Rozdział 33

4.5K 270 48
                                    

Wolna sobota :) Nadrabiam braki :) Enjoy :* 

Harry Pow.

Minął tydzień od powrotu Louisa ze szpitala. Nasze życie zmieniło się całkowicie. Louis od tych siedmiu dni nie wypowiedział słowa. Nie chce jeść, nie śpi. Rozumiem, że starta dziecka mogła go przytłoczyć ale aż tak. Musiałem na chwilę odpuścić sobie pracę bo szatyn nawet nie stara się zauważyć Melanie. Moje prośby i próby zmuszenia go do zjedzenia czegokolwiek kończą się na zamknięciu się przez niego w jego gabinecie. Mówiąc, że jestem załamany skłamałbym. Załamany to zbyt mało powiedziane. Jednego dnia straciłem nienarodzone dziecko i narzeczonego. Na nic nasze próby rozmów z nim. Jedyną moją nadzieją był Zayn albo Gemma, ale ich starania też spaliły na panewce. Louis znikał z dnia na dzień. Jego oczy były przekrwione a pod nimi formowały się coraz większe sine worki spowodowane brakiem snu, twarz nie wyrażała żadnej emocji a mój sweter, który założył na siebie zaraz po powrocie stawał się coraz bardziej rozciągnięty. Z powodu braku jedzenia przestawał mieć siłę na jakiekolwiek czynności, siedział tylko w swoim gabinecie i z tego co zauważyłem przeglądał strony dla osób, które poroniły. Kiedy ja kładłem się spać on wracał na chwilę do łóżka ale zaraz potem zamykał się w łazience i płakał. Każda moja próba dotknięcia go, przytulania czy dodania otuchy kończyła się szybkim odskoczeniem i przerażeniem w oczach. Miałem wrażenie, że on zwyczajnie się mnie boi. Tak bardzo dziękowałem Liamowi, że zgodził się wrócić i zająć się wytwórnią. Przyjaciel zrozumiał nasze problemy i zaraz następnego dnia pojawił się w Londynie. On też próbował rozmawiać z Lou ale również bez skutku. Moją ostatnią nadzieją pozostawała Jay, ale tak bardzo nie chciałem jej i Anne do tego mieszać. Skończyłoby się to przeprowadzką mojej mamy do nas i zamartwianiem się Jay na odległość. Razem z Zaynem daliśmy Lou półtora tygodnia. Jeśli do tego czasu nie zacznie przynajmniej jeść wzywamy jego mamę. Malik codziennie zjawiał się u nas sprawdzić stan mojego narzeczonego.

- Jak dziś?- zapytał pojawiając się w kuchni gdzie gotowałem obiad.

- Bez zmian. Zjesz ze mną?- zapytałem

- Jasne.

- Wczoraj zjadł jabłko.- oznajmiłem ale widząc nutkę nadziei w oczach przyjaciela od razu dodałem.- I zwymiotował je po pięciu minutach.

- Harry to przestaje być zdrowe.

- Wiem Ze. Wiem, ale przecież nie przypnę go do łóżka i nie nakarmię na siłę.- powiedziałem stawiając przed nim talerz z obiadem i zaczęliśmy jeść.

- Może trzeba tak zrobić.- zasugerował a ja spojrzałem na niego wymownie.- Dobra głupi pomysł. Chyba naprawdę musisz zadzwonić po Jay.

- Muszę. Tak bardzo nie chciałem jej w to mieszać.

- Louis to jej dziecko Hazz będzie miała ci to za złe jeśli dowie się o tym ostatnia a wiesz ciężka ręka mamy J. może pomóc.- zaśmiał się.

- On nie potrzebuje ciężkiej ręki a miłości.

- Ty go przecież kochasz.

- On się mnie boi Zayn. Nie pozwala się zbliżyć na kilka centymetrów a już o dotknięciu go zapomnij.- powiedziałem smutno a w moich oczach pojawiły się łzy.

- Boże mam ochotę iść i mu przyłożyć.- oznajmił zezłoszczony.

- Zayn!- skarciłem go.- On stracił dziecko ma prawo to przeżywać.

- A ty nie?- zapytał dość głośno wstając od stołu.- Ty nie go nie straciłeś? Samo się znalazło w jego brzuchu? Nie broń go Harry. Masz takie samo przeżywać to poronienie jak on. Zrozumiem, że jest to naprawdę ciężkie przeżycie ale nie można się tak zachowywać. Odtrącił ciebie, mnie, Gemms a co gorsza Melanie!

An accident that changed our lifeWhere stories live. Discover now