Rozdział 7

9.6K 562 149
                                    

Całą noc nie mogłem zasnąć. Co chwila sprawdzałem telefon upewniając się, że to się naprawdę zdarzyło a wiadomość widniejąca na mojej komórce tylko mnie w tym upewniała.

Od Harry

Dobranoc Lou. Słodkich i kolorowych snów. Ja na pewno będę śnić o Tobie z wzajemnością?? Xxx

Do Harry

Bezwątpienia. Dobranoc H. Xxx

*******************************

Tydzień minął mi jak z bicza strzelił. Wymiana wiadomości z Harrym na nawet krótkie rozmowy przed snem stały się dla nas codziennością. Brunet przepraszał bardzo za brak możliwości spotkania. Spowodowane było to jakimś nadchodzącym wydarzeniem w życiu zespołu. Ja nie chciałem wnikać. Dla mnie Harry nie jest sławny. Jest moim Harrym. Prrr.... Louis zagalopowałeś się chyba. Co mi tam za marzenia nie karzą. Jak już mówiłem minął tydzień. Oczywiście zaraz po powrocie z randki musiałem zdać całą relacje Vi, dlatego, że nasze zdjęcia znowu obiegły cały Internet. Dzień później pojawiły się one również w gazetach , dlatego też nie ominęła mnie rozmowa z mamą. Rodzicielka była bardzo zadowolona z mojej randki. Cieszyła się, że pozbierałem się po ciężkim rozstaniu jednak jak to mama kazała mi być ostrożnym. Dziś wypadała moja kontrola u lekarza a jutro długo oczekiwane rozpoczęcie pracy. Harry w rekompensacie za brak spotkania przez cały tydzień uprał się, że pojedzie ze mną na wizytę. Mimo mojego sprzeciwu był nieugięty. Tak więc, czekam w swoim mieszkaniu na przyjazd bruneta. Stwierdziłem, że nie mam zamiaru się stroić to nie kolejna randka. Założyłem zwykłą białą koszulkę i krótkie dżinsowe spodenki. Gdyby nie to, że przyznałem się do tej wizyty a on się uparł nawet bym na nią nie poszedł. Po co? Usłyszę to samo. Goi się. Zmniejszymy dawkę leków albo całkowicie je odstawimy. Bla, bla, bla... Ale cóż przyznałem się. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Szybko podszedłem do drzwi. Gdy je otworzyłem moim oczom ukazał się mój Bóg. Ubrany po raz kolejny w czarne obcisłe rurki, luźną białą koszulę na krótki rękaw, dzięki czemu mogłem zauważyć niezliczoną ilość tatuaży. Całość dopełniał brązowy kapelusz. Pieprzony kapelusz na jego pieprzonych lokach.

- Cześć- posłałem mu szczery uśmiech.

- Gotowy? – zapytał.

- Tak- powiedziałem. Zabierając z szafki klucze, portfel, telefon i moje pilotki. Szybko dotarliśmy do auta loczka. Nie było to te same czarne auto, co ostatnio. Wtedy było to czarne Audi A8 tym razem przed moją kamienicą stoi wielkich rozmiarów czarny Range Rover. Spojrzałem pytająco na bruneta.

- Zabieram Cię potem na wycieczkę. To auto jest wygodniejsze na jazdę w trasie- oznajmił.

- Na wycieczkę powiadasz?- uniosłem brew. Pokiwał oznajmująco głową i otworzył mi drzwi. Zgrabnie wsiadłem do wysokiego auta.- A zapytać o zdanie to już nie łaska?

- Niespodzianka!- krzyknął i odjechał spod mojej kamienicy.

Kiedy znaleźliśmy się już pod szpitalem Harry ponownie wysiadł z auta i otworzył mi drzwi.

- Harry nie musisz ze mną iść- oznajmiłem.

- Hmm- zastanowił się aktorsko kładąc palec na policzku- Gdyby nie to, że przez cały tydzień tłumaczyłeś mi, że ta wizyta jest bezsensowna oraz to, że nie zostałeś na obserwacji po wypadku tak jak prosił Cię lekarz- wyliczał- I to, że już dążyłem Cię poznać i wiem, że wszedłbyś do szpitala nie udając się na wizytę. Hmmm.... Chyba jednak pójdę z Tobą. Przede mną.- oznajmił władczym tonem i wskazał mi ręką drzwi szpitala. Spuściłem głowę, fuknąłem sobie pod nosem i powolnym krokiem udałem się na kontrolę. Podszedłem do recepcji i oznajmiłem, że już jestem. Pielęgniarka powiedziała, że zaraz wezwie mojego lekarza i prosiła, aby poczekać pod salą 123. Minęło już 15 minut a go nie było. Chodziłem w tą i z powrotem nie lubiąc czekać. Harry natomiast siedział spokojnie i widocznie bawiła go moja postawa. Cały czas uśmiechał się kręcąc głową. Jeszcze chwila i wpadnę w furię. Zacisnąłem pięści wziąłem głęboki oddech i już miałem wybuchnąć, kiedy poczułem na swoim ramieniu brodę loczka.

An accident that changed our lifeWhere stories live. Discover now