rozdział dwudziesty pierwszy

410 52 10
                                    

Piątek, 26 kwietnia 2019, godzina 04.39 

Calum
 

Do własnego domu szedłem jak na ostateczne ścięcie. Nie chciałem myśleć nad tym czy Megan nadal tam jest i czeka na mnie. Pragnąłem tylko, by moje życie znowu zaczęło toczyć się tym zwyczajnym i nudnym torem. Wrócić do momentu gdzie w tej przeklętej knajpie wpadłem na Luke'a i oblałem go colą. Nie zaczynać w ogóle rozmowy. Po prostu przeprosić i odejść

Nie, co ja pieprzę. Nie chciałbym tak postąpić. W głębi ducha cieszyłem się jak dziecko z tego, że wpadłem na faceta takiego jak on. Ułożonego i wiedzącego co chce od życia. Ja w przeciwieństwie do niego nadal żyłem tym co przyniesie dany dzień. Nie martwiłem się przyszłością ani tym jakie konsekwencje mogę ponieść przez swoje decyzje, które – dość często – były po prostu głupie, a wręcz szczeniackie. Ale nie mógł nic na to poradzić. W domu rodzinnym mało kto interesował się tym co robiłem czy gdzie wychodziłem. Cała uwaga, pouczenia i wykłady spływały na moją starszą siostrę - Mali Koę. Mimo tego wyrosłem na w miarę porządnego faceta, ale czasami zdarzało mi się wpadać w mniejsze lub większe kłopoty. I o dziwo zawsze wychodziłem obronną ręką.

Gdy wchodziłem na klatkę schodową swojego mieszkania miałem ochotę po prostu zawrócić i wyjść. Poszwędać się jeszcze po mieście i jak najbardziej odwlekać powrót do tych kilku kątów. Jednak zebrałem w sobie ostatnie resztki męskości i otworzyłem drzwi windy prowadzące na moje piętro. Wokół było cicho, więc podejrzewałem, że większość sąsiadów pewnie jeszcze śpi. Niepewnym krokiem podszedłem do drzwi z numerem 59 i przez chwilę stałem wsłuchując się czy w środku ktoś jest. Odpowiedziała mi tylko głucha cisza, która w innym przypadku przeszkadzałaby mi, ale teraz była jak zbawienie. Włożyłem klucz w zamek i przekręciłem dwa razy. Megan nawet w takiej sytuacji pamiętała, że drzwi zawsze zamykam dwukrotnym przekręceniem zamka. Tak o, dla zasady.

Wszedłem do środka. Po powierzchownym obejrzeniu mieszkania miałem pewność, że nic nie zniszczyła pod wpływem emocji. Wszystko było takie gdy ostatni raz tutaj byłem. Z tym wyjątkiem, że na wyspie kuchennej stał pusty kubek po herbacie i kartka. 

 

'odezwij się gdy ochłoniesz i przede wszystkim pomyślisz o tym. Wiesz gdzie mnie znaleźć.

Megs' 

 

Czyli dała mi zwyczajnie czas do namysłu i przyswojenia sobie nowych informacji. Nawet w środku nocy mój mózg pracował na najwyższych obrotach i po kolei analizował zdarzenia z minionych dni. Gdzieś po drodze przemknęła mi nawet myśl, że Michael jest w tym mieszkaniu tylko wtedy gdy chce się przespać, a tak to lata z jednego uniwersytetu do drugiego, by pozałatwiać sprawy związane z przeniesieniem. On chyba jako jedyny nadawał się do rozmowy o tym całym gównie, bo tylko on nie był w to zamieszany. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni jeansów komórkę i instynktownie wybrałem jego numer. Nie miałem pojęcia gdzie może podziewać się ten farbowany łeb przed piątą rano, ale niezbyt mnie to obchodziło. Odebrał po trzech sygnałach. 

— Gdzie jesteś?
— To tu, to tam – w tle mogłem usłyszeć szum przejeżdżających samochodów.
— A dokładniej? Muszę z tobą pogadać.
— Jeżeli chodzi ci o porozwalane ubrania w łazience to od razu mówię, że je posprzątam jak wrócę – z jego ust uciekł delikatny śmiech.
— Jeszcze ich do cholery nie posprzątałeś? Michael... a z resztą. Nie dzwonię w tej sprawie. To bardziej poważniejsza rozmowa. 
 I dlatego musimy ją przeprowadzić o... - chwila ciszy. — O godzinie piątej zero jeden, tak?
— Dokładnie tak. Gdzie jesteś? Przyjdę do ciebie. 
— Siedzę w Denny's na Mission Street. Wiesz gdzie? 
— Będę za mniej niż pół godziny. 

Rozłączyłem się i padłem na sofę stojącą w salonie. Twarz ukryłem w dłoniach i nerwowo pociągnąłem na końcówki swoich czarnych włosów. Głowa prawie pękała mi od nadmiaru wszelakich emocji. A ja chciałem tylko żyć jak każdy normalny facet. Za to teraz być może zostanę tatusiem

Do tego wszystkiego dochodziła najbardziej mnie pochłaniająca i najświeższa sprawa z Luke'iem. Ten pocałunek wyszedł ode mnie całkowicie spontanicznie. Po pożegnaniu chciałem grzecznie odejść i łazić bez celu po ulicach. Zamiast tego jakaś niewidzialna siła popchnęła mnie w stronę zdezorientowanego blondyna i kazała go pocałować. Uprzedzając wszelkie pytanie to, nie, nie żałowałem. Nie mam czego. Nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy pojawiła się nikła myśl, że zdradzam Megan. Chciałem tego pocałunku. Chyba tak samo mocno jak blondyn.  

Gdy do całej sprawy dochodziło to co między mną, a tym niebieskookim mężczyzną moja głowa zaczynała pulsować jeszcze bardziej. Musiałem jak najszybciej znowu wyjść z tego klaustrofobicznego mieszkania. Po pięciu minutach byłem już przed klatką schodową i głęboko oddychałem. Tak, jakby zaraz ktoś miał mi odebrać dostęp tlenu. Powoli ruszyłem Market Street i w głowie układałem sobie to, co mam zamiar powiedzieć Cliffordowi. Oczywiście to wszystko spełzło na niczym, bo gdy już pojawiłem się przed Danny's, jak zawsze w takich momentach zwyczajnie blokowałem się i nie wiedziałem nawet jak się nazywam. Wszedłem lekko chwiejnym krokiem do środka i przeleciałem wzrokiem po prawie pustej knajpie i odnalazłem mojego przyjaciela, który siedział przy jednym z bocznych stolików przy ścianie. 

— Już się bałem, że nie przyjdziesz – posłał w moją stronę uśmiech, który od razu przygasł gdy zauważył moją minę. — Czemu wyglądasz jakby ci zabili co najmniej mamę?
— Mało zabawne Clifford. Wolałbym żeby to mnie zabili.
— Siadaj i mów co się dzieje, bo wyglądasz kiepsko.
— I przede wszystkim tak się czuję – uśmiechnąłem się słabo i opadłem na siedzenie naprzeciwko jego. — Nawet nie wiem o czego mógłbym zacząć.
— Najlepiej od początku. Tak będzie prościej.
— Tyle, że tu chyba kurwa nie ma żadnego początku – zaśmiałem się bez cienia humoru i pochyliłem.

Łokcie ułożyłem na powierzchni stolika, a ręce automatycznie powędrowały do ciemnych włosów, by ciągnąć za ich końcówki.

— To zacznij od tego co uważasz za ważne – poczułem na ramieniu jego lekką dłoń. Podniosłem zmęczone oczy, a w jego własnych ujrzałem zwykłą troskę i zmartwienie. 

— Jestem w czarnej dupie Mike.










$

say hey, hello!

co tam u was? jak żyjecie? a jak szkoła? chce wam się żyć? ktoś was denerwuje albo może wręcz przeciwnie?

opowiadajcie, bo ja kocham takie rzeczy, a przede wszystkim chcę mieć z wami kontakt kluseczki :(

rozdział taki nijaki, ale jest. to najważniejsze, prawda?

okej, nie ględze dalej... zapraszam jeszcze na inne moje prace! *tak tak, chamska reklama*

kocham was i jedzcie kluski!

let's make a deal $ cakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz