni temu.
— Powiedziałeś, że sześć tygodni temu?
— Jesteś głuchy? Tak, sześć tygodni temu, a co? – zrobił zdezorientowaną minę i patrzył na mnie. 
— Megan jest w szóstym tygodniu – wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu.
— Żartujesz, prawda? – pokręciłem przecząco głową. — Cholera ty nie żartujesz.
— Co się działo na tej imprezie? Nie było mnie, bo wyjechałem do Mali na kilka dni. Megan była sama. Co tam się działo?
— Jak wiesz co się dzieje na takich imprezach. Wszyscy pijani w trupa. Co chwilę ktoś się obściskuje w kącie, a czasami ktoś zamyka się w łazience na szybki numerek. Inaczej nie było z Megan. Byłem tam i widziałem wszystko. Na początku było spokojnie. Wypiła tylko kilka kolejek wódki i bawiła się. Potem przyszły jej przyjaciółki i ostro zabalowały. Praktycznie zrobiły striptiz. Nikt nie narzekał i tak wszyscy byli schlani. Wypiły jeszcze więcej i Jame, wiesz który to? – szybkie skinienie na tak. — No więc, Jame w którymś momencie podszedł do Megan, bo stała sama. Rozmawiali chwilę i zniknęli gdzieś na piętrze. Wrócili po jakiejś godzinie, może później i do końca bawili się razem. Przepraszam Cal.
— Za co tym nie przepraszasz? – spytałem pustym głosem.
— Za to, że musiałeś dowiedzieć się tego ode mnie, a nie od swojej dziewczyny.
— Dziewczyny? Zwykłej dziwki, która puszcza się z pierwszym lepszym, bo jej faceta nie ma akurat w pobliżu. 

Byłem wkurwiony. Nie zły. Zwyczajnie wkurwiony na to, że po pół roku dziewczyna, z którą chyba chciałem już być na dłużej, po prostu poszła do łóżka z chłopakiem, którego znała dzięki mnie. Wiedziałem, że Megs podoba się Jame'owi, ale nie sądziłem, że zdoła odwalić mi taki numer po tym jak uratowałem mu dupę przed wyrzuceniem z uczelni. Świetna odpłata, prawda? Nie mogła być lepsza. 

— Mówiłeś jeszcze, że jest jakiś student, którego masz ochotę przelecieć na każdym kroku. Kto to?

Mike szybko zmienił temat i w sumie byłem mu za to wdzięczny, bo na samo wspomnienie blondyna, na moich ustach formował się uśmiech. Nie myślałem wtedy o dziecku Megan, które najpewniej nie było moje, a ona chciała mnie wrobić.

— Pamiętasz jak mówiłem ci, że jakiś tydzień temu czy dwa, oblałem faceta colą? – skinienie głowy. — To właśnie on jest tym studentem. Luke Hemmings.
— HemmingsTen Luke Hemmings?
— Co w tym takiego dziwnego? – zrobiłem zdziwioną minę i uważnie przypatrywałem się czerwonowłosemu mężczyźnie.
— Leci na niego pół uczelni, wykładowczynie, a nawet sprzątaczki. I on jest gejem?
— Moment. O czym ty pieprzysz? 
— Całe szczęście Cal, że masz ładną twarz, bo inteligencji za grosz. Mówię, że połowa jego roku chciałaby go przelecieć, a tobie się udało zdobyć jego uwagę.
— Wiesz, że on wcale nie jest taki jak o nim mówią? Wbrew pozorom to taka ciepła kluska, która rumieni się na jakikolwiek mój gest – starszy zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
— Nawet jeśli tak jest to sam chętnie bym go przeleciał gdyby interesowali mnie faceci. Chociaż dla niego mógłbym nawet zostać gejem. 
— Zaczynam się ciebie bać Mike. Bierzesz swoje leki? 
— Pieprz się Hood – śmiech. — Próbuję ci powiedzieć, że jeżeli już go masz to możesz się nawet nieźle zabawić.
— Proponujesz coś? – tajemniczy uśmiech błąkał się na ustach mojego przyjaciela.
— Nie teraz, ale po jakimś czasie zaproponuj mu pewien układ. I ty skorzystasz i on. A możesz nawet zdobyć coś więcej. 

Myślałem chwilę nad tym co właśnie powiedział Michael. Mógłbym tak zabawić się blondynem? Byłbym w stanie? Cholera, przecież jestem Calum Hood. Zabawa to moje drugie imię. 

 
— Rozwiń bardziej swoją myśl Clifford – uśmiechnąłem się przebiegle w jego stronę. Myśli o Megan zostały zastąpione przez słowa wymawiane przez Mike'a.










$

hejka!

nie będę się za dużo rozpisywać, ale specjalnie dla Was dzisiaj, jutro oraz w sobotę o niedzielę powinny pojawić się nowe rozdziały, czyli w sumie aż 4!

cieszycie się?

p.s
zbliżamy się powolutku do ważnego momentu w tej historii, ale cii

kocham was, trzymajcie się, nie przejmujcie niczym i jedzcie kluski!

let's make a deal $ cakeWhere stories live. Discover now