Rozdział 48

4.5K 245 37
                                    

- Mam wyrzuty sumienia.- powiedział smutno Harry kiedy byliśmy w drodze na lotnisko.

- Hazz rozmawialiśmy o tym. Musisz tam jechać twój ojciec cię potrzebuje.

- Nie bardziej niż ty.

- Bardziej kochanie. Ja nie umrę a twój tata może. Proszę cię nie kłóć się już, bo znaczne się denerwować.

- Nie powinienem cię zostawiać. Możesz w każdej chwili urodzić.

- Błagam! Jest dopiero koniec stycznia, termin mam za trzy tygodnie.

- Melanie też urodziłeś wcześniej.

- Bo się zdenerwowałem!- usprawiedliwiłem.- Teraz żadna Kendall nie podniesie mi ciśnienia.

- Nie wybaczę sobie ani tobie jak urodzisz beze mnie syna!- fuknął.

- Nie urodzę. Skończmy już tę dyskusję. Przypominam, że jesteśmy już w drodze na lotnisko.

- Nie zdążę na swoje urodziny.- powiedział smutno.

- Hazz!- krzyknąłem.- Twój ojciec znowu jest w szpitalu a ty się martwisz, że nie spędzimy razem twoich urodzin.

- Przepraszam.

- No ja myślę.- burknąłem.

Dojechaliśmy na lotnisko a tam dołączyła do nas Gemma.

- Dbaj o was.- powiedział Harry, kiedy się w niego wtuliłem.

- Będę. Kochanie to tylko tydzień.

- Postaram się wrócić pierwszego.

- Nie musisz.

- Postaram się.- powiedział pewnie i pocałował mnie a potem schylił się do mojego brzucha.

- Siedź tam grzecznie Max dopóki tatuś nie wróci.

- Harry!- uderzyłem go w głowę.- Ile razy mam ci powtarzać, że nie nazwę tak syna!

- Się okaże.- mruknął pod nosem i po raz kolejny mnie pocałował.- Jedź ostrożnie.- upomniał.

- Jak zawsze Hazz. Kocham Cię.

- Ja ciebie też. – odpowiedział i posyłając mi w powietrzu ostatniego całusa skierował się do samolotu.

Oczywiście miałem dobrą minę do złej gry. Nie uśmiechało mi się, że loczek zostawia mnie samego kilka tygodni przed porodem, ale stan Desa po raz kolejny znacznie się pogorszył i ktoś musiał tam polecieć. Jasne, że Gemma mogłaby udać się tam sama. Jednak kiedy widziałem jej błagalny wzrok namówiłem do tego również mojego męża.

Wróciłem do naszego domu gdzie zostawiłem Melanie z Zaynem i Niallem.

- Jestem!- krzyknąłem ściągając kurtkę i buty.

- Tatuś...- usłyszałem krzyk mojej córki a następnie jej kroczki. Szybko wyszedłem jej naprzeciw a mała wskoczyła mi na ręce.

- Ostrożnie Melanie.- upomniałem ją.

- Dzie tata?- dopytała półsłówkiem.

- Poleciał do dziadka Desa.- powiedziałem.

- Nie ma?- upewniła się rozglądając się po salonie.

- Wróci. Leć się bawić.- powiedziałem i puściłem ją na nogi a ona natychmiast pobiegła do swojego pokoju zabaw.

- To dziecko ma niezliczone pokłady energii.- sapnął Zayn siadając obok swojego narzeczonego na kanapie a ja zaśmiałem się. To prawda Melanie była bardzo ruchliwym dzieckiem. Odkąd tylko zaczęła chodzić nie potrafiła usiedzieć chwilę w miejscu. Jednakże nie wymagała ciągłego pilnowania. Potrafiła zająć się swoją zabawą na dłuższą chwilę co u maluszków w jej wieku jest rzadkością. Jednak kiedy przyjeżdżał Zayn wykorzystywała go na każdy możliwy sposób. Ujek Zee przebijał wszystkich.

An accident that changed our lifeWhere stories live. Discover now