rozdział czterdziesty

395 53 14
                                    

{ drugi dzisiaj }

{rozdział zawiera scenkę +16}

Środa, 17 lipca 2019, godzina 03.03

Wierzcie mi lub nie – alkohol to najgorsze kurestwo na świecie.

A rozwijając bardziej moją myśl to pamiętajcie żeby nigdy, ale to nigdy nie zgadzać się na wspólne picie w klubie ze znajomymi, bo to zawsze będzie kończyć się tak samo. Ogromny kac i chęć mordu wszystkich, którzy znajdą się w zasięgu wzroku. Ale tym chyba rządzi się młodość, prawda? Częstymi imprezami i jeszcze częstszym kacem.

Tak samo było i ze mną. Po opróżnieniu tej jednej butelki butelki zaczęło nam brakować alkoholu. Dlatego Calum stwierdził, że musimy iść na miasto.

— Ruszajcie się księżniczki. Nie będziemy wiecznie młodzi!

Po czym ruszył żwawym krokiem do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie z Ashtonem i już miałem coś powiedzieć, ale uniemożliwił mi to sam Irwin.

— Chodź Luke. I tak miałem z tobą wyjść na twoje urodziny.
— Ale jeszcze niedawno mówiłeś, że jest środek nocy.
— Ja? Musiało ci się przesłyszeć – zaśmiał się i ruszył do drzwi za Calumem. Ja nadal stałem na środku salonu — Idziesz?

Ruszyłem śladem tej dwójki idiotów i już po chwili staliśmy na chodniku na Oakwood Street i myśleliśmy gdzie możemy iść.

— Macie jakiś plan w ogóle? – spytałem.
— Chodźmy do The 500 Club.
— Gdzie to do cholery jest? – Calum zmarszczył brwi w zastanowieniu.
— Dziesięć minut stąd, a potem zobaczymy co dalej.

Pierwszy ruszył przed siebie Ashton. W końcu to właśnie on zaproponował ten bar. Posłusznie ruszyliśmy za nim. W którymś momencie Calum złapał moją prawą dłoń w swoją i splótł nasze palce razem. Uśmiechnąłem się jak małe dziecko na ten gest. Kątem oka zauważyłem, że brunet też się uśmiecha.

To było dobre. W całej tej farsie właśnie to było dobre. Ten zwykły gest jakim jest złapanie za dłoń drugiego człowieka i pokazanie mu, że mimo wszystko jest i nigdzie się nie wybiera. A ja właśnie potrzebowałem czegoś takiego – zwykłego potwierdzenia obecności poprzez małe gesty. Musiałem tylko wiedzieć, że nie jestem w tym sam. Że mam kogoś przy kim mogę być po prostu sobą, a nie tym Luke'iem, od którego ciągle się tylko wymaga nie biorąc pod uwagę tego, że czasami mogę mieć dość.

Wiem, że odbiegam od tematu jak najbardziej się tylko da, ale chyba większości osób pod wpływem alkoholu włącza się taki malutki trybik, który powoduje słowotok i gadulstwo, a tym bardziej załącza się tryb nadmiernego myślenia i analizowania wszystkiego na najwyższym poziomie. Tak samo i oczywiście musiało być w moim przypadku. Nagle zachciało mi się myśleć nad tym wszystkim. Nad moim życiem. Nad relacją z Calumem i tym co się między nami dzieje i powoli zaczyna rodzić. W tamtym momencie stwierdziłem, że pieprzę tą absurdalną umowę i nie mam zamiaru wmawiać sobie, że jest inaczej i że nic nie czuję do tego bruneta.

Moje rozmyślania przerwał głos Ashtona, która szedł dobry metr dalej od nas, a mimo to starał się z nami rozmawiać.

— Irwin, zamknij gębę, bo po raz drugi nie zamierzam cię odbierać z policji!

Nagle blondyn zatrzymał się wpół kroku i odwrócił w naszą stronę. Zaśmiałem się na jego zbyt wygórowaną reakcję.

— Nie patrz się tak na mnie kochanieńki. Nie chce mi się znowu wysłuchiwać, że tęsknisz za Ann – Calum parsknął dość głośno śmiechem, a wzrok Ashtona w tym momencie zabijał.
— To był tylko jeden raz, okej?
— Zawsze tak mówisz.

Po czym już razem w trójkę przemierzaliśmy chodniki i ulice San Francisco, by ostatecznie znaleźć się w jednym z barów i pić wódkę, na którą nas nie było stać.

W którymś momencie dłoń Caluma zsunęła się na moje kolano. Z początku to zignorowałem i dalej byłem pochłonięty rozmową z Ashtonem. W głównej mierze wszystko podtrzymywał Irwin mówiąc o tym jak zszedł się z Bry i o tym jak dadzą na imię swojemu dziecku.

Po godzinie, może dwóch i kilku kolejnych kolejkach wódki wszyscy trzej byliśmy już raczej porządnie wstawieni. Mimo to udało mi się wraz z Calumem odstawić Ashtona do mieszkania i jednocześnie nam zamówić taksówkę.

Po dotarciu do mojego mieszkania i małym sukcesie jakim było otwarcie drzwi za pierwszym razem, weszliśmy cicho do środka. Ledwo udało mi się zamknąć drewnianą powłowkę, a już zostałem do niej przyciśnięty, a moje usta zaatakowane przez Caluma dopiero po chwili zaczęły oddawać jego pocałunki.

— Myślałem, że tam zwariuję przez ciebie – wyszeptał między pocałunkami.

Jego dłonie błądziły po całym moim ciele, by po sekundzie znaleźć się pod materiałem koszulki. Rysował na moich biodrach niewidzialne znaki, a jedną z nóg wsunął pomiędzy moje i zaczął ocierać o siebie nasze krocza. Z moich ust uciekł delikatny jęk i poczułem jak Calum uśmiecha się przez pocałunek.

Oderwałem się od niego i spojrzałem w jego oczy.

— Jesteś pewny? Jeżeli nie chcesz możemy przestać – w odpowiedzi tylko wypchnąłem w jego stronę bardziej swoje biodra. Calum jęknął na ten nagły kontakt.

W momencie jego spodnie znalazły się gdzieś w dalszej części mieszkania, a on stał tam tylko w czarnych bokserkach, które idealnie opinały jego doskonale widoczną erekcję.

Upadłem na kolana i jednym sprawnym ruchem zdjąłem z jego nóg zbędny materiał. Oblizałem nieświadomie usta na widok przede mną i podniosłem wzrok na twarz Caluma. Ten tylko uśmiechnął się prowokująco.

Wziąłem jego twardego penisa i przejechałem po nim kilka razy dłonią zbierając jednocześnie z czubka trochę preejakulatu. Usłyszałem jak Calum zasysa powietrze. Postawiłem wszystko na jedną kartę i wziąłem do ust główkę jego penisa. Polizałem ją lekko, a po reszcie zacząłem przesuwać dłonią. Od Caluma zdołałem tylko usłyszeć cichy jęk i poczuć jak jego palce zaciskają się na moich włosach.

Po chwili postanowiłem wziąć do ust jeszcze więcej. Czułem na języku każdą nierówność i żyłę. Wszystkiemu towarzyszyły jęki aprobaty ze strony bruneta. Z każdą chwilą jego członek coraz bardziej znikał we wnętrzu moich ust, a mi się to coraz bardziej podobało. Jęki Caluma powodowały, że chciałem go coraz bardziej i bardziej. Tu i teraz.

— Ja pierdole, Luke – głos bruneta łamał się przy każdym słowie.

Spojrzałem na zamroczonego podnieceniem mężczyznę i z ręką na sercu mogę przyznać, że był to najlepszy widok na świecie. Jego ciemne, brązowe oczy wpatrywały się we mnie, gdy ja klęczałem tam z jego kutasem w ustach.

Czułem, że jest coraz bliżej, więc zacząłem tylko szybciej poruszać dłonią i teraz bardziej skupiłem się na samej główce jego penisa.

Po chwili mogłem na języku już poczuć słonawy smak spermy. Mimo odruchu wymiotnego połknąłem wszystko.

Podniosłem się chwiejnie i oblizałem usta. Calum zaśmiał się cicho przyciągnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi i na linii szczęki.

— Byłeś niesamowity – uśmiechnąłem się na jego słowa.

A reszty opowiadać wam nie będę, bo nie jest to żaden film porno ani nic podobnego!







$

kogo zabrać ze sobą do piekła?

let's make a deal $ cakeWhere stories live. Discover now