rozdział dwudziesty piąty

414 61 8
                                    

Niedziela, 28 kwietnia 2019, godzina 22.49 

— A ty nigdy nie chciałeś być w takiej przyjaźni z korzyściami? 

 
No to teraz jestem już w ogóle w dupie. Przyznać się do takiego układu z Irwinem czy zaprzeczyć? Cholerny mózgu czemu akurat teraz masz mnie gdzieś i nie myślisz nad jakąś sensowną odpowiedzią? 

Calum siedział i patrzył na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem, ale za chwilę odwrócił spojrzenie z powrotem na ekran telewizora. 

Byłem w takiej. Przez około rok – spuściłem spojrzenie na swój pusty już talerz po makaronie i zagryzłem wnętrze policzka.
— Z kim? – ton jego głosu zmienił się z wesołego i ciekawskiego w jakby zawiedziony. Dziwne.
— Irwin. Poznaliśmy się dwa lata temu z czego przez rok regularnie ze sobą spaliśmy. Boże, jak to śmiesznie brzmi – zaśmiałem się lekko, ale wyszedł z tego tylko nerwowy śmiech.
 

Brunet nie odpowiedział już nic tylko dalej wpatrywał się w lecący film. By odciąć się na chwilę od tej niezręcznej sytuacji wstałem z łóżka, zabrałem talerze i zaniosłem je do zlewu w kuchni. Musiałem na chwilę odreagować. 

— Masz papierosy? – niepewne skinienie głowy na tak. — Gdzie?
— Lewa kieszeń w kurtce. Od kiedy palisz Lucas? – w jego głosie słychać było rozbawienie. Ani śladu po tym Calumie, który był tu jeszcze kilka minut wcześniej.
— Wtedy gdy mnie coś stresuje. Idziesz ze mną? – kolejne skinienie głową. — To podnoś tyłek i chodź. 

Chłopak podniósł się leniwie z materaca i podszedł do mnie. Złapał w dłoń swoją kurtkę i skierował się do wyjścia. Schody przed drzwiami były cholernie niewygodne i tak samo zimne. Mimo tego nie przeszkadzało mi to. Liczył się teraz papieros znajdujący się między moimi wargami. Calum podał mi zapalniczkę, uprzednio zapalając swojego papierosa. Zaciągnął się głęboko i wolno wypuścił z ust biały dym. Między nami panowała cisza. Dziwnie mi odpowiadała ta sytuacja. Każdy był zajęty swoimi własnymi myślami. Nawet nie śniło mi się przerywać tego spokoju. Zamiast mnie zrobił to Calum, który tępo wpatrywał się w widok przed sobą. 

— Słyszałem, że jesteś najlepszy na tym roku. Zawrzyjmy więc swego rodzaju umowę – spojrzałem na niego spod rzęs  i pozwoliłem kontynuować.   
— Prawmy sobie komplementy. Udawajmy sprzeczki. Rozmawiajmy ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. Każdego ranka witajmy się, a każdego wieczoru życzmy sobie dobrej nocy. Chodźmy na wspólne spacery. Przy znajomych wysyłajmy sygnały, że coś między nami jest. Umawiajmy się na randki. Rozmawiajmy godzinami przez telefon. Wspierajmy się. Przytulajmy. Całujmy, a nawet uprawiajmy seks. Ten, który pierwszy się zakocha... Ten przegrywa.   
— Co ma wygrany?   
— Dziesięć tysięcy dolarów w gotówce. Wchodzisz w to?   
— Z przyjemnością w to wchodzę. I przede wszystkim życzę powodzenia – uśmiechnąłem się przebiegle, podając mu dłoń, a on uścisnął ją zdecydowanie i wtedy już wiedziałem, że stawka jest cholernie wysoka. 

 
A tak naprawdę w co ja się wpakowałem i czemu kompletnie tego nie przemyślałem? Co to w ogóle za chora umowa? 

— Wiem, że brzmi to dla ciebie jak szaleństwo, ale jestem ciekawy czy dam radę się w tobie nie zakochać, a musisz wiedzieć, że odkąd cię spotkałem w tej knajpie i wylałem tą colę to mam ochotę pieprzyć cię na każdym twoim kroku – uśmiechnął się na swoje słowa i zgasił niedopałek peta o beton po czym wyrzucił go do ogródka obok.
— To jakiś wieczór szczerych wyznań? – być może zabrzmiało to chamsko, ale tak nie miało być. Wierzcie mi.
— Nazwij to jak chcesz. Jestem po prostu bezpośrednim facetem i mówię to co myślę. 
— Miło, że jesteś chociaż szczery – przytaknął lekko głową. — Ale musisz wiedzieć, że nie mam pojęcia czemu się zgodziłem na ten układ.
— Może z tego wyniknąć całkiem niezła zabawa, a ty przy okazji nauczysz się trochę innego życia – przysunął się teraz bliżej mnie i położył swoją lewą dłoń na moim prawym kolanie. Mimowolnie spiąłem się na ten nagły kontakt. 

Zgasiłem i swojego papierosa o schody i wyrzuciłem. Powoli obróciłem głowę w stronę Caluma, który nie odrywał ode mnie wzroku i uśmiechał się jednym kącikiem ust. Powoli i sam się uśmiechnąłem. Może i ma rację? Zobaczę kawałek innego życia nawet jeśli to tylko głupia umowa, w której mamy być jak para. Wiem, że przy tym facecie nie będę ani razu się nudził. Tego jestem pewny, nawet bardziej niż tego, że światło w lodówce gasi się samo, a nie za pomocą jakiegoś małego ludka, który tam żyje.

Tak, mam dwadzieścia dwa lata, a w lipcu skończę dwadzieścia trzy, ale proszę mnie tu nie oceniać, jasne? To moja historia. Możecie wypindalać jak wam się coś nie podoba. Okej, to było chamskie. Przepraszam.
 

— Przy tobie na pewno nie będę się nudzić.
— Tego możesz być pewny Lucas. 
— Proszę, nie mów do mnie Lucas. Błagam – spojrzałem na niego błagalnie, ale on jedynie uśmiechnął się słodko po czym nachylił bardziej w moją stronę. 

 
Gdy już nasze usta miały się zetknąć nagle rozdzwonił się jego telefon. Niechętnie odsunął się i wyjął urządzenie z kieszeni. Po chwili odebrał.
 

— Halo? Michael co się stało? Wolniej koleś. Jeszcze raz – chwila ciszy. — Jak to kurwa wyjebało pralkę i prawie pływasz?! Postaraj się wytrzeć jakoś tą wodę, zaraz będę. 

Rozłączył i się pokręcił głową. Spojrzał na mnie i ponownie nachylił. Tym razem udało mu się połączyć nasze usta w słodkim i wolnym pocałunku. Tak, zdecydowanie lubię smak jego ust. 

 
— Podobno masz powódź w domu, a ty jeszcze znajdujesz czas na całowanie się? – zaśmiałem się cicho. 

— Z tobą zawsze – kolejny buziak. — Dobra, zbieram się, bo ten pawian jeszcze zaleje mi mieszkanie, a nie chce mi się potem użerać z wredną babcią z dołu. 

Już podnosił się z betonu gdy pociągnąłem go z powrotem w dół i znowu pocałowałem. Co w ciebie wstąpiło Hemmings?! 

 
— Mam tu nadal auto Irwina, więc mogę cię podwieźć, a nie będziesz tłukł się tramwajem. Co ty na to? 
— Nadal jeździ tym samym mustangiem z rozwaloną skrzynią biegów? – w jego głosie czaił się śmiech i rozbawienie. 
— Dokładnie ten sam. Następnym razem musimy pogadać o tym skąd się znacie i dlaczego on cię tak nie trawi. 

Nie odpowiedział tylko pociągnął mnie w stronę samochodu Ashtona. Po kolejnej chwilowej walce udało nam się dostać do środka pojazdu. Droga na Anthony Street upłynęła nam bez większych komplikacji. Tak samo droga do mieszkania bruneta. Byłem tutaj pierwszy raz, ale mogę stwierdzić, że blok był ładny i zadbany. Mieszkanie Caluma również było ładne. Idealnie oddawało jego osobę. Gdy tylko za nami zamknęły się drzwi z łazienki doleciał nas głos wręcz załamanego mężczyzny: 

 
— Calum! To kurestwo cały czas wiruje i nie chce przestać! I nadal leci woda! Zrób coś, bo się popłaczę... 

Chłopak tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się pod nosem. 

— Już idę księżniczko! Mam nawet pomocnika. 
 

Spojrzał na mnie ostatni raz po czym zniknął w łazience.







$

to jeden z najważniejszych rozdziałów, bo to od niego zaczyna się tak naprawdę cała zabawa

let's make a deal $ cakeWhere stories live. Discover now