Rozdział 37

47 7 3
                                    

Wróciłam do domu po 22. Jestem zmęczona, a mój mózg się powoli wyłącza.

- Ten chłopak to prawdziwe złoto. - tak jak mówiłam, mama się nim zachwyca. - Mam nadzieje, że weźmiesz z niego przykład.

Oh, tak. Już biorę kartkę z długopisem i wszystko zapisuje. Błagam mamo.

Kładę się spać. Mam nadzieje że go tak szybko nie spotkam.

***

Mijają 2 dni i odzyskuje mój głos. Tak się cieszę, że wkoło o czymś mówię.
Dziś idę na salę. Niedługo następny etap.

- Momo! - rzucają się wszyscy. - Mieliśmy cię odwiedzić!

- Tak... Żebym was też zaraziła? Oh, nie ma tak dobrze. Musimy pracować i obiecuje, że będzie coraz ciężej.

- Damy radę! - wykrzyczała Tikimo.

Ułożyłam nowy układ nad którym dużo pracowałam.

Zaczęliśmy od rozgrzewki a później od poznania choreografii.

***

Tak minęły mi 4 godziny.  Ah, ten czas szybko leci.

Wracam do domu słuchając muzyki. Gdy ma się w uszach słuchawki, lepiej i szybciej ci się wraca.

Niespodziewanie mój wzrok zatrzymuje się, gdy widzę mamę i sąsiada, do którego mam najbliżej 3 kilometry.

- Dzień dobry. - kłaniam się z szacunkiem do starszej osoby i lekko podnoszę kąciki ust. - Znowu te pudła?

- Ah! Momo! Już wróciłaś? - odezwała się mama. Była zdziwiona moim widokiem. - Może zjesz coś?

- Mamo nie jestem dzieckiem. Dlaczego zajmujesz się znowu tymi pudłami?

- To rzeczy po mojej mamie. Chce je wszystkie mieć w garażu.

- Serio jest ich aż tak dużo? - nie chciałam wierzyć w słowa mamy.

- Chcę ci zrobić niespodziankę...

Nie słuchając już kobiety, weszłam do mojego pokoju. Rzuciłam się na miękkie łóżko. Niestety wszystko psuje telefon, którego zapomniałam wyciszyć.

- Co tam Zack? - przystawiam urządzenie do ucha.

- Mam dla ciebie notatki i... musimy się spotkać. - zmienił głos na bardziej poważny.

- W parku za dwadzieścia minut. - rozłączyłam się. Ciekawi mnie co się stało, że akurat teraz musze ponownie wyjść z domu.

Zbiegam na dół i zakładam ciepły płaszcz i ciemne adidasy.

Szybko minęła mi droga. W oddali widziałam dygoczącego z zimna przyjaciela. Podbiegłam z myślą, że wypowiedziane przez niego słowa będą dla mnie dobrze znaczyły.

- Co tam? Tupię nogą w kostkę chodnika.

- Powiem z mostu. Luke dziś niezbyt dobrze się czuł. Zabrało go pogotowie i leży w szpitalu.  Nic nie wiem dlaczego. Chłopaki też,  takie pizdy z nich.

- Nie rozumiem. - krzywię się na ostanie zdanie.

- Rom, Kai i Luke coś ukrywają.  Nawet unikają mnie, gdy do nich podchodzę. - patrzy mi prosto w oczy.  Wiem co może czuć Zack, jest najstarszy z naszej paczki a,  o wszystkim dowiaduje się ostatni i mniej czasu mu poświęcamy. - wiem,  ty również jesteś w takiej samej jak ja sytuacji.

- Porozmawiam z nim jutro. Chcę by wszystko wyjaśnił. - dostaje do rąk zeszyt,  w którym pewno znajdują się tematy z przedmiotów.

- Do jutra.  - Przytula mnie na pożegnanie.

***

Randka z matematyką... Dużo tego jest. Nie jestem pewna czy wszystko przepisze. Jest po dwudziestej drugiej i ledwo widzę. Muszę to skończyć.

Dlaczego w takiej sytuacji zawsze w myślach tkwi mi Luke. Naprawdę ostatnio się zmienił. Te zabrane pieniądze, tajemnicza dziewczyna...

Przesuwam ręką po biurku wszystko zwalając na podłogę i robiąc duży hałas. Wszystko mnie denerwuje. Luke, przyjaciele,  rodzina...  jeszcze nowy brat. Zaciskam pięści. Obym go więcej nie spotkała. Mam naprawdę wszystkiego dość.

Czuje delikatny dotyk. Wiem, że to Nathan, więc się nie odwracam. Próbuje opanować emocje, by nie wyjść na głupią. Niestety jedna łza spływa po policzku powodując u mnie szloch.

____________________________________


Jeżeli to czytasz zostaw po sobie komentarz lub gwiazdkę!

Momo Where stories live. Discover now