Rozdział 22

60 12 1
                                    

Minęło pare dni. Zaczęły się wakacje. Wszędzie ludzie i wyjazdy.

Impreza u Kaia trwała do białego rana. Dobrze, że pojechałam do domu wcześniej z Luke i Nathanem.

* - Dlaczego się denerwujesz? - spojrzał Nathan prowadząc samochód. - Chodzi o tego nieprzytomnego?

- To mój przyjaciel! Nie powinnam go zostawiać samego...

- Zaniose go do domu i po sprawie.

- Wątpię. Jego mama może być zdenerwowana, że znów się upił.

- Jesteśmy. - powiedział otwierając mi drzwi, po czym otworzył tylnie i wyciągnął z siedzeń przyjaciela.

Drzwi były otwarte, to źle znaczyło.
Gdy weszliśmy do mieszkania, na przeciwko nas stała pani Cook.

- Czekałam na niego.

- Ciociu, ja przepraszam... - próbowałam się wytłumaczyć.

- Nie musisz. Musze się powoli przyzwyczajać.

- Ym... Ale to moja wina. Zostawiłam go samego...

- Nie twoja. Dobrze, że wrócił cały do domu. Tobie również dziękuję. - spojrzała się na Nathana.

- Momo poprosiła mnie o pomoc... Dobranoc.

- Dobranoc dzieciaki.

Wróciliśmy do samochodu. Brat Tikimo zawiózł mnie do domu.

- Dzięki.

- Zaczekaj. - złapał mnie za nadgarstek.

- Możesz mnie nie łapać za nadgarstek? To boli! - sykłam.

- Wybacz. - podszedł do mnie. - Mi on nie jest potrzebny. Weź go. - Podał mi wisiorek.

- Nie powinnam.

- Nie interesuje mnie to. - odwrócił mnie i zapał wisiorek na mojej szyji.

- To ja idę. Cześć.

Chłopak nie odezwał się tylko wsiadł do auta i odjechał. *

Ten wieczór nie daje mi spokoju. Nadal widzę tego cwaniaczka przed oczami.
Zamiast myśleć o tym powinnam odwiedzić Tikimo.

***

Weszłam do "Willi" Martinez. Dziecki rzuciły się na mnie. Tyle w nich miłości i radości!

- Momo! - podeszła Tikimo i wtuliła się mocno. - Gdzie mamy ćwiczyć?

O tym sama nie pomyślałam...

- U kogoś w domu to lipa... - odezwał się Jackson.

- Tamta klasa nie jest nasza. - Przytakneły bliźniaczki.

- Nie mam pojęcia...

Już zaczęły się problemy.

***

Niestety to nie koniec problemów. Musze jeszcze ułożyć choreografię i znaleźć podkład.
W co ja się wplątałam...

Potrzebowałam pomocy.

- Momo? Co tam? - odezwał się głos z mojego telefonu.

- Możemy się spotkać?

- Jasne. Za pół godziny w kawiarni?

- Okej. - rozłączyłam połączenie.

Po dziesięciu minutach czekałam na przyjaciela w ustalonym miejscu.

- Poproszę kawę, zieloną herbatę i sernik. - zwróciłam się do kelnera.

- Momo. - usłyszałam głos chłopaka.

- Cześć Zack. - przybiłam piątkę z chłopakiem.

- Więc... Mów o co chodzi. - od razu wiedział, że jest coś nie tak.

- Potrzebuje miejsca, dużej sali... Biorę udział w konkursie tanecznym.

Kelner przyniósł zamówienie.

- Ćwiczysz dzieciaki? - wziął łyk kawy.

- Tak, jest ich sześciu. Musze jeszcze ułożyć choreografię i podkład.

- A gdzie wcześniej trenowaliście?

- W starej sali muzycznej w technikum... - Wypiłam herbatę.

- Wystarczy remont.

- Zack! To dobry pomysł..., ale co na to dyrektor?

- Są wakacje. Dasz radę. - skosztował kawałek ciasta. - Od kiedy się nim przejmujesz?

-Sama nie wiem. Jakoś się zmieniłam przez ten czas.

- I to o wiele! - zaśmiał się.

Z Zackiem spędziłam jeszcze 2 dobre godziny. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy.

Około dziewiętnastej wracałam do domu. Słuchałam muzyki, by droga wydawała się krótka. Zauważyłam, że ktoś w czarnym bmv mnie obserwuje. Przyśpieszyłam tempo chodu. Czułam, jak jedzie blisko mnie.

Siegnełam po telefon, by do kogoś zadzwonić.
Auto się zatrzymało, a ciemna szyba zniżyła się.

- Kaczuszka sama chodzi o tej porze?

- Nathan idioto! - wybuchłam złością. - myślałam, że chcą mnie porwać czy...

- Nie mam po co cie porywać. Chociaż zobaczyłem twój strach. - zaśmiał się.

- Chcesz umrzeć? - przyłożyłam pięść do jego podbródka.

- Zabawne. - złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do siebie.

____________________________________
Następny rozdział w sobotę

Jeżeli to czytasz zostaw po sobie komentarz lub gwiazdkę!

Momo Where stories live. Discover now